Kolejny listopadowy poranek przyszedł
szybciej, niż się tego spodziewałam. Otworzyłam oczy, chwila otumanienia mną
zawładnęła. Poczułam silny ból kręgosłupa, spowodowany najbardziej niewygodną
pozycją do spania jaką można było sobie wyobrazić. Do połowy jeszcze
siedziałam, tylko głowa spoczywała na starym, podziurawionym kocu, należącym do
asortymentu Skrzydła Szpitalnego. Po krótkiej chwili moje oczy przyzwyczaiły
się do padającego światła, a ja podniosłam głowę, żeby spojrzeć na wciąż
nieprzytomnego Pottera. Tuż obok niego na łóżku leżała moja najlepsza
przyjaciółka, a nad nią siedziała Alicja Brown.
-Oh,
Lily, obudziłaś się- szepnęła z lekkim uśmiechem.
Spojrzałam na zegarek, było tuż po
południu. Pamiętałam, że przyszłam tu z samego rana, a więc zmęczenie musiało
wziąć górę. Według Pani Pomfrey, Dorcas była w bardzo ciężkim stanie. Wszyscy
bardzo się o nią martwiliśmy, ale nikt z nas, nie potrafił jej pomóc. Według dyrektora,
trzeba było po prostu cierpliwie czekać, aż się obudzi. Jeśli chodzi o Jamesa, jego
stan był o wiele lepszy, jego sen podtrzymywały już raczej tylko zaklęcia uzdrowicielki.
Dotknęłam jego zimnej jak lód dłoni
i przez ten chłód, a także dlatego, że drzwi skrzydła szpitalnego huknęły z impetem,
wzdrygnęłam się lekko. Do pomieszczenia wpadli Syriusz i Remus,
z determinacją wypisaną na twarzach.
z determinacją wypisaną na twarzach.
-Koniec
tego, budzimy go- powiedział zdecydowanie Łapa i wyciągnął różdżkę przed
siebie.
-Stop!
Co robicie?- zaprotestowałam momentalnie.
-Spokojnie
Evans. Wiemy co robimy, zaraz twój chłopak do ciebie wróci.- zakomunikował
z typowym huncwockim uśmiechem i w tej chwili już nie byłam w stanie go powstrzymać. Zaklęcie niewerbalne wydobyło się z jego różdżki, a ja poczułam uścisk dłoni.
z typowym huncwockim uśmiechem i w tej chwili już nie byłam w stanie go powstrzymać. Zaklęcie niewerbalne wydobyło się z jego różdżki, a ja poczułam uścisk dłoni.
James powoli otwierał oczy. Z
początku jego także otumaniło światło, a już po chwili rozglądał się niepewnie
po pomieszczeniu. Dostrzegł Huncwotów, a na jego twarz wpłynął piękny, szczery
uśmiech. Dopiero po chwili spojrzał na mnie i w tym momencie jakby się lekko
przestraszył. Spokojnie zabrał swoją dłoń, tak, że nie trzymałam jej już w
uścisku, a nasze spojrzenia się spotkały- jego puste, ale wciąż ciepłe. Odwrócił
głowę z powrotem w stronę przyjaciół.
-Łapa,
Luniek!- wykrzyknął, a chłopaki od razu do niego podbiegli i uściskali go
krótko.
-Dobrze,
że wróciłeś, bo Lily by nam oszalała, my z resztą też. Bez ciebie to nie to
samo.- powiedział z uśmiechem Remus.
W tym momencie uśmiech z jego
twarzy wyparował, a on znów niepewnie spojrzał w moją stronę.
-Lily?-
na te słowa moje serce na chwilkę stanęło- Przepraszam, nie wiem kim jesteś.
Wszystkich obecnych zaszokowały te
słowa. Ja czułam, jakby ktoś robił mi nieśmieszny żart. Nie potrafiłam tego
zrozumieć. Niepewnie spojrzałam na przyjaciół, ale dostrzegłam, że oni także
nie mają pojęcia o co chodzi.
-Stary,
to nie jest śmieszne.- powiedział Syriusz, głosem pełnym determinacji.
-To
nie jest żart. Pamiętam Was wszystkich, Syriusz, Remus, Alicja, Dorcas- kolejno
pokazywał na wszystkich ręką.- Ale twoja twarz jest mi zupełnie obca.
Patrzył na mnie tak, jak nigdy
wcześniej. Domyśliłam się, że moja twarz również daleka jest
od entuzjazmu. Czułam taką dziwną pustkę, nie byłam załamana, raczej jakby to wszystko do mnie nie docierało. Szybko wstałam z łóżka.
od entuzjazmu. Czułam taką dziwną pustkę, nie byłam załamana, raczej jakby to wszystko do mnie nie docierało. Szybko wstałam z łóżka.
-Muszę
już iść, jestem umówiona.- zakończyłam szybko nasze owocne spotkanie i prawie
biegiem ruszyłam w stronę wyjścia. Nie obejrzałam się za siebie.
***
~Narracja trzecioosobowa~
-Oh,
pan Potter, obudził się pan, jak wspaniale.- powiedziała z szerokim uśmiechem
pani Pomfrey, tuż po tym jak minęła Lily w drzwiach do skrzydła szpitalnego.-
Wieczorem może pan sobie iść.
Jak szybko przyszła, tak szybko
wyszła, nie zwracając nawet uwagi na otumanionych Huncwotów wpatrujących się ze
zdziwieniem w Rogacza.
James spojrzał z wyrzutem na resztę
Huncwotów, wyraźnie oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Niestety, żaden z nich nie
wiedział jak opisać zaistniałą sytuację.
-James…-
zaczął Remus- Wiesz, Lily to tak jakby… miłość twojego życia.
Ewidentnie nie wiedział jak
zachować się w tej chwili. Spojrzał porozumiewawczo na Blacka, ale jego wyraz
twarzy wręcz krzyczał „Co tu się dzieje?”. Łapa zebrał się jednak na odwagę i
zabrał głos.
-Co
oni z tobą zrobili? Pamiętasz cokolwiek?- spytał.
-Pamiętam,
że kazali mi kogoś zaatakować, rzucili na mnie Imperiusa. Nie mam
pojęcia o kogo im chodziło, a tą dziewczynę pierwszy raz widzę na oczy.- odparł
zdecydowanie Potter.
-Stary,
jak już sobie przypomnisz to nie chcę być w twojej skórze, Evans ci nie odpuści.-
zaśmiał się Black.
Nie pozostało im nic innego jak
próbować obrócić sytuację w żart, jednak doskonale wiedzieli, że nie ma w niej
nic zabawnego. Alicja wstała z łóżka Meadowes i podeszła do Jamesa.
-Może
jak spędzi z nią trochę czasu to wszystko mu się przypomni?- spytała z nadzieją
patrząc na Remusa, licząc na to, że zna jakieś rozwiązanie.
-Nie
jestem pewien, czy chcę teraz przebywać z obcą dziewczyną. Wolałbym posiedzieć
z wami. Możecie dać mi trochę czasu?- spytał patrząc na pannę Brown.
Dziewczyna pokiwała głową na znak,
że się zgadza, ale w sercu czuła, że nie jest to najlepszy pomysł.
Nagle wszyscy musieli zacząć żyć w
kłamstwie, ignorować coś co, jeszcze kilka dni temu, dla ich przyjaciół było w
końcu tak ważne.
W tym momencie Syriusz podszedł do
łóżka Dorcas. Do jego głowy napłynęły smutne myśli. Po tym co śmierciożercy
zrobili z Jamesem, nie wiedział już czego może się spodziewać, kiedy dziewczyna
odzyska przytomność.
-Co z nią?- spytał z troską Potter,
patrząc w kierunku Meadowes.
-Nic
jeszcze nie wiadomo, jedynie, że jej stan jest bardzo ciężki.- odparł Lupin
lustrując wzrokiem Łapę.
Ten nie wypowiedział ani słowa, bo
pogrążył się w myślach. Patrzył z czułością i nadzieją na brunetkę.
-Musimy
być dobrej myśli, na pewno niedługo się obudzi. Najważniejsze, że już tu
jesteście!- stwierdziła entuzjastycznie Alicja, na co wszyscy krótko przytaknęli.
Na twarzach przyjaciół pojawił się cień uśmiechu.
***
Jedyna
nadzieja jaką widziałam w całej tej sytuacji, pewnie siedziała sobie na wielkim
fotelu na szczycie schodów, do których hasła nie znałam. Wpatrywałam się w
posąg zastanawiając się co mogło się stać. Wertowałam w głowie wszystkie
książki, które kiedykolwiek przeczytałam, ale nie potrafiłam znaleźć
odpowiedzi. Albus Dumbledore, jako najpotężniejszy czarodziej świata, mógł mi
jej udzielić. Delikatnie dotknęłam posągu, ale ten ani drgnął.
-Błagam,
otwórz się- mój głos załamał się przy tych słowach.
Niespodziewanie, rozległ się huk, a
schody powędrowały w górę, a ja niewiele myśląc, stanęłam na pierwszym z nich,
aby zaraz zobaczyć się z dyrektorem. Sekundy oczekiwania na to spotkanie zdawały
się być minutami, a każda chwila wydawała mi się wiecznością. Marzyłam o tym,
aby w końcu stanąć przed Dumbledorem i móc prosić o pomoc. Sytuacja w jakiej
się znajdywałam była jedną z trudniejszych, z jakimi musiałam się mierzyć w
ostatnim czasie. W tych rozmyślaniach zmierzałam na górę, a po krótkiej chwili
udało mi się spotkać z profesorem. Stanął przede mną, jak zwykle dostojny i
spokojny, spoglądając w moją stronę z determinacją.
-Panno
Evans, następnym razem jak będzie się pani chciała ze mną zobaczyć, wystarczy
podejść do posągu i powiedzieć „fasolki wszystkich smaków”, nie trzeba błagać-
uśmiechnął się delikatnie, zapewne licząc na to, że odwzajemnię tę czynność. Ja
jednak ani myślałam unieść kąciki ust- Widzę, że wyraźnie coś cię martwi. Mogę
jakoś pomóc?
Wbiłam wzrok w podłogę.
-Właściwie
to mam nadzieję, że tak… chodzi o Jamesa.- oświadczyłam chłodno.
-Tak,
już wiem, że pan Potter się obudził. Wiem też co usłyszałaś.- nawet przez
chwilę nie planowałam zastanawiać się skąd taki dobry obieg informacji w tej
szkole.- To musiało być dla Pani bardzo bolesne.
Tym razem, wzrokiem pełnym bólu
spojrzałam na twarz dyrektora.
-Czy
może mi pan jakoś pomóc, profesorze?- spytałam pełna nadziei.
Uśmiech delikatnie znikał z jego
twarzy i tym razem to on spojrzał w podłogę. Wtedy już przeczuwałam co usłyszę.
-Bardzo
bym chciał, ale nie mam takiej mocy- zakomunikował.
Wydało mi się to nieco śmieszne
albo byłam tak rozchwiana emocjonalnie, że uznałam, że on na pewno znajdzie jakiś
sposób, aby mi pomóc. Poczułam delikatne rozczarowanie.
-Panno
Evans, jeśli ktoś rzucił na pana Pottera zaklęcie zapomnienia, to tylko i
wyłącznie on jest w stanie je zdjąć, a z tego co jest mi wiadome, mógł to
zrobić każdy ze Śmierciożerców.
Na te słowa spojrzałam na
Dumbledore’a z przerażeniem. Wiedziałam dokładnie co to oznacza.
-Czy to oznacza, że straciłam go na
zawsze?- zadałam pytanie podczas którego mój głos się załamał.
-Oczywiście,
że nie.- tym razem uśmiechnął się szeroko.- Proszę pamiętać o największej magii
jaka istnieje na tym świecie i o tym, że zawsze można coś zrobić.
Dumbledore jak zwykle mówił
zagadkami, a ja zdecydowanie nie byłam w humorze, aby domyślać się o co mu chodzi
i najwyraźniej to wyczuł, bo sam dokończył swoją myśl.
-To
miłość, Lily. Wierzy Pani w przeznaczenie?
Zastanowiłam się krótką chwilę, ale
ostatecznie pokiwałam twierdząco głową. Poczułam, że mimowolnie, łzy cisną mi
się do oczu.
-Otóż,
nasz świat jest skomplikowany, pełen ciemności z którą musimy się mierzyć
każdego dnia. Zastanawiała się pani kiedyś po co?
-Żeby
dawać nadzieję na lepszą przyszłość- powiedziałam cicho i poczułam jak kąciki
moich ust wędrują ku górze.
-Czyli
pojęła pani lekcję, a więc w głębi serca, wie pani, że póki jest nadzieja,
trzeba się jej trzymać.
Słowa Dumbledore’a ugodziły w moje
serce niczym miecz, ale nie taki, który miałby mnie zabić. Poczułam jakbym
narodziła się na nowo. Już teraz wiedziałam, że świat nie jest czarny lub
biały, a naszym zadaniem jest patrzeć szerzej. W tej sekundzie podjęłam zapewne
najważniejszą decyzję mojego życia.
-Chcę
dołączyć do Zakonu- powiedziałam, dokładnie akcentując każde słowo.
Dyrektor znów delikatnie się
uśmiechnął i spojrzał na mnie z podziwem.
-A
zatem wszystko ustalone. Niedługo rozpocznie się pani szkolenie.
***
~Narracja trzecioosobowa~
Nadszedł wieczór, a czwórka
przyjaciół przesiadywała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i dla osób trzecich wyglądała
z całą pewnością na grupę ludzi, która nie ma większych zmartwień niż
najbliższy mecz Quidditcha, bo to właśnie o nim tak żywo dyskutowali.
-Oczywiście, że gram!
Nie pozwolę Puchonom wygrać przez jakieś głupie zadrapania!- zakomunikował entuzjastycznie
Potter wstając z kanapy.
-Eee,
James? Nie uważasz, że powinieneś jednak trochę przystopować?- odezwał się
nieśmiało Pettigrew, a w jego głowie dało się wyczuć troskę jaką darzy
przyjaciela.
-Kompletnie
nic mi nie jest, Glizdku.- spojrzał na Huncwota z uśmiechem.
-Czy
tak kompletnie to bym nie powiedział- odparł z grymasem Łapa, co wyraźnie nie
spodobało się Potterowi.
Już miał coś powiedzieć, ale
przerwał mu huk oznaczający, że ktoś wszedł do Pokoju Wspólnego. Natychmiast
wszyscy odwrócili się w stronę portretu Grubej Damy, a to kogo tam zobaczyli
wprawiło ich w osłupienie. Dorcas Meadowes stała przed Huncwotami, wyraźnie
wykończona, a jej spojrzenie było dziwnie obce.
Tym razem to Black podniósł się z
kanapy i szybkim krokiem podszedł w stronę dziewczyny. Ta jednak natychmiast
się cofnęła i obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
-Nie
podchodź do mnie- powiedziała przerażona, głosem pełnym bólu.
Huncwoci spojrzeli na nią z
niesamowitym zdziwieniem. Żaden z nich nie był w stanie wypowiedzieć słowa. Syriusz
wpatrywał się w ukochaną zszokowany, poczuł jakby ktoś go mocno uderzył w
twarz.
-Dorcas,
wszystko w porządku?- spytał tym razem Lupin, a panna Meadowes natychmiast spojrzała
na niego wrogo.
-W
porządku?- Prychnęła.
-Dorcas,
wiemy, że jest ci ciężko, ale jesteśmy twoimi przyjaciółmi, razem sobie
poradzimy.- kontynuował Lunatyk z nadzieją, że cokolwiek zmieni.
-Czy
ty sam siebie słyszysz? Wiesz jak to jest jak ktoś godzinami cię torturuje?-
tym razem prawie krzyczała i znów spojrzała na Blacka, mimo że to nie on się
odezwał.- To wszystko wasza wina. Gdyby nie wasz głupie pomysły, nic by się nie
stało.
-Głupie
pomysły? Według ciebie głupim pomysłem było powstrzymanie Sama-Wiesz-Kogo przed
napaścią na szkołę?- Syriusz Black szybko pożałował swoich słów, a w szczególności
po tym jak został mocno odepchnięty przez dziewczynę.
-Nie
zbliżaj się do mnie Black, nigdy więcej. Trzymajcie się wszyscy ode mnie z
daleka.- zakomunikowała oschle, jeszcze raz patrząc na Huncwotów, dając im
chwilę na reakcję. Nikt jednak nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
Dziewczyna szybko zareagowała, szybkim
krokiem ruszając w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego i zostawiając przyjaciół
samych sobie. Black spojrzał za nią tęsknym spojrzeniem, nie czując nic. Uczucia
miały dopiero przyjść.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz