wtorek, 4 lutego 2020

37. Czysta karta


            Kolejny listopadowy poranek przyszedł szybciej, niż się tego spodziewałam. Otworzyłam oczy, chwila otumanienia mną zawładnęła. Poczułam silny ból kręgosłupa, spowodowany najbardziej niewygodną pozycją do spania jaką można było sobie wyobrazić. Do połowy jeszcze siedziałam, tylko głowa spoczywała na starym, podziurawionym kocu, należącym do asortymentu Skrzydła Szpitalnego. Po krótkiej chwili moje oczy przyzwyczaiły się do padającego światła, a ja podniosłam głowę, żeby spojrzeć na wciąż nieprzytomnego Pottera. Tuż obok niego na łóżku leżała moja najlepsza przyjaciółka, a nad nią siedziała Alicja Brown.
            -Oh, Lily, obudziłaś się- szepnęła z lekkim uśmiechem.
Spojrzałam na zegarek, było tuż po południu. Pamiętałam, że przyszłam tu z samego rana, a więc zmęczenie musiało wziąć górę. Według Pani Pomfrey, Dorcas była w bardzo ciężkim stanie. Wszyscy bardzo się o nią martwiliśmy, ale nikt z nas, nie potrafił jej pomóc. Według dyrektora, trzeba było po prostu cierpliwie czekać, aż się obudzi. Jeśli chodzi o Jamesa, jego stan był o wiele lepszy, jego sen podtrzymywały już raczej tylko zaklęcia uzdrowicielki.
Dotknęłam jego zimnej jak lód dłoni i przez ten chłód, a także dlatego, że drzwi skrzydła szpitalnego huknęły z impetem, wzdrygnęłam się lekko. Do pomieszczenia wpadli Syriusz i Remus,
z determinacją wypisaną na twarzach.
            -Koniec tego, budzimy go- powiedział zdecydowanie Łapa i wyciągnął różdżkę przed siebie.
            -Stop! Co robicie?- zaprotestowałam momentalnie.
            -Spokojnie Evans. Wiemy co robimy, zaraz twój chłopak do ciebie wróci.- zakomunikował
z typowym huncwockim uśmiechem i w tej chwili już nie byłam w stanie go powstrzymać. Zaklęcie niewerbalne wydobyło się z jego różdżki, a ja poczułam uścisk dłoni.
James powoli otwierał oczy. Z początku jego także otumaniło światło, a już po chwili rozglądał się niepewnie po pomieszczeniu. Dostrzegł Huncwotów, a na jego twarz wpłynął piękny, szczery uśmiech. Dopiero po chwili spojrzał na mnie i w tym momencie jakby się lekko przestraszył. Spokojnie zabrał swoją dłoń, tak, że nie trzymałam jej już w uścisku, a nasze spojrzenia się spotkały- jego puste, ale wciąż ciepłe. Odwrócił głowę z powrotem w stronę przyjaciół.
            -Łapa, Luniek!- wykrzyknął, a chłopaki od razu do niego podbiegli i uściskali go krótko.
            -Dobrze, że wróciłeś, bo Lily by nam oszalała, my z resztą też. Bez ciebie to nie to samo.- powiedział z uśmiechem Remus.
W tym momencie uśmiech z jego twarzy wyparował, a on znów niepewnie spojrzał w moją stronę.
            -Lily?- na te słowa moje serce na chwilkę stanęło- Przepraszam, nie wiem kim jesteś.
Wszystkich obecnych zaszokowały te słowa. Ja czułam, jakby ktoś robił mi nieśmieszny żart. Nie potrafiłam tego zrozumieć. Niepewnie spojrzałam na przyjaciół, ale dostrzegłam, że oni także nie mają pojęcia o co chodzi. 



            -Stary, to nie jest śmieszne.- powiedział Syriusz, głosem pełnym determinacji.
            -To nie jest żart. Pamiętam Was wszystkich, Syriusz, Remus, Alicja, Dorcas- kolejno pokazywał na wszystkich ręką.- Ale twoja twarz jest mi zupełnie obca.
Patrzył na mnie tak, jak nigdy wcześniej. Domyśliłam się, że moja twarz również daleka jest
od entuzjazmu. Czułam taką dziwną pustkę, nie byłam załamana, raczej jakby to wszystko do mnie nie docierało. Szybko wstałam z łóżka.
            -Muszę już iść, jestem umówiona.- zakończyłam szybko nasze owocne spotkanie i prawie biegiem ruszyłam w stronę wyjścia. Nie obejrzałam się za siebie.

***

~Narracja trzecioosobowa~

            -Oh, pan Potter, obudził się pan, jak wspaniale.- powiedziała z szerokim uśmiechem pani Pomfrey, tuż po tym jak minęła Lily w drzwiach do skrzydła szpitalnego.- Wieczorem może pan sobie iść.
Jak szybko przyszła, tak szybko wyszła, nie zwracając nawet uwagi na otumanionych Huncwotów wpatrujących się ze zdziwieniem w Rogacza.
James spojrzał z wyrzutem na resztę Huncwotów, wyraźnie oczekując jakiegoś wyjaśnienia. Niestety, żaden z nich nie wiedział jak opisać zaistniałą sytuację.
            -James…- zaczął Remus- Wiesz, Lily to tak jakby… miłość twojego życia.
Ewidentnie nie wiedział jak zachować się w tej chwili. Spojrzał porozumiewawczo na Blacka, ale jego wyraz twarzy wręcz krzyczał „Co tu się dzieje?”. Łapa zebrał się jednak na odwagę i zabrał głos.
            -Co oni z tobą zrobili? Pamiętasz cokolwiek?- spytał.
            -Pamiętam, że kazali mi kogoś zaatakować, rzucili na mnie Imperiusa. Nie mam pojęcia o kogo im chodziło, a tą dziewczynę pierwszy raz widzę na oczy.- odparł zdecydowanie Potter.
            -Stary, jak już sobie przypomnisz to nie chcę być w twojej skórze, Evans ci nie odpuści.- zaśmiał się Black.
Nie pozostało im nic innego jak próbować obrócić sytuację w żart, jednak doskonale wiedzieli, że nie ma w niej nic zabawnego. Alicja wstała z łóżka Meadowes i podeszła do Jamesa.
            -Może jak spędzi z nią trochę czasu to wszystko mu się przypomni?- spytała z nadzieją patrząc na Remusa, licząc na to, że zna jakieś rozwiązanie.
            -Nie jestem pewien, czy chcę teraz przebywać z obcą dziewczyną. Wolałbym posiedzieć z wami. Możecie dać mi trochę czasu?- spytał patrząc na pannę Brown.
Dziewczyna pokiwała głową na znak, że się zgadza, ale w sercu czuła, że nie jest to najlepszy pomysł. 



Nagle wszyscy musieli zacząć żyć w kłamstwie, ignorować coś co, jeszcze kilka dni temu, dla ich przyjaciół było w końcu tak ważne.
W tym momencie Syriusz podszedł do łóżka Dorcas. Do jego głowy napłynęły smutne myśli. Po tym co śmierciożercy zrobili z Jamesem, nie wiedział już czego może się spodziewać, kiedy dziewczyna odzyska przytomność. 
               -Co z nią?- spytał z troską Potter, patrząc w kierunku Meadowes.
            -Nic jeszcze nie wiadomo, jedynie, że jej stan jest bardzo ciężki.- odparł Lupin lustrując wzrokiem Łapę.
Ten nie wypowiedział ani słowa, bo pogrążył się w myślach. Patrzył z czułością i nadzieją na brunetkę.
            -Musimy być dobrej myśli, na pewno niedługo się obudzi. Najważniejsze, że już tu jesteście!- stwierdziła entuzjastycznie Alicja, na co wszyscy krótko przytaknęli. Na twarzach przyjaciół pojawił się cień uśmiechu.

***

            Jedyna nadzieja jaką widziałam w całej tej sytuacji, pewnie siedziała sobie na wielkim fotelu na szczycie schodów, do których hasła nie znałam. Wpatrywałam się w posąg zastanawiając się co mogło się stać. Wertowałam w głowie wszystkie książki, które kiedykolwiek przeczytałam, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiedzi. Albus Dumbledore, jako najpotężniejszy czarodziej świata, mógł mi jej udzielić. Delikatnie dotknęłam posągu, ale ten ani drgnął.
            -Błagam, otwórz się- mój głos załamał się przy tych słowach.
Niespodziewanie, rozległ się huk, a schody powędrowały w górę, a ja niewiele myśląc, stanęłam na pierwszym z nich, aby zaraz zobaczyć się z dyrektorem. Sekundy oczekiwania na to spotkanie zdawały się być minutami, a każda chwila wydawała mi się wiecznością. Marzyłam o tym, aby w końcu stanąć przed Dumbledorem i móc prosić o pomoc. Sytuacja w jakiej się znajdywałam była jedną z trudniejszych, z jakimi musiałam się mierzyć w ostatnim czasie. W tych rozmyślaniach zmierzałam na górę, a po krótkiej chwili udało mi się spotkać z profesorem. Stanął przede mną, jak zwykle dostojny i spokojny, spoglądając w moją stronę z determinacją.
            -Panno Evans, następnym razem jak będzie się pani chciała ze mną zobaczyć, wystarczy podejść do posągu i powiedzieć „fasolki wszystkich smaków”, nie trzeba błagać- uśmiechnął się delikatnie, zapewne licząc na to, że odwzajemnię tę czynność. Ja jednak ani myślałam unieść kąciki ust- Widzę, że wyraźnie coś cię martwi. Mogę jakoś pomóc?
Wbiłam wzrok w podłogę.
            -Właściwie to mam nadzieję, że tak… chodzi o Jamesa.- oświadczyłam chłodno.
            -Tak, już wiem, że pan Potter się obudził. Wiem też co usłyszałaś.- nawet przez chwilę nie planowałam zastanawiać się skąd taki dobry obieg informacji w tej szkole.- To musiało być dla Pani bardzo bolesne.
Tym razem, wzrokiem pełnym bólu spojrzałam na twarz dyrektora.
            -Czy może mi pan jakoś pomóc, profesorze?- spytałam pełna nadziei.
Uśmiech delikatnie znikał z jego twarzy i tym razem to on spojrzał w podłogę. Wtedy już przeczuwałam co usłyszę.
            -Bardzo bym chciał, ale nie mam takiej mocy- zakomunikował.
Wydało mi się to nieco śmieszne albo byłam tak rozchwiana emocjonalnie, że uznałam, że on na pewno znajdzie jakiś sposób, aby mi pomóc. Poczułam delikatne rozczarowanie.
            -Panno Evans, jeśli ktoś rzucił na pana Pottera zaklęcie zapomnienia, to tylko i wyłącznie on jest w stanie je zdjąć, a z tego co jest mi wiadome, mógł to zrobić każdy ze Śmierciożerców.
Na te słowa spojrzałam na Dumbledore’a z przerażeniem. Wiedziałam dokładnie co to oznacza. 




-Czy to oznacza, że straciłam go na zawsze?- zadałam pytanie podczas którego mój głos się załamał.
            -Oczywiście, że nie.- tym razem uśmiechnął się szeroko.- Proszę pamiętać o największej magii jaka istnieje na tym świecie i o tym, że zawsze można coś zrobić.
Dumbledore jak zwykle mówił zagadkami, a ja zdecydowanie nie byłam w humorze, aby domyślać się o co mu chodzi i najwyraźniej to wyczuł, bo sam dokończył swoją myśl.
            -To miłość, Lily. Wierzy Pani w przeznaczenie?
Zastanowiłam się krótką chwilę, ale ostatecznie pokiwałam twierdząco głową. Poczułam, że mimowolnie, łzy cisną mi się do oczu.
            -Otóż, nasz świat jest skomplikowany, pełen ciemności z którą musimy się mierzyć każdego dnia. Zastanawiała się pani kiedyś po co?
            -Żeby dawać nadzieję na lepszą przyszłość- powiedziałam cicho i poczułam jak kąciki moich ust wędrują ku górze.
            -Czyli pojęła pani lekcję, a więc w głębi serca, wie pani, że póki jest nadzieja, trzeba się jej trzymać.
Słowa Dumbledore’a ugodziły w moje serce niczym miecz, ale nie taki, który miałby mnie zabić. Poczułam jakbym narodziła się na nowo. Już teraz wiedziałam, że świat nie jest czarny lub biały, a naszym zadaniem jest patrzeć szerzej. W tej sekundzie podjęłam zapewne najważniejszą decyzję mojego życia.
            -Chcę dołączyć do Zakonu- powiedziałam, dokładnie akcentując każde słowo.
Dyrektor znów delikatnie się uśmiechnął i spojrzał na mnie z podziwem.
            -A zatem wszystko ustalone. Niedługo rozpocznie się pani szkolenie.

           

 
***

~Narracja trzecioosobowa~

Nadszedł wieczór, a czwórka przyjaciół przesiadywała w Pokoju Wspólnym Gryffindoru i dla osób trzecich wyglądała z całą pewnością na grupę ludzi, która nie ma większych zmartwień niż najbliższy mecz Quidditcha, bo to właśnie o nim tak żywo dyskutowali.
-Oczywiście, że gram! Nie pozwolę Puchonom wygrać przez jakieś głupie zadrapania!- zakomunikował entuzjastycznie Potter wstając z kanapy.
            -Eee, James? Nie uważasz, że powinieneś jednak trochę przystopować?- odezwał się nieśmiało Pettigrew, a w jego głowie dało się wyczuć troskę jaką darzy przyjaciela.
            -Kompletnie nic mi nie jest, Glizdku.- spojrzał na Huncwota z uśmiechem.
            -Czy tak kompletnie to bym nie powiedział- odparł z grymasem Łapa, co wyraźnie nie spodobało się Potterowi.
Już miał coś powiedzieć, ale przerwał mu huk oznaczający, że ktoś wszedł do Pokoju Wspólnego. Natychmiast wszyscy odwrócili się w stronę portretu Grubej Damy, a to kogo tam zobaczyli wprawiło ich w osłupienie. Dorcas Meadowes stała przed Huncwotami, wyraźnie wykończona, a jej spojrzenie było dziwnie obce. 



Tym razem to Black podniósł się z kanapy i szybkim krokiem podszedł w stronę dziewczyny. Ta jednak natychmiast się cofnęła i obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem.
            -Nie podchodź do mnie- powiedziała przerażona, głosem pełnym bólu.
Huncwoci spojrzeli na nią z niesamowitym zdziwieniem. Żaden z nich nie był w stanie wypowiedzieć słowa. Syriusz wpatrywał się w ukochaną zszokowany, poczuł jakby ktoś go mocno uderzył w twarz.
            -Dorcas, wszystko w porządku?- spytał tym razem Lupin, a panna Meadowes natychmiast spojrzała na niego wrogo.
            -W porządku?- Prychnęła.
            -Dorcas, wiemy, że jest ci ciężko, ale jesteśmy twoimi przyjaciółmi, razem sobie poradzimy.- kontynuował Lunatyk z nadzieją, że cokolwiek zmieni.
            -Czy ty sam siebie słyszysz? Wiesz jak to jest jak ktoś godzinami cię torturuje?- tym razem prawie krzyczała i znów spojrzała na Blacka, mimo że to nie on się odezwał.- To wszystko wasza wina. Gdyby nie wasz głupie pomysły, nic by się nie stało.
            -Głupie pomysły? Według ciebie głupim pomysłem było powstrzymanie Sama-Wiesz-Kogo przed napaścią na szkołę?- Syriusz Black szybko pożałował swoich słów, a w szczególności po tym jak został mocno odepchnięty przez dziewczynę.
            -Nie zbliżaj się do mnie Black, nigdy więcej. Trzymajcie się wszyscy ode mnie z daleka.- zakomunikowała oschle, jeszcze raz patrząc na Huncwotów, dając im chwilę na reakcję. Nikt jednak nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa.
Dziewczyna szybko zareagowała, szybkim krokiem ruszając w stronę wyjścia z Pokoju Wspólnego i zostawiając przyjaciół samych sobie. Black spojrzał za nią tęsknym spojrzeniem, nie czując nic. Uczucia miały dopiero przyjść.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Theme by MIA