niedziela, 7 lipca 2013

22. Koty chodzą własnymi ścieżkami


Wszystko uległo diametralnym zmianom. Cała relacja między mną, a Potterem stała się dziwna. On teraz ciągle traktuje mnie jakbym była jego dziewczyną. Po tej randce zachowuje się cały czas jakby już mnie zdobył. Jakby osiągnął tak długo wyczekiwany cel. Nigdy nie chciałam być dla nikogo tylko celem. Nie miałam zamiaru pozwolić mu zachowywać się w ten sposób.
Zbliżał się mecz Quidditcha „Gryffindor vs. Ravenclaw”, Katie była strasznie przejęta całą sytuacją. Ostatnimi czasy bardzo zaczęło jej zależeć na wygranych meczach, na treningach i na kondycji, której tak potrzebowała, żeby grać.
Siedziałyśmy w Wielkiej Sali, skupiając się na rozmowach i na śniadaniu.
- No i wtedy, on powiedział mi, że mam zabawną minę, kiedy się złoszczę. Czy to nie urocze ? – cieszyła się Alicja.
Roześmiałyśmy się na opowieść brunetki. Ona i Frank mieli się ku sobie, i było to widać na pierwszy rzut oka. Longbottom jest starszy od nas o rok i również należy do Gryffindoru. Gra w drużynie Quidditcha oraz należy do klubu pojedynków.
Zamoczyłam łyżkę w mojej porcji owsianki i zaczęłam ją konsumować. Nie było mi dane jednak dokończyć. Już po chwili pojawili się Huncwoci i oczywiście przysiedli się do nas. Potter od razu zajął miejsce obok mnie i zaczął się szczerzyć w ten charakterystyczny dla niego sposób. W tym momencie byłam gotowa jedynie go zabić.
- Cześć Lilusiu – powiedział napuszony łeb i spróbował się do mnie przytulić. Odepchnęłam go od siebie całą siłą, jaką dysponowałam. Jego zdziwiona mina z pewnością zapadnie mi w pamięć na długo. Wyglądał tak jakby uderzył w niego piorun.
- Żadna Lilusiu, Potter ! Odsuń się ode mnie ! – krzyknęłam, odsuwając się od niego jeszcze dalej.
Przyjaciele spojrzeli na mnie zdziwieni. Może przyzwyczaili się już do tego, że tolerowałam te słodkie słówka. Ostatnio było tak, ale postanowiłam to zmienić. Randka z Jamesem była bardzo miła, i ten pocałunek. To wszystko ogromnie wiele dla mnie znaczyło, ale nie pozwolę traktować się w ten sposób. Nie jesteśmy razem, to było jedno spotkanie, nic więcej.
Nie wytrzymałam, wstałam od stołu i pobiegłam w kierunku błoni Hogwartu. Byłam wściekła, po policzkach popłynęły mi łzy bezradności. Usiadłam pod drzewem, w zacienionym miejscu. Wszystko na dworze wyglądało pięknie, kwitły kwiaty, rośliny rozwinęły się. W oddali dostrzegłam grupkę pierwszorocznych, którzy wygłupiali się między sobą. Tylko jedna osoba siedziała na uboczu, smutna. Poczułam się właśnie w tej chwili jak ta dziewczynka. Blondwłosa, z dwoma długimi warkoczami. Widziałam ją już kiedyś, wiele razy, ale nigdy nie wyglądała na nieszczęśliwą, zawsze była rozpromieniona, uśmiechała się. Postanowiłam podejść do dziewczynki. Wstałam z miejsca, i kierowałam się w stronę pierwszorocznych. Grupka roześmianych jedenastolatków rozbiegła się, wyglądało na to, że grali w berka, choć wiedziałam, że to mugolska gra. Dziewczynka została sama. Usiadłam koło niej, a ona zdziwiona spojrzała na mnie.
- Cześć, jestem Lily – rzekłam i uśmiechnęłam się w jej kierunku.
Ona nadal była smutna spojrzała na mnie. Jej oczy były w kolorze nieba.
- Wiem. – zdziwiła mnie jej odpowiedź, zmarszczyłam brwi. – James Potter ciągle za tobą lata, nie da się ciebie nie kojarzyć. – tym razem ona się uśmiechnęła. – Ja jestem Diana.
- Miło mi cię poznać Diano. – uśmiechnęłam się do niej jeszcze szerzej i podałam jej rękę. Dziewczynka uścisnęła ją serdecznie.
- Wydajesz się być miła Lily, ale właściwie czemu do mnie podeszłaś? – Uśmiech zniknął z jej twarzy. Spojrzałam w niebo, nie wiedząc dokładnie co powinnam odpowiedzieć. Po chwili jednak przeniosłam wzrok na blondynkę.
- Zauważyłam, że siedzisz tutaj sama, smutna…- zaczęłam.
- Ty również byłaś smutna. James coś zrobił ? – jej małe oczka spojrzały na mnie.
- Jakbyś zgadła. – zaśmiałyśmy się. Była bardzo inteligentna jak na jedenastolatkę. Nie musiałam nic mówić, ona i tak wiedziała od razu co mi jest.
- Pokłóciłam się z koleżanką. Ona uważa, że myślę tylko o sobie i w ogóle się nią nie przejmuję. To nie prawda, ona jest dla mnie jak siostra. – tym razem to ona spojrzała w niebo. – Nie lubię się z nią kłócić.
- Wiem co czujesz, też ciągle się z kimś kłócę, choć zależy mi na tej osobie. Tylko nie potrafię się do tego przyznać i przez to często mam kłopoty – powiedziałam
- Dlatego teraz byłaś smutna ?
- Między innymi, właśnie dlatego. Ja też często myślę tylko o sobie i ranie ludzi na których mi zależy. Potem wystarczy szczera rozmowa i przeprosiny. – podnosiłam ją na duchu.
- Tak myślisz ? – uśmiechnęła się delikatnie, a gdy to zrobiła w jej policzkach pojawiły się urocze dołeczki.
- Oczywiście. Będzie dobrze. – odwzajemniłam uśmiech.
- Dziękuję Lily. – nieoczekiwanie blondynka wstała i przytuliła mnie z całych sił. Ja również delikatnie objęłam ją ramieniem. Zaśmiałam się w duchu.
- Mam teraz transmutację. Muszę iść, bo McGonagall wlepi mi szlaban.- puściwszy mnie, rzekła.
- Odprowadzę cię. I tak idę w tamtym kierunku. – dziewczyna obdarowała mnie jeszcze jednym promiennym uśmiechem.
Na jej szacie widniał znak Ravenclawu, więc była krukonką. Można było się tego domyśleć po jednej tylko rozmowie z dziewczynką. Była bardzo inteligentna i spostrzegawcza, a to są główne cechy mieszkańców tego domu.
Odprowadziłam Dianę pod klasę i pożegnałam się z nią. Ogromnie miło mi nam się rozmawiało. Postanowiłam podążyć w kierunku Sali Zaklęć, czyli mojej kolejnej lekcji.

***
Siedziałam w Pokoju Wspólnym, z książką na kolanach. Wokół mnie Dorcas i Ann rozmawiały na temat ubrań, czyli coś co kompletnie mnie w tej chwili nie interesowało. Byłam pogrążona w lekturze, a koło mnie na kanapie leżała moja kotka – Nila. Spojrzałam na nią z miłością. Miałam ją już trzy lata, to prezent urodzinowy od Dorcas i Ann. Wiedziały, że zawsze chciałam mieć kotkę, dlatego spełniły moje marzenie. Od tamtej pory nie rozstajemy się z Nilą.
Nagle coś huknęło. Kotka poruszyła się niespokojnie i po chwili wstała.
- Co to było ? – zapytała zdziwioną Ann Katie, która właśnie do nas podeszła.
- To Irytek, ten podły poltergeist znowu coś kombinuje na korytarzu.– rzekła Alicja stając obok ścigającej.
Znowu huk. Nila pobiegła w kierunku portretu Grubej Damy, który akurat był otwarty. Na moje nieszczęście kotka wybiegła z Pokoju Wspólnego. Nie wiele myśląc rzuciłam książkę na kanapę i wybiegłam za nią.
- Lily, pomóc ci ? – krzyknęła za mną Dorcas.
- Nie trzeba, dam radę. – odkrzyknęłam jej i pobiegłam za Nilą.
Goniłam ją pod same wrota Hogwartu, prowadzące na dwór. Ktoś akurat wchodził do zamku, a kot prześlizgnął się między drzwiami. Większego pecha już chyba mieć nie mogłam. Na dworze panował mrok, zostało jakieś dziesięć minut do ciszy nocnej. Nie wiele myśląc pobiegłam dalej za kotką. Zobaczyłam, gdzie kieruje się moja pociecha, do Zakazanego Lasu. Spojrzałam na niebo, było piękne, a księżyc, który był dziś akurat w pełni, oświetlał mi idealnie całą drogę.
- Nila ! – krzyknęłam, gdy wbiegłam do lasu i nie mogłam jej dostrzec. – Nila !
Nic. Nigdzie jej nie było. Szłam dalej w głąb, nawołując bez przerwy. W końcu dostrzegłam lśniące futerko kotki. Leżała sobie spokojnie pod drzewem.
- Tu jesteś – szepnęłam, po czym wzięłam Nilę na ręce. Przytuliłam ją do siebie i odwróciłam się w kierunku drogi powrotnej. Dopiero teraz spostrzegłam, że nie pamiętam którędy szłam. Najważniejsze było dla mnie znalezienie zwierzaka. Kompletnie nie wiedziałam jak mam się wydostać. Usiadłam przestraszona na ziemi, czekając nie wiadomo na co. Co mogłam zrobić? Gdybym chodziła po lesie i szukała wyjścia, mogłabym zabłądzić jeszcze bardziej. Serce mi przyspieszyło, drzewa przysłoniły światło księżyca, przez co zrobiło się jeszcze ciemniej. Przytuliłam kotkę jeszcze mocniej do siebie. Byłam przerażona. Nila kręciła się nerwowo na moich rękach.
Po chwili dostrzegłam coś między drzewami. Usłyszałam trzask gałęzi.



Nie byłam w stanie stwierdzić dokładnie co to jest. Wstałam, bojąc się jeszcze bardziej. Odsuwałam się do tyłu, a zwierzę zaczęło iść w moim kierunku. Powoli wynurzało się z mroku. Teraz wiedziała co to. Jeleń. Zbliżał się do mnie, już nie bałam się tak bardzo. To zwykłe zwierzę, a nie jakiś potwór. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy ów jeleń zmienił się w człowieka, i to jakiego człowieka…Jamesa Pottera.
- Lily ? Na Merlina ! Co ty tu robisz ? – wyglądał na zdenerwowanego.
- Pobiegłam za Nilą. – wskazałam ruchem głowy na kotkę.
Ten przytulił mnie do siebie, a ja mając zwierzaka na rękach nie mogłam się wyrwać.
- Dobrze, że nic ci się nie stało. – odetchnął z ulgą i puścił mnie.
- Jak mnie znalazłeś ? – spytałam z ciekawością.
- Wpadłem na ciebie przez przypadek, i całe szczęście, że tak się właśnie stało. Remus nie panuje nad sobą teraz, dobrze, że to nie on znalazł cię pierwszy. – mówił spokojnie James.
- Zaraz… Remus ? – wszystko zaczęło mi się układać w całość. – Pełnia ! – powiedziałam to trochę za głośno.
Serce waliło mi tak mocno, że straciłam siłę w rękach i puściłam kotkę. Ona nie czekając na nic pobiegła w kierunku z którego przybiegłyśmy do lasu. Ogarnęła mnie panika. Nie wzięłam nawet ze sobą swojej różdżki, kompletnie zapomniałam o tym co ma się dziś wydarzyć. Gdyby nie moja kłótnia z Potterem pewnie dowiedziałabym się o tym zanim wyszłam z zamku. To był poważny błąd, ale dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
W tym momencie usłyszałam przeraźliwe wycie.
- James, boję się. – przysunęłam się bliżej do niego.
- Spokojnie Lily, wszystko będzie dobrze, wyprowadzę cię z tego lasu. Chodź ze mną. – wyciągnął rękę w moim kierunku. Posłusznie chwyciłam ją i udaliśmy się w stronę, w którą uciekła Nila. Szliśmy szybkim krokiem, a Potter oświetlał nam drogę swoją różdżką.
Znowu wycie, zdawało się być o wiele bliżej nas. James wyczuł to, zatrzymał się i spróbował puścić moją rękę, ja jednak trzymałam ją kurczowo.
- Nie puszczaj mnie, proszę. – spojrzałam na niego z łzami w oczach. Już raz miałam bliskie starcie z wilkołakiem, drugiego ogromnie się bałam. James przytaknął ruchem głowy i skierował światło w kierunku z którego ukazała nam się istota. Była wielka, wyglądała trochę jak wilk, lecz jednak nie do końca. Wyszczerzyło kły w naszym kierunku.
- Nie ruszaj się. – szepnął Rogacz.
Zbliżał się do nas, z każdą chwilą był bliżej i bliżej. Nagle ze ściany lasu wybiegł czarny pies i rzucił się na wilkołaka, pojawił się również mały szczur u boku kudłacza. Zdezorientowany Remus, wyrwał się Syriuszowi i podążył w głąb lasu za Peterem, który jako mały szczurek odciągał go jak najdalej od nas. Kiedy usłyszeliśmy wycie, dochodzące z miejsca bardzo oddalonego nam, Black przybrał postać ludzką.
- Evans ?! Co ty tu u diabła robisz ? – skierował pytanie w moim kierunku.
- To długa historia – odpowiedział James uśmiechając się lekko. – Już jesteś bezpieczna.- przytulił mnie do siebie delikatnie, a ja przylgnęłam do niego i rozpłakałam się na dobre. – Już, spokojnie. – uspokajał mnie.
- Rogacz, odprowadź ją do szkoły. Ja z Peterem damy sobie radę. – Potter spojrzał na niego i skinął głową, po czym pociągnął mnie w kierunku wyjścia z lasu. Moje serce się uspokoiło, gdy w oddali zobaczyłam Hogwart. Zatrzymaliśmy się na skraju lasu.
- Stąd już dasz radę dojść sama, prawda ? – spytał zatroskany James.
- Nie ma mowy ! Nie puszczę cię tam z powrotem. – złapałam go za drugą rękę i stanęłam naprzeciw niego.
- Lily, zrozum, muszę. Nie zostawię ich samych. – spuściłam głowę, lecz Jamie uniósł ją tak, że musiałam patrzeć na niego. – Hej, dam sobie radę, nic mi nie będzie. Jutro znowu się zobaczymy. Obiecuję.- uśmiechnął się lekko.
- Uważaj na siebie. – rzuciłam mu się na szyję i przytuliłam tak jakbym miała go już nigdy więcej nie zobaczyć. Po chwili chłopak oderwał się ode mnie, obdarował jeszcze jednym cudownym uśmiechem i na powrót zmienił się w jelenia. Obserwowałam jeszcze jak znika wśród ciemnych drzew.
Usłyszałam miauknięcie, i szybko odwróciłam głowę. Nila, stała sobie koło mnie i jakby nigdy nic się nie stało oblizywała zmęczone, brudne od piachu łapki. Uśmiechnęłam się w duchu i chwyciłam kotkę na ręce. Był najwyższy czas wracać do szkoły. Wierzyłam, że Huncwotom nic się nie stanie, że wszystko będzie dobrze, tak jak obiecał mi James. Byli najodważniejszymi ludźmi jakich znałam, najbardziej oddanymi przyjaciółmi jakich widział świat.

***
Kolejny rozdział za nami. Uwierzcie mi, że ten pisało mi się znakomicie, zero presji, wszystko tak jak powinno być. Jestem z niego ogromnie zadowolona, choć nie wiem czy jest dobry czy nie. Ten chyba będzie moim ulubionym ze wszystkich które dotąd napisałam, razem z rozdziałem dotyczącym ślubu Petunii. Niedługo minie rok odkąd przeniosłam tego bloga na BLOGSPOT. A we wrześniu miną 2 lata od założenia bloga ! To dla mnie spory sukces ! ;) W wakacje obiecuję wam częstsze dodawanie notek ;)

4 komentarze:

  1. Przepraszam, że nie komentowałam, byłam na wakacjach :D
    Czemu taki krótki ten rozdział? Był super, chociaż trochę się pogubiłam w zachowaniu Lily.
    No cóż, mam nadzieję, że wszystko się wyjaśni między Rudą a Jamesem.
    Pozdrawiam, Lilka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O mamuniu, jak słodko :D
    Lily też by mogła się zastosować do swoich rad.
    Mam nadzieję, że Lily i James dojdą do porozumienia, ale będą się dalej sprzeczać, bo to chyba najfajniejsze w ich histori ^^
    Weeeny :3
    Calm

    OdpowiedzUsuń
  3. *-* Niby dłuższy, być może najdłuższy z nich wszystkich...a jednak krótki! Ale tak, czy siak wyszedł Ci perfekcyjnie ;)
    Czy zdziwisz się, jeżeli Ci powiem, że najbardziej podobała mi się scena w lesie? ^^ No i trochę ten rozdział lukrem polałaś *u* To, jak Lilka bała się o Rogacza, kiedy wracał do Zakazanego Lasu...boskie! :D Widać, że już się na niego AŻ TAK nie focha xd Ale ja lubię ich sprzeczki, pod tym względem przypominają mi Dramione, z tą różnicą, że James i Lily są przyjaciółmi...a Miona i Draco zdecydowanie NIE xD
    Dawaj następny! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zwykle wspaniały rozdział *-* Po prostu wszystkiego było po trochu, ale mimo to idealnie :) Nie mogę uwierzyć, że już po raz kolejny James uratował naszą Lilusię :D Słodko :P
    Pozdrawiam serdecznie.
    Nessa Laime

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA