środa, 24 czerwca 2015

33. Przekraczając rzekę



Wszystko się zmieniło. Od kłótni z Jamesem wszystko stało się takie szare, jakby nawet gwiazdy na niebie straciły blask. Zrozumiałam jak wielki błąd popełniłam okłamując jedyną osobę, która na pewno nigdy by mnie nie oceniała. Nie byłam w stanie stwierdzić jak wiele zmieniło się między nami. Ostatni dzień przesiedziałam w pokoju, czytałam książki, uczyłam się, leżałam całkowicie bez celu. Nie dostałam żadnej informacji od Jamesa, z resztą nie dziwiłam się. Na jego miejscu też pewnie nie chciałabym ze sobą rozmawiać. W całej tej sytuacji Dorcas okazała się aniołem stróżem. Przesiadywała ze mną non stop, nie użalała się nade mną, tylko opowiadała mi o swojej rodzinie, o kuzynach, ich śmieszne sytuacje. Dzięki niej nie myślałam tylko o tym, że James nie chce mnie znać, potrafiłam się nawet zaśmiać.
                -Lilusia, koniec siedzenia, czas wyjść do ludzi- powiedziała rozpromieniona Meadowes, zdejmując ze mnie koc, którym do tej pory byłam okryta. Poczułam zimne powietrze stykające się z moją skórą.
                -Spójrz na mnie, nie nadaję się do pokazania ludziom- zauważyłam wskazując ręką na mój strój. Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra, gdzie zobaczyłam nieumalowaną dziewczynę, której rude włosy powykręcane były, każdy w inną stronę. Była ubrana w koszulkę na cienkich ramiączkach w kolorze bladego różu i króciutkie, czarne spodenki sięgające ledwo za pośladki. Zdecydowanie nie wyglądała jak ktoś, kto ma pokazać się ludziom.
                -Kochanie, zaraz temu zaradzimy. Marsz do wanny!- zarządziła Dorcas tonem nieznoszącym sprzeciwu. Uwielbiała bawić się w salony piękności, a teraz właśnie miała do tego okazję. Posłusznie wykonałam polecenie, tym bardziej, że dokładnie tego teraz potrzebowałam. Zamknęłam się w łazience, napuściłam do wanny gorącą wodę i pozbyłam się ubrania. Kiedy moja skóra zetknęła się z wodą poczułam przyjemne dreszcze, od razu się zrelaksowałam. Starannie wyszorowałam całe ciało. Doszłam wtedy do wniosku, że mogłabym tam leżeć cały dzień, ale trzeba brać się za siebie, muszę zacząć rozmawiać z kimś innym niż Dorcas Meadowes. Owinęłam się ręcznikiem i przez chwilkę patrzyłam jak kropelki wody z moich włosów kapią na podłogę. Weź się w garść! Opuściłam łazienkę i kiedy zobaczyłam co na mnie czekało, doznałam szoku. Na moim łóżku leżała sterta ubrań , przy lustrze znajdowały się chyba wszystkie kosmetyki świata, suszarka do włosów, przeróżne szczotki, grzebienie i inne wymysły.
                -Dorcas Meadows, zamorduję cię kiedyś jak Boga kocham!- zaśmiałam się radośnie, a przyjaciółka po chwili dołączyła do mnie. Pociągnęła mnie za sobą i posadziła na krześle przy lustrze. Moja twarz wyglądała już nieco lepiej, włosy nadal mokre były w kompletnym nieładzie, ale przynajmniej były czyste. Dor chwyciła w rękę suszarkę.
                -Przywrócimy cię do wyglądu żywego człowieka.- Dziewczyna uśmiechnęła się od ucha do ucha.- James padnie z wrażenia.
Na dźwięk jego imienia moje ciało zareagowało mocnym, aczkolwiek krótkotrwałym ściskiem w żołądku. Tak właśnie teraz na mnie działał. Przez niego nie miałam ochoty jeść, od razu czułam się źle i myślałam tylko o tym, żeby przeleżeć ten czas w łóżku. Uśmiech z mojej twarzy zniknął, tak szybko, jak tylko się pojawił. Dorcas na pewno dostrzegła zmianę mojego nastroju, bo nie odezwała się już ani słowem. Pochwyciła w swoje małe ręce jeden z kosmyków rudych włosów i gorące powietrze suszarki zaczęło grzać moją skórę i suszyć mokre pasmo. Jedno po drugim, aż w końcu całe włosy były suche.
                -Lily, wszystko będzie dobrze- powiedziała po dłuższej chwili milczenia Dor.- Minie mu i będzie tak jak dawniej. Jesteście dla siebie stworzeni.
W głębi serca wiedziałam, że tak właśnie jest. Tylko on ma znaczenie. Nigdy w całym moim życiu nie byłam bardziej szczęśliwa niż w chwilach spędzonych z nim. Jeszcze niedawno nie miałam pewności czy to miłość, czy tylko młodzieńcze zadurzenie. Mam tylko siedemnaście lat, w tym wieku rzadko kiedy ludzie zakochują się na całe życie. Teraz, kiedy go tracę, wiem to doskonale, kocham go.
Dorcas wzięła do ręki pędzelek i zaczęła zajmować się makijażem.
                -Taką właśnie mam nadzieję- odparłam zasmucona.
Po dłuższej chwili milczenia przeszedł czas, aby spojrzeć w lustro. Zobaczyłam w nim piękną, rudowłosą dziewczynę, idealnie umalowaną i uczesaną. Na jej widok wielu mogło się zachwycić. Nie przywykłam do takiego myślenia o sobie, zawsze uważałam się za dość przeciętną jeśli chodzi o wygląd. Tym razem jednak było inaczej. 




                -Lilyanne, wyglądasz przepięknie! Wszyscy padną z wrażenia- powiedziała, z entuzjazmem który można było wyczuć na kilometr, Dorcas.
Jeśli chodziło o ubrania to nieoceniona okazała się pomoc mojej przyjaciółki. Ja nie nadawałam się na stylistkę, zakładałam zawsze pierwsze lepsze rzeczy z mojej szafy i na tym się kończyło. Nigdy nie zależało mi, żeby wyglądać nieskazitelnie. Nasz wybór padł na bordową spódniczkę, szytą na kształt litery A, szary cienki sweterek przez głowę, który wcisnęłam pod materiał spódnicy oraz czarne rajstopy. Wyglądałam po prostu idealnie, nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się tak wyglądać. Chyba, że podczas Wigilii w domu Potterów.
Teraz byłam już gotowa do wyjścia z dormitorium. Nie bałam się wzroku ludzi, ponieważ wiedziałam, że nie będą szeptać za plecami, że wyglądam jak trup, bo faktycznie nie wyglądałam. Jedyne czego się obawiałam to wzroku Jamesa. Jak zareaguje na mój wygląd? Możliwe, że nawet się nie przejmie. Teraz już wiedziałam doskonale, że nie istnieje na tym świecie nic gorszego od obojętności ukochanej osoby.
                Postawienie pierwszego kroku, okazało się być największym wyzwaniem. Każdy kolejny był prostszy, chociaż możliwe, że tylko pozornie. Przy końcu schodów poczułam ciepło bijące z pokoju wspólnego. Nie widziałam go na tyle długo, że zdążyłam już zapomnieć jakie to uczucie, zobaczyć śmiejących się ludzi, latający złoty znicz, popatrzeć na postacie, krzątające się po różnego rodzaju portretach.
                -Ruda, ty żyjesz!- krzyknął z entuzjazmem, siedzący w rogu pokoju Syriusz Black.
Żwawo machał ręką w moją stronę na znak prośby o dołączenie do niego. Wydawał się być niesłychanie zainteresowany książką leżącą obok niego, chociaż budziło to moje zaskoczenie. Postanowiłam podejść do Łapy i chociażby zerknąć co takiego interesującego znajduje się na stoliku. Uśmiech jaki otrzymałam po zbliżeniu się, był zdecydowanie jednym z najpiękniejszych uśmiechów, jakie widziałam w życiu, nie tylko w wykonaniu Blacka, chociaż możliwe, że twierdziłam tak, ponieważ od paru dni nie obserwowałam uśmiechów ludzi, a już tym bardziej skierowanych do mnie. Zajęłam miejsce z drugiej strony stolika i z zainteresowaniem spojrzałam na obiekt na nim leżący. Gruba księga należała do tych, których przeważnie nikt nie otwiera. Spojrzałam na przyjaciela pytająco, zrozumiał aluzję od razu.
                -Szukam czegoś na temat tego muru, wkręciłem się w to całkowicie.- W jego oczach można było zauważyć iskierki podniecenia, tak charakterystyczne dla szkolnego kawalarza.
Mimowolnie uśmiechnęłam się szeroko, a był to pierwszy mój uśmiech od paru ładnych dni. Syriusz był kimś w rodzaju dobrej wróżki, która razem z Dorcas, przywracała mnie do życia.
W tym momencie stało się to, czego obawiałam się najbardziej na świecie. Ujrzałam czarną czuprynę w drugim końcu pokoju wspólnego. Dwa spojrzenia, tak znaczące i proszące o chwilę uwagi, nagle się spotkały. Wystarczył tylko moment, żeby serce zaczęło mi walić jak oszalałe, jedna chwila, która mimo, że tak niechciana, była jedną z najbardziej pożądanych. Patrzył wprost w moje zielone oczy, przepełnione wówczas łzami, niechcącymi spłynąć po policzku. Wiedziałam, że widział ból, którego byłam pełna od momentu feralnego zdarzenia. Nic jednak z tym nie robił, ponieważ i on cierpiał, chociaż tego nie pokazywał. Mój wzrok szybko przeniósł się na Syriusza, który już doskonale wiedział, co teraz dzieje się w mojej głowie.
                -Daj mu trochę czasu- powiedział szybko, nie patrząc na mnie, ale wbijając wzrok w podłogę.
Miał rację, wiedziałam to doskonale, chociaż bardzo nie chciałam tego wiedzieć, nie chciałam rozumieć, że teraz jest czas, żeby ode mnie odpoczął.
                -Lily, przyjedziesz do nas na święta?- spytał nagle, przez co wprawił mnie w duże zdezorientowanie.
Nie zastanawiałam się nawet nad tym co będę robić w te dni, ale miałam pewność, że James nie będzie chciał mnie wtedy oglądać, po tym co mu zrobiłam. Prośba Syriusza była czymś dziwacznym. Moje spojrzenie samo dało mu do zrozumienia, że kompletnie nie rozumiem jego intencji.
                -James już dawno miał cię zaprosić, ale zajęliśmy się tym zmieniaczem, a potem sama wiesz… Jestem pewien, że bardzo chce cię zobaczyć wtedy- oznajmił spokojnie, teraz już patrząc prosto na mnie.
                -Ja… Nie wiem Syriuszu, w tym momencie to ciężki temat- odparłam, kończąc temat.
Zrozumiał aluzję natychmiast i postanowił się wycofać. W teatralnym geście uniósł ręce do góry i pokiwał głową, na znak, że się poddaje. Cieszyłam się, że zawsze potrafił zrozumieć moje emocje, przez co czasami miałam wrażenie, że zna mnie całe życie.
                -Wszystko jest teraz takie trudne, czasami chciałabym, żeby ktoś z nim pogadał tak od serca, żeby pomógł mi wszystko zrozumieć, bo tak niewiele jestem w stanie pojąć.- zaczęłam trochę użalać się nad sobą, całkowicie niezamierzenie i po chwili oprzytomniałam.
                -Dasz radę, wiesz to.  Nie przeniosę cię przez tą rzekę, mogę jedynie trzymać cię za rękę, kiedy będziesz przez nią przechodzić.- Moje serce stanęło na chwilę, kiedy zrozumiałam jak wielkie oparcie w nim mam. 




                W tym momencie, ni stąd ni zowąd, Syriusz z impetem poderwał się z miejsca i szybkim krokiem pomaszerował za fotel, na którym siedziałam. Moje zdziwienie było przeogromne, kiedy wrócił, ciągnąc za koszulkę Kurta Summersa. Dzieciak wyglądał na nieźle wystraszonego , bo zadarcie z Syriuszem Blackiem to nie lada tarapaty. Łapa szybkim ruchem posadził chłopaka na miejscu, na którym sam wcześniej siedział i uśmiechnął się z wyrzutem.
                -Lubisz podsłuchiwać starszych? – prawie krzyknął Black, a od razu obok niego pojawił się przyjaciel- Remus Lupin. Jego twarz, jak zawsze zmęczona, tuż przed pełnią księżyca, teraz przybierała dodatkowo kilka negatywnych emocji, związanych z zaistniałą sytuacją. Swój wzrok od razu wbił w pierwszorocznego.
                -Syriusz, załatwmy to w bardziej… ustronnym miejscu.- Lunatyk uśmiechnął się porozumiewawczo, a drugi z Huncwotów od razu zrozumiał jego zamiary.
Chłopcy wstali i pociągnęli za sobą Summersa, który nawet nie próbował się wyrywać. Na pewno zrozumiał, że nie ma to żadnego sensu. Ja także postanowiłam uczestniczyć w rozmowie, na co spotkałam się z niezadowolonym spojrzeniem Pottera, który nadal stał na drugim końcu Pokoju Wspólnego. Przecież właśnie stracił możliwość dołączenia do reszty Huncwotów, aby przesłuchać dzieciaka.
W mgnieniu oka znaleźliśmy się w Pokoju Życzeń, gdzie tym razem ujrzeliśmy krzesło stojące na środku pomieszczenia, a obok niego trzy kolejne, ale te już na pierwszy rzut oka były wygodniejsze. Przy krześle na którym posadziliśmy Kurta, stał mały stoliczek, a na nim lampka, którą skierowaliśmy na chłopaka. Wszystko to wyglądało dość teatralnie, ale czy nie potrzebowaliśmy takiego małego rozładowania atmosfery? Wraz z Huncwotami zajęłam miejsce i czekałam, aż przestraszony pierwszoroczny się odezwie. Odruchowo poprawiłam  odznakę Prefekta Naczelnego.
                -Czemu nas podsłuchiwałeś?- Nie wytrzymałam i odezwałam się jako pierwsza.
Chłopak jakby nie usłyszał. Nie zareagował. Jego wzrok nadal był wpuszczony w podłogę. Pomyślałam wtedy, że może zbyt bardzo się bał, może potrzeba go uspokoić.
                -Kurt, widzę, że od jakiegoś czasu dzieje się coś złego. Jeśli nam nie powiesz, nie będziemy w stanie ci pomóc, a sam wiesz, że właśnie tego ci teraz potrzeba. Zaufaj nam- powiedziałam spokojnie, unosząc delikatnie jego twarz ku górze.
Tym razem spojrzał na nas, łzy ciekły po jego policzkach ciurkiem. Na jego twarzy nie malowało się już zdezorientowanie, a przerażenie. Chłopak próbował powiedzieć coś przez łzy, ale słabo mu to szło. Pogładziłam go po włosach i po chwili, był już mniej zdenerwowany, a przynajmniej był w stanie mówić.
                -Oni mnie skrzywdzą! Albo Camerona! Grozili nawet, że zrobią krzywdę twojej babci! Lily, nie pozwól im na to- mówił przestraszony chłopak, patrząc wprost w moje oczy.
Huncwoci spojrzeli po sobie zdezorientowani. Postanowili wybadać dokładnie o co chłopakowi chodzi.
                -Kto chce was skrzywdzić?- spytał spokojnie Remus, przyglądając się twarzy chłopaka, jakby w poszukiwaniu jakiś zmian nastroju.
                -Szpiegowałem was już od dłuższego czasu. Wiem o zmieniaczu czasu i o waszych próbach dowiedzenia się, co znajduje się za murem. Wiem wszystko, co wiecie wy, a nawet i więcej. Tam jest siedziba Sami-Wiecie-Kogo- oznajmił Kurt, wpuszczając kolejny raz wzrok w podłogę.
Wszyscy byliśmy zaszokowani otrzymaną informacją. Nie wiedziałam nawet jak zareagować. Patrzyłam na chłopaka i czekałam w ciszy na dalszy rozwój tych jakże niecodziennych wydarzeń.
                -Śmierciożercy wciągnęli mnie tam, tuż po zakończeniu roku, kiedy łaziłem po zakazanym lesie. Wypytywali o was, a także o zmieniacz czasu. Nic o nim nie wiedziałem, więc nie mogłem im pomóc. Wtedy kazali mi jakoś naprowadzić was na zmieniacz i czekać, aż go znajdziecie. Napisałem więc anonimowy list do Franka Longbottoma, wiedziałem, że zaraz powie swojej dziewczynie, a ona, ponieważ ma najdłuższy język świata od razu wygadała się tobie Lily. Gdybym od razu napisał do kogoś z was, od razu zaczęlibyście się zastanawiać kto napisał list. Przemyślałem wszystko dokładnie…
                -Czy Śmierciożercy wiedzą, że znaleźliśmy zmieniacz?- spytał zdenerwowany Syriusz.
                -Wiedzą już wszystko, na dniach planują zaatakować…- Na te słowa, spojrzeliśmy na siebie i już wiedziałam co trzeba przede wszystkim zrobić. Chronić zmieniacz czasu, za wszelką cenę. 

Po wielu trudach, problemach i przede wszystkim miesiącach- Oto jest! Mam nadzieję, że się spodobał! :)

10 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo fajny i cieszę się że wrócilaś. Dobrze że Lily wróciła do żywych i wyszła z dormitorium. Mam nadzieję że szybko Rogacz jej wybaczy i wrócą do siebie. Biedny mały Kurt. Musiało mu być ciężko podsłuchiwać i żyćw starachu o rodzinę i siebie. Mam ogromną nadzieję że atak Śmietciojadków się nie powiedzcie
    Gabriela Black

    OdpowiedzUsuń
  2. Informuj mnie nadal on kolejnych rozdziałach! Świetny :3 /delicate27

    OdpowiedzUsuń
  3. Chyba będę musiała przeczytać wcześniejsze rozdziały jeszcze raz, bo większość rzeczy już mi umknęło ;/ Dawno mnie już tu nie było, bo nie byłam pewna, czy w ogóle opublikujesz nowy rozdział. Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, gdy zobaczyłam, że jednak się pojawił! :)
    To dobrze, że Lily wreszcie wyszła z dormitorium i wzięła się w garść. Mam nadzieję, że wsparcie Dorcas i Syriusza jeszcze bardziej ją podbuduje. Strasznie żal mi Kurta! Musiał naprawdę się bać, skoro postanowił podsłuchiwać wszystkie ich rozmowy. No i zauważyłam, że jak na pierwszorocznego jest nadzwyczaj inteligentny - w końcu nie dał się przyłapać i nieźle obmyślił cały ten plan.
    Ściskam i życzę weny!
    ~ Nessa Laime

    OdpowiedzUsuń
  4. trafiłam tu po wpisaniu tytułu bloga bo cytat usłyszałam w kościele i bardzo mi się spodobało uzycie tego samego motywu przez rowling tylko w innym sensie. Pierwsze rozdziały były mocno średnie ale twój styl pisania znacznie się poprawił mam nadzieje ze bedziesz pisac dalej

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajny rozdział. Wiesz kiedy dodasz kolejny?
    Weny życzę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie uda mi się coś napisać. Serdecznie dziękuję :)

      Usuń
  6. Kiedy planujesz kolejny rozdział ? Czekam i czekam i boję się, że się nie doczekam :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie umiem określić. Ale doczekasz się ;)

      Usuń

Theme by MIA