piątek, 30 sierpnia 2013

26. Jeleń i łania



            Moja wizyta w domu babci dobiegła końca. Spędziłam tu wspaniały miesiąc, ciesząc się obecnością jej i Sophie. Ostatni tydzień widywałam się tylko z Cameronem i kuzynką. Moje serce przyspieszało na każdą myśl o Jamesie Potterze i o tym co mam mu do powiedzenia. Dziś, spakowałam swoje rzeczy i miałam udać się do domku letniskowego nad jeziorem. Najtrudniej było mi rozstać się z Sophie, która stała się dla mnie prawdziwą siostrą. Gotowa do drogi stałam w pokoju gościnnym, obejmowana przez kuzynkę.
            -Będziesz pisać?- spytała blondynka, ściskając mnie nadal.
            -Oczywiście, że tak- rzekłam wyrywając się delikatnie z mocnego uścisku i spojrzałam w jej idealnie zielone, przepełnione łzami oczy.- Nie płacz, głupia. Będę strasznie tęsknić.
            - Ja też! Jak tylko będziesz w Londynie, musimy się spotkać- zakomunikowała z głosem, który nie znosił sprzeciwu.
            Odeszłam od kuzynki. Przyszła kolej, żeby pożegnać się z babcią. Dzięki niej nie zostałam bez dachu nad głową, spędziłam mnóstwo czasu w gronie rodziny, której tak bardzo mi przez ostatni czas brakowało. Spojrzałam na smutną twarz babci. Wiedziałam, że nie chce się żegnać, ja też nie chciałam, ale musiało tak się stać. Przytuliłam ją lekko.
            - Och Lily, koniecznie mnie jeszcze odwiedź- szepnęła.
            -Oczywiście babciu, jak najszybciej.- obdarzyłam ją wspaniałym, promiennym uśmiechem i chwyciłam kufer.
            Planowałam się teleportować, a nie mogłam zrobić tego w domu. Posłałam rodzinie jeszcze jeden uśmiech i wyszłam przez tylnie drzwi, udając się w stronę rzeki. Postanowiłam, że teleportuję się przy mostku, na który ciągle chodziłam z Sophie. Wybrałam to miejsce ponieważ nigdy nikogo tam nie spotykałam, ludzie tam nie przychodzili. Już z daleka zobaczyłam coś co ogromnie mnie zaskoczyło. Ktoś stał na mostku. Z początku nie rozpoznałam go, lecz z każdym krokiem widziałam go lepiej i po chwili już wiedziałam kim jest. Cameron stał, oparty o barierkę mostku, wpatrując się w idealnie gładką taflę wody. Gdy podeszłam na tyle blisko, że mógł mnie zobaczyć, oderwał wzrok od rzeki i skierował go na mnie. Podeszłam jeszcze bliżej, czując mocno bijące mi serce. Nie wiedziałam, czemu moje ciało tak na niego reagowało. Kiedy stałam tuż przed nim, on wpatrywał się w moje oczy, a ja w jego. Nie sądziłam, że tak ciężko będzie mi się z nim pożegnać. Staliśmy tak bez słowa dobre kilka sekund. Poczułam, że chwyta moją dłoń, ale nadal nie przestawał patrzyć mi w oczy. Po kolejnej chwili odważył się w końcu przytulić mnie mocno do siebie.
            -Do zobaczenia w szkole- wyszeptałam
            -Do zobaczenia, Lily- pogładził ręką mój policzek a następnie ucałował go czule. Widziałam w jego oczach ból. Nie chciałam pozwolić na to, aby cierpiał. Odsunęłam się delikatnie od niego, i nie patrząc więcej na jego twarz odwróciłam się i zeszłam z mostku. Podążyłam w miejsce lekko oddalone od rzeki i teleportowałam się.

***

Stałam przed pięknym, dość sporych rozmiarów domkiem. To z pewnością to miejsce, pomyślałam. Po mojej prawej stronie znajdował się duży las, po lewej malował się cudowny widok. Piękne jezioro podczas zachodu słońca. Widok zdecydowanie zapierał dech w piersiach.
James nie wiedział, że przyjadę dziś. Za pewne myśli, że za trzy dni z resztą przyjaciół. Postanowiłam jednak zrobić mu niespodziankę. Wiedziałam, że prawdziwe zaskoczenie przyniesie mu to co mam do powiedzenia. Pociągnęłam kufer i wkroczyłam powoli do domku. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się średnich rozmiarów korytarz. Jasnoniebieskie ściany idealnie komponowały się z granatową podłogą. Moją uwagę przykuła ściana, pełna magicznych, poruszających się fotografii. Na pierwszym zdjęciu dostrzegłam Doreę i Charlusa obejmujących się, zajmujących jakąś małą, malowniczą ławeczkę na tle, tego oto domku. Na kolejnym był znów pan Potter i jego mały synek, który „latał” na swojej prawdopodobnie pierwszej miotle. Mały James biegał po pokoju siedząc na malutkiej miotle i cieszył się jak głupi. Zaśmiałam się oglądając tę scenę. Widok był absolutnie powalający. Na kolejnym zdjęciu spostrzegłam Już trochę starszego Jamesa, który był cały usmarowany czymś co wyglądało na sok marchewkowy. Jego twarz pokryta była pomarańczowymi plamkami. Kolejny widok powalający mnie na kolana. Po chwili spostrzegłam, że stoję sobie na środku korytarza, a właściciel domu nie ma pojęcia nawet o tym, że przyjechałam.
-James? – zawołałam, lecz nie otrzymałam odpowiedzi.
Przeszłam dalej, wzdłuż korytarza i dostrzegłam lekko uchylone tylnie drzwi. Popchnęłam je delikatnie i moim oczom ukazał się Potter. Leżał na trawie z głową skierowaną ku niebu. W ręku trzymał papierosa, którego co jakiś czas podnosił do ust. Nie wiedziałam wcześniej, że on pali. Podeszłam bliżej.  



            -Cześć, James- szepnęłam, będąc już  bardzo blisko niego.
Na początku wzdrygnął się, a potem szybko założył swoje leżące dotąd obok niego, okulary i poderwał z miejsca, po czym stanął lekko roztrzęsiony. Szybkim ruchem zgasił papierosa, rzucając go na ziemię i mocno depcząc. Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem, jakby to było nie możliwe, że tu jestem. Tym bardziej, że przyłapałam go na gorącym uczynku. Zmierzwił sobie włosy, w ten naturalny dla niego sposób i uśmiechnął się huncwocko.
            -Lily, co ty tu robisz?- rzekł zdziwiony.
            -Zapraszałeś mnie przecież- zaśmiałam się widząc jego minę.
Miał dość szeroko rozchylone powieki i usta leciutko otwarte. Wyglądał komicznie, kiedy nie mógł w coś uwierzyć, w coś co jest realne. Po chwili potrząsnął głową na znak, że oprzytomniał i przyjął już normalną postawę i znaną mi już dobrze minę z lekkim uśmiechem.
            -Nie sądziłem, że przyjedziesz dziś. Cieszę się, że jesteś- uśmiechnął się przelotnie i mocno mnie objął, następnie okręcił wokół siebie. Kiedy moje stopy znów dotknęły ziemi oderwałam się od niego.
            -Przyjechałam dzisiaj, ponieważ mam ci coś ważnego do powiedzenia- powiedziałam czekając na jego reakcję. Uśmiech z jego twarzy zniknął tak szybko jak się pojawił. W jego oczach pojawił się strach. Chwyciłam jego rękę i uśmiechnęłam się lekko, żeby dodać mu otuchy.-Przejdziemy się?
            -Tak, pewnie. Znam świetne miejsce, które chciałbym ci pokazać. Musisz mi zaufać.- znów uśmiechnął się huncwocko, a w jego spojrzeniu pojawiły się tajemnicze iskierki.
Pociągnął mnie za rękę w kierunku jeziora. Słońce zaszło już prawie całkowicie, nie wiele było widać. Jedyne co dostrzegłam to mała, drewniana łódka, pływająca na jeziorze. Światło księżyca całkiem dobrze wszystko rozjaśniało. James przyciągnął łódkę do brzegu, za pomocą przyczepionej do niej liny. Ja wsiadłam pierwsza i od razu zajęłam miejsce siedzące, ponieważ stanie byłoby niebezpieczne. Znając moją koordynację, na pewno spadłabym prosto do wody. Rogacz również wsiadł i chwycił w obie ręce wiosła. Sprawnie, odpłynęliśmy od brzegu. Z początku nic nie było widać i nie miałam pojęcia dokąd się udajemy, jednak po chwili zobaczyłam malutką wysepkę. Cała porośnięta była drzewami, ale jedno z nich się wyróżniało. Było duże i grube, wydawało się być też dość stare. Kiedy znaleźliśmy się na brzegu, wysiadłam pierwsza i podałam rękę James’owi. W tej ciemności ledwo co go widziałam. Poczułam uścisk na dłoni i przytrzymałam ją mocno, aby mógł wysiąść z łódki. Przywiązaliśmy ją tuż przy brzegu i znów poczułam, że chwyta mnie za rękę. Pociągnął mnie w kierunku wielkiego, starego drzewa, które okazało się wyjątkowe. Wisiało na nic coś w rodzaju sznurowej drabiny. Gestem ręki Potter pokazał mi, żebym szła pierwsza. Spojrzałam w górę z obawą, nic nie widziałam, nie wiedziałam w co się pakuję. Postanowiłam jednak zaufać mu. Mocno chwyciłam drabinę i zaczęłam się wspinać. Trwało to chwilę, a gdy spojrzałam w dół zobaczyłam, że James czeka, aż wejdę do końca. Moja wspinaczka zakończyła się na cudownym domku na drzewie. Calutki był z drewna, na podłodze wyłożony był dywan. Stało tam kilka krzesełek i dwa fotele. Stolik, wyłożony kolorowym obrusem również dodawał magicznego uroku. Najpiękniejszy element stanowiły jednak poprzewieszane między deskami lampki choinkowe, wszystkie białe. Dzięki nim było widać tu wszystko dokładnie. Weszłam dalej i zajęłam miejsce na jednym z foteli, a po chwili tuż koło mnie pojawił się James i usiadł na drugim z nich. Jednym zaklęciem zapalił świecę stojącą na stoliku pomiędzy fotelami.
-Jamie, przyjechałam wcześniej, żeby móc z tobą porozmawiać. Podjęłam decyzję, na którą już długo czekałeś. Zanim ci odpowiem, chcę żebyś wysłuchał mnie do końca.- nie odezwał się tylko przytaknął skinieniem głowy.- Kiedy przyjechałam do babci spotkałam Camerona.- w tym momencie mina bardzo mu zrzedła. Wstałam z miejsca i podeszłam do niego, po czym uklękłam przed nim i spojrzałam w jego intensywnie orzechowe oczy, pełne złości. Mimo szargającym nim emocjom, nie odezwał się ani słowem.- Z początku go unikałam, ale później, coś się zmieniło. Po naszej rozmowie nad rzeką, uświadomiłam sobie coś bardzo ważnego. Zrozumiałam wtedy, co czuję. Wiedziałam, że nie mogę czekać ani chwili dłużej.- zawahałam się. James od razu wykorzystał sytuację.
- Przyjechałaś tu, żeby mi powiedzieć, że kochasz Summersa?- w jego oczach pojawiła się nieznana mi dotąd obojętność, a w głosie złość, a właściwie wściekłość.
- Nie James, to nie tak…- wstał z miejsca jak opętany. Zrobił kilka kroków przed siebie i znów skierował swoją twarz ku mnie. Po jego policzku płynęła łza.
-A jak?!- tym razem krzyczał. Po moim policzku również spływały teraz łzy.
- Kocham ciebie- szepnęłam.
James opadł z powrotem na fotel. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby myślał, że to tylko sen z którego zaraz się obudzi. Ukucnęłam przed nim i podniosłam głowę, żeby móc znów spojrzeć mu w oczy.



-Kocham cię, James
-Ja ciebie też, Lily- wyszeptał, po czym połączyliśmy się w pocałunku, tak czułym i tak innym od wszystkich wcześniejszych, że wydawał się on trwać w nieskończoność.

***

Pewnej nocy, wybraliśmy się na kolejny spacer, tym razem odwiedzając las. Trzymałam rękę osoby, która była teraz najszczęśliwsza na świecie. James Potter zdobył wreszcie, wiecznie niedostępną, panią prefekt, Lilyanne Evans. Ja również byłam teraz bardzo szczęśliwa. Nie sądziłam, że danie szansy temu; dotąd wiecznie napuszonemu kretynowi, który myśli tylko jaki by tu kawał zrobić, albo jak wygrać mecz Quidditch’a; przyniesie mi tyle radości i miłości. Moje uczucia w końcu wyszły na jaw.
- Nie wiedziałam, że palisz- powiedziałam z lekkim wyrzutem.
Nie pochwalałam tego, nie lubiłam zapachu papierosów, dymu. Wiedziałam, że Syriusz pali, ale do tej pory nie miałam pojęcia, że James także. Huncwoci nadal pozostawali dla mnie wielką, nierozwiązaną dotąd zagadką. Chyba nie da się ich tak po prostu rozszyfrować.
            -Ach, to… To tylko tak okazyjnie. Nie jestem uzależniony. To Łapa mi to pokazał. Powiedział, że to jedyna ‘rzecz’ mugoli, która prawdziwie go urzekła.- zaśmiał się.
            -Nie pochwalam tego, to okropnie śmierdzi- udałam obrażoną i w teatralnym geście odwróciłam się do niego plecami i skrzyżowałam ręce na piersi.
Po chwili poczułam jego ręce na swojej talii, przeszedł mnie ciepły dreszcz. Poczułam jego delikatne, chłodne wargi na mojej szyi. Całował mnie od obojczyków, ku górze. Gdy dotarł do ust, mocno i stanowczo odwrócił mnie tak, że stałam teraz do niego przodem. Spojrzał w moje oczy z tymi znanymi mi już dobrze iskierkami i złożył na moich ustach kolejny pocałunek, tym razem bardziej namiętny. Nasze języki zdawały się tańczyć w nieznanym rytmie. Zarzuciłam mu obie ręce na szyi, a on swoje nadal trzymał w mojej talii, ale powoli kierował się wyżej. Dopiero brak powietrza powstrzymał nas i oderwaliśmy się od siebie.
            -Cieszę się, że jesteś- wyszeptał wprost do mojego ucha.
            -Cieszę się, że nareszcie zrozumiałam co czuję, jestem teraz bardzo szczęśliwa- powiedziałam lekko uśmiechając się do niego.
            -Ja jestem dzięki tobie najszczęśliwszym człowiekiem na tej planecie- rzekł z patrząc na mnie, jak na najważniejszą osobę na świecie. Kochałam kiedy tak na mnie patrzył. Czułam się wtedy bardzo potrzebna i kochana. Wiedziałam, że tylko ten jeden, jedyny człowiek potrafiłby dać mi tyle szczęścia.
            Postanowiliśmy kontynuować nasz spacer, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet wtedy kiedy panowała cisza, nie była ona niezręczna, po prostu słowa były zbędne. Teraz zdałam sobie sprawę, że w każdej trudnej dla mnie chwili, w każdym ciężkim momencie mojego życia, on zawsze był przy mnie. Nigdy mnie nie zostawił i mimo tego, że zachowywał się jak dzieciak, w trudnej chwili potrafił wydorośleć. Był wsparciem, którego zawsze potrzebowałam. Wspaniały przyjaciel, nie tylko dla Huncwotów, ale i dla mnie. A teraz był wspaniałym chłopakiem.
            -Skąd właściwie wzięły się wasze pseudonimy, Rogaczu?- zaśmiałam się wymawiając ostatni wyraz.
            -Chyba od zwierząt, w które się zmieniamy. Czemu Remusa nazywamy Lunatykiem chyba nie muszę ci wyjaśniać.- zaśmiałam się.- Ale być może również od naszych patronusów.
            -Patronusów? Umiesz wyczarować patronusa?- Otworzyłam szeroko oczy i przystanęłam. Wiedziałam zawsze, że Huncwoci byli wspaniałymi czarodziejami, i nigdy nie wiedziałam jak to robili. Nie uczyli się prawie wcale, a wszystkie egzaminy zaliczali na Wybitny. Tylko Remus siedział non stop z nosem w książkach, ale chyba tylko dlatego, że to lubił, a nie dlatego że musiał się uczyć.
            -Umiem. Pokazać ci?- w jego oczach znów pojawiły się iskierki. Przytaknęłam i zaczęłam skakać jak małe dziecko z radości. Patronusy były piękne, a bardziej zaawansowani czarodzieje potrafili wyczarować w pełni wykształconą formę, która przybierała postać jakiegoś zwierzęcia.
James wyciągnął różdżkę z kieszeni. Wyciągnął ją przed siebie i przez chwilę wyglądał jakby się zamyślił. Przymknął oczy i wyszeptał:

-Expecto Patronum

Z jego różdżki wypłynęła z początku łuna błękitnego światła, a tuż po chwili stał koło mnie magiczny jeleń. Przymrużyłam delikatnie oczy, nie przyzwyczajona do światła jakie daje patronus. Spojrzałam na twarz ukochanego, malował się na niej piękny uśmiech i lekki triumf. Zazdrościłam tego Huncwotom, również chciałam umieć coś takiego wyczarować. Po chwili jeleń zniknął i znów zapanowała ciemność.
            - To było niesamowite! James, naucz mnie tego.- użyłam spojrzenia nie znoszącego sprzeciwu.  Potter tylko uśmiechnął się delikatnie i przytaknął na znak, że się zgadza. Przytuliłam się do niego mocno, po czym spojrzałam raz jeszcze w jego piękne oczy.
            -Wyciągnij różdżkę, Lily. Formułę zaklęcia znasz. Najważniejsze co musisz zrobić to przypomnieć sobie wspomnienie, silne, radosne wspomnienie. Pomyśl o najpiękniejszej i najszczęśliwszej rzeczy jaka cię w życiu spotkała, a następnie wypowiedz zaklęcie. Gotowa?
Pokiwałam głową, a James stanął za mną i położył ręce na mojej talii. Przysunął głowę bardzo blisko mojej.
            -Różdżka w górę i myśl- wyszeptał. Jego ręce, ten głos, bardzo mnie dekoncentrował, ale wiedziałam, że powinnam skupić się w tej chwili tylko na zaklęciu.
Przypomniałam sobie piękną noc, jezioro, domek na drzewie. Noc, która była dwa dni temu. Noc, w której poczułam się szczęśliwa w pełni, po raz pierwszy od bardzo dawna. To właśnie wtedy wyznałam miłość osobie, która teraz uczyła mnie pięknego zaklęcia. 

            -Expecto Patronum

Nic się nie zdarzyło. Przypomniałam sobie pocałunek, i znów poczułam jak wypełnia mnie miłość do tego rozczochrańca. 

            -Expecto Patronum




Tym razem to z mojej różdżki wypłynęła błękitna, świetlista łuna. Udało się!- pomyślałam. Otworzyłam usta i spojrzałam na zwierze, które dumnie kroczyło wokół nas. Piękna, świetlista łania spacerowała w różnych kierunkach. Spojrzałam na twarz Jamesa, była pełna dumy i jakby miłości. Kiedy łania zniknęła poczułam, że szybko opadam z sił. Nogi ugięły mi się pod ciężarem ciała. James chwycił mnie pewnie w ostatniej chwili. Jego refleks szukającego był na prawdę zaskakujący. Wsparłam się na jego ramieniu, ale on był szybszy i wziął mnie na ręce. Oparłam głowę na jego ramieniu.
            -Brawo, udało ci się.- ucałował mnie delikatnie w czoło.- Kto by pomyślał, jeleń i łania?- resztką sił zaśmiałam się.- Zaniosę cię do domu.
Po chwili byliśmy już w domku Potterów, James położył mnie delikatnie na łóżku, a sam usiadł obok. Patrzył na moją twarz z miłością i troską. Pogładził mnie po włosach, ucałował w czoło po raz kolejny i zgasił lampkę stojącą obok łóżka.
            -Dobranoc Lily- wyszeptał

***


Tak jak obiecałam, tak i jest! Kolejny rozdział, już ostatni w wakacje. Chciałabym życzyć wam udanych ostatnich dni wakacji, a także wspaniałego roku szkolnego ;) Bardzo wam dziękuję za tę ogromną ilość wejść na bloga! Jesteście cudowni <3 Blog istnieje już niemal dwa lata. Od roku jest na blogspocie, dla mnie to wielki sukces ;) Jeszcze żadnej historii nie pisałam tak długo :)
 


10 komentarzy:

  1. cuuudowny <3 ale tu to już norma :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, rozdział piękny!
    Już myślałam, że James wszystko zepsuje, ale na szczęście nie;)
    Naprawdę super!
    Czekam na kolejny ;)
    Lilka.

    OdpowiedzUsuń
  3. śliczny szablon i ciekawy rozdział. fajnie, że są razem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejciu jestem zachwycona ! <3 Nareszcie sa razem ! Niecierpliwie czekam na kolejny, chociaz wiem że pisanie będzie dłużej trwało w roku szkolnym ;c Gratuluję takiego talenty ! // Roni

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem zła, okrutna i w ogóle nie fair, że dopiero teraz czytam te dwa ostatnie rozdziały. Z góry przepraszam za brak komentarza pod poprzednią notką, ale uznałam, że napiszę jeden pod tym rozdziałem i zamieszczę w nim opinię o obydwu rozdziałach ;))
    Taaak więęęęcccc....genialny, piękny, cudowny, czarujący, obezwładniający...magiczny! Oni nareszcie są raaazeeeem! *u* Jestem pewna, ze coś wymyślisz i niestety nie będzie kolorowo i sielankowo, ale nie byłabyś sobą gdybyś czego tam w przyszłości nie pogmatwała, prawda? ;pp
    Ogólnie to już pisałam w którymś komentarzu że nie lubię postaci Camerona. Po prostu nie i koniec. Dlatego akurat zupełnie mnie nie interesowało, czy w jego tęczówkach pojawi się ból ;pp
    W końcu coś z Dorcas i Syriuszem! Ale ja chcę więcej takich scen! :D Wyobraziłam sobie scenerię domku na drzewie i z mety zakochałam się w tym miejscu :D Białe lampki świąteczne... *u* Dobra, jestem dziwna. Jaram się choinkowymi światełkami xD Doobra, zanim więcej głupot naplotę, to chyba po prostu napiszę, że rozdziały były świetne i z niecieprliwością standardowo, czekam na nexty ;***

    OdpowiedzUsuń
  6. Ahh, rozmarzyłam się :D
    Cudowny rozdział, tak na to czekałam
    Jakie to romantyczne, wyznanie miłości Lily do Jamesa no i 2 patronusy tej samej rasy...
    J & L byli, są i zawsze będą sb pisani, wkurza mnie pairing L & S, po prostu go nienawidzę, ale wracając do opowiadania.
    Czytałam ten rozdział z 10x i jest taki piękny, brak słów po prostu...
    Czekam na nexty :D

    OdpowiedzUsuń
  7. No muszę powiedzieć, że bardzo fajny rozdział :3 Szczególnie, kiedy ktoś mi go przeczytał : DDDD
    Ale tak na serio, to wiesz, że jest tam kilka błędów, rozmawiałyśmy o tym. Ale w końcu Lily się zdecydowała, no jak miło! : ) Ale ich kilka romantycznych dni we dwoje już się kończy, prawda? Wbije cała reszta, no i pewnie zaczną przeżywać, że Lily i James są razem : D Patos się nie lał, a to najważniejsze :) Czekam na nowy, chociaż pewnie i tak złapię obsuwę w czytaniu go :C
    Polecam, pozdrawiam
    Freyja

    OdpowiedzUsuń
  8. Wpadłam na blog dzięki cytatowi, jakiego tu użyłaś (Śmierć będzie...) i przeczytałam post. Ślicznie piszesz! Mam przykre wspomnienia z blogami o J&L które nigdy nie były skończone, dlatego nie wiem, czy będę dalej czytać.
    Jednak muszę przyznać, że post jest jednym z lepszych jakie czytałam i życzę dużo wytrwałości.
    Pozdrawiam, Hanoszka

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale słodki ten rozdział :) Nareszcie Lily i James są razem, od początku na to czekałam! :P Lecę czytać dalej! ;)
    Pozdrawiam serdecznie.
    Nessa Laime

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA