poniedziałek, 28 grudnia 2020

50. Dawni przyjaciele

            Długo siedziałam w Pokoju Wspólnym, wyczekując powrotu Huncwotów. Pomieszczenie stawało się coraz bardziej puste, aż w końcu zostałam całkowicie sama. Ręce trzęsły mi się z nerwów. Powinni byli już dawno wrócić. Jedyne co przychodziło mi do głowy, to że po raz kolejny wpakowali się w tarapaty.

Nagle usłyszałam kogoś wchodzącego przez przejście w portrecie i odruchowo chwyciłam różdżkę.

            -Lily? Czemu jeszcze nie śpisz?- spytała zaskoczona Dorcas, która właśnie pojawiła się w pomieszczeniu.

            -Ach, to ty. Czekam na nich, długo ich nie ma- odpowiedziałam, spuszczając głowę.

Przyjaciółka przysiadła się do mnie i objęła mnie delikatnie ramieniem.

            -Nie martw się, na pewno wszystko z nimi w porządku. Sama wiesz, że bez względu na to w jakie kłopoty się wpakują, zawsze wychodzą z tego bez szwanku.- Uśmiechnęła się nieznacznie, uspokajając mnie trochę.

Nie zdążyłam już odpowiedzieć, bo w pokoju natychmiast pojawili się Huncwoci. Ich ciężkie oddechy dało się słyszeć zanim jeszcze nas zauważyli.

            -Chyba jej nie ufasz, James!- krzyknął Remus.

Natychmiast podniosłyśmy się z kanapy i spojrzałyśmy wyczekująco w stronę przyjaciół. Potter zamarł kiedy zobaczył mnie w Pokoju Wspólnym. Tym bardziej zrobiłam się podejrzliwa.

            -Komu ma nie ufać?- spytałam, całkowicie zbita z tropu.

Spojrzenie Jamesa, przeszywające podłogę utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że jednak powinnam się martwić. 

 

 

            -Eee… Lily? Nie śpisz jeszcze?- wyjąkał niepewnie Syriusz.

            -Nie pogrążaj się, Łapo. O co chodzi?- W moim głosie przeważało już zdenerwowanie.- Potter?

            -To my już pójdziemy, tam gdzie mieliśmy iść, a wy sobie porozmawiajcie- dodał Black i już miał opuścić pokój, kiedy przerwała mu Dorcas.

            -Skoro tak, to chętnie pójdę z wami.- Uśmiechnęła się ironicznie i skrzyżowała ręce na piersi.

            -Nie ma mowy, Meadowes. To nie wyprawa dla kobiet, więc idź grzecznie do łóżka i może przyśni ci się jakiś przystojny Huncwot.- Znacząco poruszył brwiami.

Remus i Peter, wiedząc co nadchodzi, chcieli zlać się ze ścianą, ale że było to niemożliwe, odsunęli się najbliżej drzwi, jak tylko się dało.

            -Black, ty skończony kretynie, myślisz, że cokolwiek obchodzi mnie twoje zdanie? Albo zabieracie mnie ze sobą, albo obudzę zaraz cały Pokój Wspólny i gwarantuję wam, że nigdzie dziś nie pójdziecie.- Zgromiła go spojrzeniem.

W duchu biłam brawa.

            -Panie przodem- odparł zrezygnowany, wskazując dłonią przejście w portrecie.

Dorcas uśmiechnęła się szeroko i podążyła w kierunku ukazanym przez Blacka. Zostałam z Potterem sama i poczułam negatywną atmosferę między nami. Teraz już nie wpatrywał się w podłogę, ale we mnie. Z jego wzroku trudno było wyczytać jakiekolwiek emocje.

            -A więc komu masz nie ufać?- spytałam nieco spokojniej, krzyżując ręce na piersi.

            -Lily, wiem, że zaraz się wściekniesz, ale zanim cokolwiek sobie pomyślisz, musisz zrozumieć, że dzięki temu jesteśmy o krok bliżej od powstrzymania ataku na szkołę- powiedział stanowczo, podchodząc bliżej, jakby starał się być gotowy na atak wściekłości.

            -Mów natychmiast o co chodzi- syknęłam.

            -Rozmawiałem z Valerie i powiedziała mi gdzie jest tajne przejście, z którego nastąpi atak- powiedział szybko i natychmiast zamilkł, czekając na reakcję.

Czułam jak serce chce wyskoczyć z mojej piersi.

            -Skąd ona wzięła się w Hogwarcie i dlaczego w ogóle z nią rozmawiałeś? Merlinie, James, czy ty oszalałeś? Zapomniałeś już, że przez nią Ann…- Zamarłam.

Nie potrafiłam wypowiedzieć tych słów. James natychmiast to wyczuł i przytulił mnie mocno do siebie. Chwilę trwałam w jego uścisku, ale za moment wyrwałam się.

            -Lily, zrozum proszę, że nie miałem wyjścia, a ona powiedziała mi wszystko co chcieliśmy wiedzieć- dodał, próbując mnie uspokoić.

            -A ty jej tak po prostu uwierzyłeś. Po tym wszystkim.- Spojrzałam na niego z wyrzutem.

            -Ona…Nie jest taka zła jak myśleliśmy.- Te słowa zdecydowanie przechyliły szalę.

            -Czy ty oszalałeś? Jaki dobry powód mogła mieć, żeby doprowadzić do śmierci naszej przyjaciółki i prawie do naszej?!- krzyknęłam, kompletnie ignorując późną porę i miejsce, w którym się znajdujemy.

James w ostatniej chwili wyciszył pomieszczenie.

            -Wszystko ci opowiem, ale teraz muszę już iść. Wiem, że jesteś na mnie wściekła, ale proszę, musisz się opanować, bo oni mogą być w niebezpieczeństwie.

            -Opanować? Opanować?! Potter, ja w ogóle nie zamierzam cię już słuchać.- Czułam jak moja twarz robi się czerwona z wściekłości.

James wyraźnie nie mógł uwierzyć w moje słowa. Doskonale wiedziałam jednak, że zdawał sobie sprawę z tego, że szargają mną emocje.

            -Porozmawiamy o tym jutro, wracaj do dormitorium, Lily- dodał, starając się ukryć smutek.

            -Jeśli myślisz, że zostawię przyjaciół to jesteś w wielkim błędzie- powiedziałam, szybkim krokiem kierując się w stronę przejścia.

Nie dałam mu mnie zatrzymać, rzuciłam się biegiem, kompletnie zapominając, że nie mam pojęcia gdzie iść. Na szczęście Potter nie pozwolił mi odejść daleko. Złapał mnie mocno za ramię i jednym zręcznym ruchem przyciągnął mnie do ściany, blokując własnym ciałem. Jednocześnie złapał mnie dłonią za tył głowy, żebym nie uderzyła nią w ścianę.

            -Czy do ciebie może w końcu dotrzeć, że nie chcę, żebyś się narażała, bo cholernie się o ciebie boję?- szepnął, bo jego twarz znajdywała się tak blisko mojego ucha, że nie było sensu mówić głośniej.

Zadrżałam.

            -A czy ty możesz zrozumieć, że nie masz nade mną żadnej władzy? Zostawiłbyś przyjaciół bez pomocy i poszedł do dormitorium, gdybyś był na moim miejscu?

Nie odpowiedział. Nie musiał. Znałam odpowiedź.

            -Proszę, nie chcę cię znów stracić.- Tym razem wyczułam ból w jego głosie.

            -Nie stracisz mnie, nie stracisz nikogo, ale zabierz mnie ze sobą. Razem jesteśmy silniejsi- odpowiedziałam, biorąc jego twarz w dłonie.

Złość uleciała ze mnie w jednym momencie. Pocałowałam delikatnie jego usta.

            -Proszę- szepnęłam.

James wpił się mocno w moje wargi, nie pozwalając złapać oddechu. Po chwili oderwał się ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy.

            -Trzymaj się blisko mnie.- Ucałował moje czoło i mocno złapał mnie za rękę.

Szybkim krokiem podążyliśmy do przejścia, gdzie zastał nas straszny widok. Peter leżał na podłodze, nieudolnie starając się podnieść, a zapłakana Dorcas klęczała tuż obok nieprzytomnego Łapy. Tuż przed nimi stało pięć zamaskowanych postaci. Ścisnęłam mocniej rękę Jamesa, który natychmiast zasłonił mnie własnym ciałem. Atak jednak nie nastąpił…

 

***

 

~Narracja trzecioosobowa~

            -To wasza ostatnia szansa, jeśli nie ustąpicie, możecie pożegnać się z życiem- powiedział znajomy głos, należący do zamaskowanej postaci. Wszyscy doskonale rozpoznali Mulcibera, mimo że nie widzieli jego twarzy.

            -Nie pozwolę wam już nikogo skrzywdzić- odparł stanowczo Remus, mocno ściskając różdżkę wyciągniętą w kierunku oprawców.

            -Kogo my tu mamy- odezwał się kolejny ze Śmierciożerców.- Potter, czekaliśmy na ciebie.

            -Jest twój.- Zza maski syknął głos Malfoya, zwracającego się w stronę jednego z towarzyszy.

            -Znowu mieszasz się w nie swoje sprawy, Potter. Najwyższy czas, żeby w końcu wbić ci coś do głowy- powiedział zimny głos, który wszyscy doskonale znali. Severus Snape.

Lily poczuła ścisk w żołądku i z całej siły chwyciła różdżkę w dłoń.

            -Severusie, dość- powiedziała łamiącym się głosem Evans.

            -A ty jak zwykle tam, gdzie cię nie chcą- syknął Malfoy.

            -Och Malfoy, przestań zgrywać ważniaka. Wszyscy doskonale wiedzą, że jedyne w czym jesteś dobry, to pochwała czystej krwi, a to niezbyt wielki talent- powiedział spokojnie James, wciąż starając się zasłonić Lily swoim ciałem.

Dziewczyna coraz bardziej wysuwała się naprzód.

            -Snape, zaczynaj- warknął wściekły Lucjusz.

            -Expelliarmus.- Zaklęcie wydobyło się z różdżki Lily i skierowane zostało w stronę byłego przyjaciela, jednak ten szybko odparł atak.

            -Nie trzeba było tego robić, szlamo- powiedział Mulciber i niewerbalnym zaklęciem uderzyłby w dziewczynę, gdyby nie szybka reakcja Jamesa.

Lily i Remus wdali się w walkę z zamaskowanymi postaciami, a Potter spokojnie czekał na atak ze strony Snape’a. Severus jednak obrał inną taktykę i po krótkim zastanowieniu, uderzył zaklęciem w plecy Evans, która runęła na ziemię. Zszokowany Rogacz odruchowo ruszył w stronę dziewczyny, jednak nie zdążył do niej dotrzeć.

            -Crucio- szepnął Snape, kierując różdżkę w stronę rywala.

Tym razem to Potter leżał na zimnej podłodze i wił się z bólu. Ze wszystkich sił starał się nie krzyczeć, jednak cierpienie było tak silne, że już po chwili z jego gardła wydobył się przeraźliwy głos. Po jego policzku popłynęły pierwsze łzy, których nie był w stanie pohamować. Evans podniosła się resztkami sił i cisnęła zaklęciem w przyjaciela, który mimowolnie przerwał swoje. James poczuł chwilową ulgę.

            -Ty ruda szlamo, myślisz, że możesz nas powstrzymać?- odezwał się tym razem głos Evana Rosiera.- Avada…- zaczął, jednak nie było mu dane skończyć, ponieważ z niewiadomych przyczyn, na jego ciele zaczęły pojawiać się głębokie rany.

Rosier padł na ziemię przerażony, patrząc na krwawiące ciało. Po chwili nie miał już siły się ruszyć. Pozostali Śmierciożercy nie wiedzieli jak się zachować. Pierwszy raz widzieli takie zaklęcie. Tym bardziej przeraziło ich, że nie wiedzieli skąd do nich dotarło.

Chwilę dezorientacji wykorzystał Peter, do tej pory trzymający się z boku i deportował się na oczach wszystkich.

            -Co mu zrobiłaś?- krzyknął Mulciber w stronę Lily.

            -To nie ja- dodała zmieszana dziewczyna.

Faktycznie nie wiedziała co się dzieje. Remus szybko znalazł się tuż obok przyjaciółki, gotów do bronienia jej do samego końca. James ledwo przytomny leżał na ziemi, tuż obok nieprzytomnego Syriusza. Dorcas wciąż znajdowała się blisko niego, tym razem w pełni przygotowana na atak.

            -Gdzie jest Peter?- szepnęła Lily.

            -Nie mam pojęcia- odpowiedział przestraszony Remus.- Wszystko będzie dobrze, Lily- dodał już bardziej stanowczym głosem.

            -Dość tego, zabierz go stąd, Mulciber. Ja i Severus zakończymy to raz na zawsze- powiedział zdenerwowany Malfoy.

Po chwili dwójka Śmierciożerców zniknęła w smugach czarnego dymu. Snape, Malfoy i jeszcze jeden, którego nikt jeszcze nie zidentyfikował, zostali, gotowi do dokończenia zaplanowanego przedsięwzięcia.

Nagle, w pomieszczeniu pojawili się aurorzy, którzy nie czekając ani chwili, rzucili pierwszymi zaklęciami w przeciwników. James wreszcie zebrał w sobie wszystkie pozostałe siły i podniósł się z zimnej podłogi. Tak szybko jak tylko umiał znalazł się przy pannie Evans, która w tym momencie walczyła z zakapturzoną postacią. Jednym silnym zaklęciem powaliła ją na ziemię, w którą uderzyła tak mocno, że maska, którą do tej pory nosiła, upadła na podłogę. Dziewczyna ujrzała twarz przeciwnika i aż otworzyła usta ze zdziwienia. Tuż przed nią stała Valerie Sinclair. James nie wiedział jak się zachować. Remus szybko stanął przed przyjaciółką, gotów do obronienia jej przed atakiem własną piersią.

            -Długo czekałem na to spotkanie- powiedział wściekły Lupin.

Valerie milczała, wiedząc, że jest obserwowana przez pozostałych Śmierciożerców. Nie wiedziała co powiedzieć.

            -Sinclair, znikaj stąd- wrzasnął Malfoy i po chwili sam zniknął w strugach czarnego dymu. Valerie obdarzyła Pottera tęsknym spojrzeniem.

Zanim ktokolwiek się odezwał, ona i Severus również uciekli.

Lily spojrzała zdezorientowana na twarz Jamesa, ale nie wyczytała z niej żadnej emocji. Chłopak stał bez ruchu, dopóki Lupin nie chwycił go za ramię.

            -Już wiesz, że nie warto- szepnął.

Potter spojrzał przyjacielowi w oczy i powoli, zrezygnowany, skinął głową. 

 

***

 

            Siedziałam wtulona w Jamesa na jego łóżku. Chłopak nerwowo gładził mnie po czubku głowy, obserwując przechadzającego się po pokoju Petera. Cisza trwała już dłuższą chwilę, ale na szczęście, do dormitorium wpadł zmęczony od biegu Remus.

            -Luniek, jak z nim?- Potter spojrzał na przyjaciela z nadzieją.

            -Już wszystko dobrze, wieczorem powinien już znowu narzekać na brak zajęcia, a my będziemy musieli go słuchać- odpowiedział spokojnie.

            -Całe szczęście, że wezwałeś pomoc, Glizdogonie. Gdyby nie ty, wszyscy moglibyśmy już nie żyć- powiedział w kierunku przyjaciela James.

Peter obdarzył go wyraźnym uśmiechem, a na jego policzek wpłynęły rumieńce. Lubił być w centrum uwagi swoich przyjaciół.

            -Dziękujemy, Peter- tym razem to ja obdarzyłam go uśmiechem, a jego twarz przybrała kolor purpury.

            -Glizdku, Dumbledore prosił, żebyś do niego przyszedł- dodał Lupin.

Peter energicznie zerwał się z łóżka i gotów do dalszych pochwał, stał już przy wyjściu z dormitorium.

            -Idziesz ze mną, Remusie?- spytał entuzjastycznie.

            -Tak, muszę porozmawiać z Dorcas- odparł i po chwili oboje zniknęli za drzwiami pokoju.

Zostaliśmy z Jamesem sami. Postanowiłam nie tracić ani chwili i podniosłam się tak, żeby móc spojrzeć mu w oczy.

            -Jak się czujesz?- spytałam zmartwiona.

            -Fizycznie już doszedłem do siebie. Parę eliksirów wzmacniających i prawie zapomniałem już o torturach.- Zaśmiał się delikatnie, na co i ja uniosłam kąciki ust.- Psychicznie jest gorzej.

Znów przylgnęłam do niego ciałem i oparłam jego głowę o moje ramię.

            -Domyślam się, że zdrada Valerie jest dla ciebie bolesna. Myślę, że cię rozumiem, bo…- Nie zdążyłam dokończyć.

            -Bo ciebie spotkało to samo ze strony Snape’a.- James skwitował moją myśl.

            -Eee… powiedzmy- powiedziałam niepewnie.

            -Lily, musimy przestać kłócić się o głupoty i zacząć być ze sobą kompletnie szczerzy.- Nie spodziewałam się usłyszeć tak mądrych słów od chłopaka.- A więc ja zacznę. Zależało mi na Valerie do ostatniego momentu, dopóki nie zrozumiałem, że już jest za późno i nie można jej pomóc. Ona wybrała swoją drogę i nawet jeśli rozumiem, że robi to dla rodziny, nie pochwalam tego. Skończyłem z przejmowaniem się decyzjami ludzi, na których nie mam już wpływu.

Moje serce zabiło mocniej. Te słowa nigdy nie padłyby z ust Pottera sprzed dwóch lat. Chłopak przeszedł niesamowitą metamorfozę charakteru. Z tym mężczyzną jestem gotowa spędzić resztę swojego życia.

Nagle przypomniało mi się o pierścionku, który znaleźliśmy z Remusem, ale pytający znak Jamesa przerwał moje rozważania.

            -A więc ja też będę z tobą całkowicie szczera. Severus był dla mnie bardzo ważny i długo nie potrafiłam z niego zrezygnować. Nawet po piątym roku, miałam jeszcze nadzieję. Wszystko zmieniło się, kiedy usłyszałam, że chce cię skrzywdzić. To przecież tak jakby skrzywdził mnie. Dopiero teraz jestem w stanie powiedzieć, że ten człowiek nic już dla mnie nie znaczy.

            -Jestem z ciebie taki dumny, Evans.- Uśmiechnął się szyderczo.

            -Och tak? A co ja takiego wyjątkowego teraz zrobiłam?- Zaśmiałam się widząc jego minę.  

 


            -W końcu, po tylu latach zburzyłaś mur między nami. Zaufałaś mi na tyle, żeby wyznać mi prawdę i tylko prawdę. To nie w twoim stylu, Bezwstydna.

Na wspomnienie o pseudonimie nadanym mi przez Dorcas, wybuchłam melodyjnym śmiechem.

            -Ani w twoim, Napuszony Potterze. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek uznam, że chcę, żebyś to ty spędził ze mną całe życie- powiedziałam, wciąż delikatnie się śmiejąc.

James jednak nagle spoważniał.

            -Mówisz poważnie?- spytał, patrząc mi głęboko w oczy.

            -Tak, wiele razy ci to już mówiłam- dodałam speszona.

            -To akurat nie jest prawda. Nigdy nie powiedziałaś mi tego w taki sposób, a więc pytam jeszcze raz. Mówisz poważnie?- Złapał mnie mocno za ręce, wciąż lustrując spojrzeniem.

            -Tak, James- odpowiedziałam drążącym głosem.

Czułam jak serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Przed oczami pojawił mi się znów znaleziony pierścionek. Czy James naprawdę chciał mi się oświadczyć? Czy zamierzał zrobić to teraz?

            -W takim razie…- zaczął, ale natychmiast mu przerwałam.

            -Czekaj- powiedziałam szybko, a chłopak spojrzał na mnie zdziwiony.- Chcę o coś spytać.

            -Pytaj- odpowiedział.

            -Ja… Wstyd się przyznać, ale znalazłam coś tutaj.- Zaczęłam. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem kompletną idiotką. Sama nie potrafiłam sobie wyjaśnić dlaczego przerwałam tą chwilę, a co więcej, zaraz popsuję mu niespodziankę. Poczułam w sobie jednak odrobinę strachu. Nie chciałam żeby wydarzyło się to pod wpływem chwili.

            -Co takiego?- ponaglił mnie.

Wciągnęłam głęboko powietrze.

            -Pierścionek.

James z początku wpatrywał się we mnie jakbym zrzuciła mu wielką książkę na głowę, jednak po chwili on… zaniósł się donośnym śmiechem. Zdecydowanie nie takiej reakcji oczekiwałam. Zmarszczyłam brwi i zgromiłam go spojrzeniem. Już wiedział, że jego reakcja mogła zostać źle zrozumiana.

            -Och, przepraszam że się śmieję, bo to wcale nie jest zabawne. To znaczy dla ciebie nie jest. Kiedyś ci to wytłumaczę, ale…- Po tych słowach pojawiła się kolejna dawka śmiechu.

Chwyciłam najbliżej leżącą książkę i uderzyłam chłopaka delikatnie w tył głowy. Nawet to nie sprawiło, że przestał się śmiać. Wciąż rozbawiony przygwoździł moje ciało do łóżka, kładąc się na mnie. Pogładził mnie ręką po twarzy i delikatnie ucałował moje usta.

            -To pierścionek Syriusza- powiedział już dużo spokojniej.

Zamurowało mnie. Tego kompletnie się nie spodziewałam. James widząc moją reakcję, znów pocałował moje usta, tym razem nieco mocniej.

            -Lepiej mu o nim nie wspominaj, to wystarczająco trudny dla niego temat- dodał.

            -Skoro tak, to dlaczego się śmiałeś?- spytałam zdezorientowana.

            -Bo chciałaś, żeby był mój.- Chłopak znów uśmiechnął się szyderczo.

            -Wcale nie!- krzyknęłam odruchowo.

            -Evans, mnie nie oszukasz.- W duchu przyznałam mu jednak rację.- Jestem Huncwotem, pamiętaj o tym. Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym na to, żebyś go zobaczyła? Że byłbym tak nieostrożny, w najważniejszej misji Huncwota? Masz mnie za amatora?- Potter doskonale udawał obrażonego.

Tym razem to ja się zaśmiałam. Ale czy naprawdę było mi do śmiechu?

            -Masz rację- szepnęłam i pocałowałam go mocno.

            -Cierpliwości, moja miła- dodał między pocałunkami.

Tego wieczora już nie dał mi ani sekundy na myślenie o czymkolwiek innym niż jego usta.

Theme by MIA