Na tle ostatnich wydarzeń moja
kłótnia z Jamesem stanowiła bardzo mały problem. Najistotniejszą sprawą, która
zaprzątała głowy wszystkich Huncwotów, było bezpieczeństwo Zmieniacza Czasu.
Urządzenie o ogromnej mocy wisiało teraz spokojnie na mojej szyi, a James
Potter, który siedział naprzeciwko mnie, wpatrywał się w niego z wyrazem
koncentracji na twarzy. Zostaliśmy całkowicie sami po raz pierwszy od kłótni,
dlatego czułam się dość niezręcznie. Nie sądziłam, że kiedykolwiek się jeszcze
tak przy nim poczuję, w końcu byliśmy tak blisko. Może nie wszystko było
stracone między nami. Ostatnimi czasy stawał się nawet przyjazny w stosunku do
mnie, ale może tylko dlatego, że musiał. Teraz nie byłam w stanie poruszyć tego
tematu, zbyt bardzo martwiłam się o wszystkich. Nagle, w ciągu kilkuminutowej
rozmowy, okazało się, że każda osoba na której mi zależy, może być w
niebezpieczeństwie. Co robić? Właśnie na
to pytanie mieliśmy poznać odpowiedź.
-Potter, chyba czas najwyższy
ustalić co robimy- powiedziałam cicho, a mój głos zadrżał lekko przy jego
nazwisku.
-Evans, przecież myślę. Nie
widzisz?- przeniósł wzrok ze zmieniacza na mnie.
-Co robisz?- spytałam ironicznie,
a on… zaśmiał się ku mojemu zdziwieniu.
Tęskniłam za tymi dołeczkami w policzkach i za tym
charakterystycznym zmierzwieniem włosów, gdy się śmieje. Mój James. Potter,
który spełnił swoje wielkie marzenie, jakim byłam ja. A ono tak bardzo go
rozczarowało. Myślę, że jeszcze kiedyś będzie szansa, żeby było między nami
dobrze. To pierwsza sytuacja w której role się odwróciły, to ja chcę jego. Jego
chęci wygasły, przez głupotę ludzką.
-Myślę,
że Dumbledore powinien się o tym dowiedzieć- powiedziałam spokojnie, pokazując
palcem na maleństwo zwisające z mojej szyi. Wyraźnie zainteresowałam mojego
rozmówcę, ponieważ lekko podniósł brwi.
-Czyli
kolejny szlabanie… Witaj!- Uniósł do góry rękę w teatralnym geście. Zaśmiałam
się lekko, ale zaraz potem skarciłam go.
-Potter,
przestań myśleć tylko o sobie, tu chodzi o cały świat, który jest w
niebezpieczeństwie. Chcesz, żeby Sam-Wiesz-Kto dobrał się do tego zmieniacza?-
w moim głosie można było wyczuć nutkę pretensji.
-Spokojnie
Evans, tylko żartowałem- odparł spokojnie przysuwając się do mnie. Po chwili
wstał i usiadł tuż obok, tak blisko, że czułam jego oddech na moim policzku.
Nie miałam jednak odwagi odwrócić twarzy w jego kierunku. Jego ręka powędrowała
na moje udo, pobudzając całe moje ciało. Reakcja była natychmiastowa. Oddech
przyspieszył mi momentalnie, zrobiło mi się gorąco, ale nadal nie ruszałam się.
Czemu? Zapewne dlatego, że nie chciałam, żeby przestał.- Już od dawna nie myślę
tylko o sobie.
Oprzytomniałam dopiero kiedy bez słowa zabrał swoją rękę,
wstał i zajął poprzednie miejsce. Nie rozumiałam jego zachowania. Lubił się
chyba mną bawić, wiedział jak zareaguję na jego dotyk. Miałam ochotę teraz raz
jeszcze być w domku nad jeziorem, sam na sam, tylko we dwoje. Nie pozostałabym
mu dłużna w tej zabawie, wiem doskonale, że też jestem w stanie doprowadzić go
do takiego stanu. Najbardziej zagadkowy był jednak fakt, że poza rozmowami o
zmieniaczu czasu, nie zamienialiśmy ze sobą żadnego zdania. Nie wiem nawet jak
teraz jest między nami.
-Zajmiesz
się tym?- spytał kiedy zobaczył w moich oczach zadumę. Musiałam mocno się
skupić, żeby przypomnieć sobie cokolwiek innego niż jego ręka na moim udzie.
Dumbledore!
-Pewnie,
pójdę do niego już zaraz- odparłam i bez słowa wstałam, a za chwilę leżałam na
podłodze przygnieciona wielkim ciałkiem Petera Pettigrew.
Huncwoci wpadli do pomieszczenia jeden za drugim. Pech chciał, że wszyscy skończyli wpadając także we mnie.
Huncwoci wpadli do pomieszczenia jeden za drugim. Pech chciał, że wszyscy skończyli wpadając także we mnie.
-Oh,
Lily! Przepraszam! To nie tak miało być… eee… James… Chodź już!- Peter nie był
dobry w tłumaczeniu się. Szczególnie przede mną, ponieważ bał się mnie od
momentu w którym nakrzyczałam na niego w drugim roku nauki. Zrobiłam to wtedy,
gdy chłopak posłusznie wykonał polecenie Pottera i łaził za mną cały dzień
wykrzykując, żebym umówiła się z Jamesem.
Byłam maksymalnie wściekła, a teraz dostrzegam komizm tej sytuacji.
-Tak.
To Lily, załatw to o czym rozmawialiśmy, najszybciej jak się da. Ja niedługo
wrócę- powiedział w pośpiechu i zniknął wraz z resztą z pomieszczenia, tak
szybko jak tamci się pojawili. Syriusz krzyknął jeszcze niedbale „Na razie Ruda”
i tyle ich było widać. Gdzie oni szli? W sobotę o godzinie siedemnastej nie
mogli mieć nic ważnego do zrobienia. Jeśli znów coś kombinują to… Ehh… To
pewnie nic z tym i tak nie zrobię.
Postanowiłam więc w spokoju wykonać moje zadanie i nie
przejmować się kawalarzami wałęsającymi się po szkole. Inni prefekci mogą się
tym zająć, ja mam ważniejszą sprawę na głowie. Korytarz prowadzący do gabinetu
dyrektora był dość zatłoczony. Nie rozpoznawałam na nim nikogo, dzięki czemu
miałam zdecydowanie lepszy nastrój, bo nie musiałam już z nikim rozmawiać. Niestety, świat raczej nie był tego dnia po
mojej stronie. Poczułam nagle rękę przytrzymującą moje ramię od tyłu. Szybko
odwróciłam się, a moim oczom ukazała się zmartwiona twarz Dorcas.
-Lily,
martwię się. Myślę, że to nie skończy się dobrze- mówiła smutna.
Nie miałam pojęcia o co może jej chodzić. Wyglądała na poważnie
przybitą, więc na pewno nie jest to żaden głupi żart.
-Dor, a
możesz mi jeszcze powiedzieć o co chodzi?- spytałam nieco zbita z tropu.
Wpatrywała się we mnie z dość mocnym zdziwieniem, co
spowodowało, że było ono jeszcze bardziej widoczne, ale przeplatało się ze
zmartwieniem. Rzadko kiedy widziałam przyjaciółkę w takim stanie.
-Rozmawiałaś
z Jamesem, więc myślałam, że wiesz.
Chłopcy poszli za mur, a ja teraz umieram z…- nie zdążyła dokończyć,
ponieważ przerwałam jej natychmiastowo.
-Gdzie
poszli?!- miałam wrażenie, że usłyszał mnie cały korytarz. Niewiele
myśląc, chwyciłam przyjaciółkę za rękaw
swetra i pociągnęłam w kierunku wyjścia ze szkoły. – Czy oni postradali zmysły?
Przecież tam jest siedziba Śmierciożerców, dlaczego nikogo nie poinformowali?
Dlaczego James mi nie powiedział?
Zabolał mnie ten fakt, mimo, że nie miał tego obowiązku. Nie
wiem nawet czy wciąż jesteśmy razem. Zapewne zrobił to dlatego, że wiedział, że
nigdy im na to nie pozwolę. Dorcas odkąd jest z Blackiem zgadza się na wszystko
i nie ma własnego zdania. Ja jestem zupełnie inna, nieważne, że byłby zły.
Byłby przynajmniej bezpieczny. Po wyjściu z zamku nie ograniczałyśmy się już do
szybkiego chodu, biegłyśmy ile sił w nogach. Przy chatce Hagrida przystanęłam
na chwilę.
-Dorcas!
Zmieniacz. Nie możemy go tam zabrać- powiedziałam zmachana i wskazałam na
chatkę. Przyjaciółka tylko pokiwała głową w moim kierunku i pospiesznie
zapukała do drzwi. Nie czekałyśmy długo zanim gajowy otworzył nam drzwi. Z
impetem wpadłyśmy do środka i od razu przeszłyśmy do rzeczy. Liczyła się każda
sekunda.
-Hagrid!
Musisz nam pomóc- powiedziała przestraszona Meadowes.
-Cholibka
dziewczyny, co się stało?- spytał zaciekawiony wpatrując się w nas wielkimi
oczyma.
-O nic
nie pytaj Hagrid, błagam. Weź to od nas na przechowanie.- Zdjęłam z szyi
medalik i oddałam przyjacielowi, który wpatrywał się w niego zaskoczony.
-Skąd
to macie? Wiecie co to jest?- mówił gajowy, bez sensu starając się wyciągnąć z
nas jakiekolwiek informacje.
-Tak
wiemy, wrócimy po to i oddamy dyrektorowi, ale proszę daj nam godzinę i
wszystko Ci wytłumaczymy. Teraz musimy już iść- dodałam szybko i otworzyłam
drzwi chaty.
-Dokąd
idziecie?- krzyknął Hagrid, kiedy my biegłyśmy już w kierunku muru.
-Do Zakazanego
Lasu!- odparła Dorcas i od tamtego momentu, nie odwróciłyśmy się już nawet na
sekundę. Biegłyśmy ile sił w nogach, ściskając mocno różdżki w ręku. Mur nie
znajdował się bardzo daleko od wejścia do lasu. Trafiłyśmy tam bez problemu,
ponieważ to już kolejny raz. Czarna plama w dziurze zdawała się z każdym dniem
być coraz większa. Poza tym, miejsce to pozostawało bez zmian. Spojrzałyśmy na
siebie porozumiewawczo i chwyciłyśmy się za ręce. Kiwnęłyśmy już tylko głowami
i zrobiłyśmy dwa kroki w przód, przechodząc przez magiczne przejście. To co
zobaczyłyśmy było całkowicie zaskakujące, a za razem przerażające.
Znajdowałyśmy się na małej polanie, gdzie w tle ciężko było dostrzec małą
chatkę przy zachodzącym słońcu. Trudność w spostrzeżeniu jej polegała na ilości
migających świateł. Zaklęcia latały w każdą stronę. Naprzeciw nam stali
Śmierciożercy, a obok osoby, o które martwiłyśmy się najmocniej. Chłopcy
dzielnie walczyli z wrogami, ale gdy spostrzegli nas, szybko zostali zbici z
tropu.
-Lily!
Ty głupi Rudzielcu! Co ty tu do cholery robisz?!- krzyknął James w moim
kierunku, odwracając się na chwilę, przez co stracił koncentrację. W jego
oczach malowała się złość jeszcze większa, niż wtedy gdy znalazł mój wisiorek w
komnacie zmieniacza.
Mocniej chwyciłam różdżkę i wyciągnęłam ją w kierunku
jednego ze Śmierciożerców, który celował w Jamesa. Chłopak nie widział tego,
ponieważ wpatrywał się we mnie. Że też musiało mu się zebrać teraz na uczucia.
-Drętwota!-
czerwone iskry wydobyły się z mojej różdżki i spowodowały upadek przeciwnika na
ziemię.
Wow to było świetne! Cieszę się że już wróciłaś i z powrotem piszesz. No i napisałam pierwszy komentarz (happy dance):-D Mam nadzieję że James i Lilka się pogodzą no i wyjdą z tej czarnej dziury i to szybko. "Śmierć będzie ostatnim wrogiem który zostanie zniszczony" Magre
OdpowiedzUsuńa kiedy kolejna część???
UsuńOch, jak ja się cieszę, że wróciłaś. Nie mogłam doczekać się rozdziału i nagle puff. Strasznie mi się podobał, a że nie jestem dobra w pisaniu komentarzu to po prostu życzę weny i czekam na kolejny rozdział 😊
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie piszesz. Przeczytałam dziś twojego bloga (CAŁEGO)i bardzo ciekawi mnie co dalej wymyślisz.
OdpowiedzUsuńProszę o informację kiedy kolejny rozdział.
P.s podesłałam linka do znajomej z wydawnictwa, obiecała przeczytać.
Miłego dnia życzę.
Hej. Właśnie przeczytałam wszystko od początku. Czekam na ciąg dalszy. Piszesz bardzo dobrze ��. Czekam na ciąg dalszy! :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny twórczej ;)
Dzisiaj natrafiłam na Twojego bloga, i z czystej ciekawości zaczęłam go czytać, gdyż wydawał się interesujący.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam go całego - i jedno pytanie mi się nasuwa - kiedy następna część? :))
Życzę Miłego Dnia i Duuużo Weny i Czasu