Moja wizyta w domu babci dobiegła
końca. Spędziłam tu wspaniały miesiąc, ciesząc się obecnością jej i Sophie.
Ostatni tydzień widywałam się tylko z Cameronem i kuzynką. Moje serce
przyspieszało na każdą myśl o Jamesie Potterze i o tym co mam mu do powiedzenia.
Dziś, spakowałam swoje rzeczy i miałam udać się do domku letniskowego nad
jeziorem. Najtrudniej było mi rozstać się z Sophie, która stała się dla mnie
prawdziwą siostrą. Gotowa do drogi stałam w pokoju gościnnym, obejmowana przez
kuzynkę.
-Będziesz pisać?- spytała blondynka,
ściskając mnie nadal.
-Oczywiście, że tak- rzekłam
wyrywając się delikatnie z mocnego uścisku i spojrzałam w jej idealnie zielone,
przepełnione łzami oczy.- Nie płacz, głupia. Będę strasznie tęsknić.
- Ja też! Jak tylko będziesz w
Londynie, musimy się spotkać- zakomunikowała z głosem, który nie znosił
sprzeciwu.
Odeszłam od kuzynki. Przyszła kolej,
żeby pożegnać się z babcią. Dzięki niej nie zostałam bez dachu nad głową,
spędziłam mnóstwo czasu w gronie rodziny, której tak bardzo mi przez ostatni
czas brakowało. Spojrzałam na smutną twarz babci. Wiedziałam, że nie chce się
żegnać, ja też nie chciałam, ale musiało tak się stać. Przytuliłam ją lekko.
- Och Lily, koniecznie mnie jeszcze
odwiedź- szepnęła.
-Oczywiście babciu, jak
najszybciej.- obdarzyłam ją wspaniałym, promiennym uśmiechem i chwyciłam kufer.
Planowałam się teleportować, a nie
mogłam zrobić tego w domu. Posłałam rodzinie jeszcze jeden uśmiech i wyszłam
przez tylnie drzwi, udając się w stronę rzeki. Postanowiłam, że teleportuję się
przy mostku, na który ciągle chodziłam z Sophie. Wybrałam to miejsce ponieważ
nigdy nikogo tam nie spotykałam, ludzie tam nie przychodzili. Już z daleka
zobaczyłam coś co ogromnie mnie zaskoczyło. Ktoś stał na mostku. Z początku nie
rozpoznałam go, lecz z każdym krokiem widziałam go lepiej i po chwili już
wiedziałam kim jest. Cameron stał, oparty o barierkę mostku, wpatrując się w
idealnie gładką taflę wody. Gdy podeszłam na tyle blisko, że mógł mnie
zobaczyć, oderwał wzrok od rzeki i skierował go na mnie. Podeszłam jeszcze
bliżej, czując mocno bijące mi serce. Nie wiedziałam, czemu moje ciało tak na
niego reagowało. Kiedy stałam tuż przed nim, on wpatrywał się w moje oczy, a ja
w jego. Nie sądziłam, że tak ciężko będzie mi się z nim pożegnać. Staliśmy tak
bez słowa dobre kilka sekund. Poczułam, że chwyta moją dłoń, ale nadal nie
przestawał patrzyć mi w oczy. Po kolejnej chwili odważył się w końcu przytulić
mnie mocno do siebie.
-Do zobaczenia w szkole- wyszeptałam
-Do zobaczenia, Lily- pogładził ręką
mój policzek a następnie ucałował go czule. Widziałam w jego oczach ból. Nie
chciałam pozwolić na to, aby cierpiał. Odsunęłam się delikatnie od niego, i nie
patrząc więcej na jego twarz odwróciłam się i zeszłam z mostku. Podążyłam w
miejsce lekko oddalone od rzeki i teleportowałam się.
***
Stałam
przed pięknym, dość sporych rozmiarów domkiem. To z pewnością to miejsce,
pomyślałam. Po mojej prawej stronie znajdował się duży las, po lewej malował
się cudowny widok. Piękne jezioro podczas zachodu słońca. Widok zdecydowanie
zapierał dech w piersiach.
James
nie wiedział, że przyjadę dziś. Za pewne myśli, że za trzy dni z resztą
przyjaciół. Postanowiłam jednak zrobić mu niespodziankę. Wiedziałam, że
prawdziwe zaskoczenie przyniesie mu to co mam do powiedzenia. Pociągnęłam kufer
i wkroczyłam powoli do domku. Otworzyłam drzwi i moim oczom ukazał się średnich
rozmiarów korytarz. Jasnoniebieskie ściany idealnie komponowały się z granatową
podłogą. Moją uwagę przykuła ściana, pełna magicznych, poruszających się
fotografii. Na pierwszym zdjęciu dostrzegłam Doreę i Charlusa obejmujących się,
zajmujących jakąś małą, malowniczą ławeczkę na tle, tego oto domku. Na kolejnym
był znów pan Potter i jego mały synek, który „latał” na swojej prawdopodobnie
pierwszej miotle. Mały James biegał po pokoju siedząc na malutkiej miotle i
cieszył się jak głupi. Zaśmiałam się oglądając tę scenę. Widok był absolutnie
powalający. Na kolejnym zdjęciu spostrzegłam Już trochę starszego Jamesa, który
był cały usmarowany czymś co wyglądało na sok marchewkowy. Jego twarz pokryta
była pomarańczowymi plamkami. Kolejny widok powalający mnie na kolana. Po
chwili spostrzegłam, że stoję sobie na środku korytarza, a właściciel domu nie
ma pojęcia nawet o tym, że przyjechałam.
-James?
– zawołałam, lecz nie otrzymałam odpowiedzi.
Przeszłam dalej, wzdłuż
korytarza i dostrzegłam lekko uchylone tylnie drzwi. Popchnęłam je delikatnie i
moim oczom ukazał się Potter. Leżał na trawie z głową skierowaną ku niebu. W
ręku trzymał papierosa, którego co jakiś czas podnosił do ust. Nie wiedziałam
wcześniej, że on pali. Podeszłam bliżej.
-Cześć, James- szepnęłam, będąc
już bardzo blisko niego.
Na początku wzdrygnął
się, a potem szybko założył swoje leżące dotąd obok niego, okulary i poderwał z
miejsca, po czym stanął lekko roztrzęsiony. Szybkim ruchem zgasił papierosa,
rzucając go na ziemię i mocno depcząc. Wpatrywał się we mnie z niedowierzaniem,
jakby to było nie możliwe, że tu jestem. Tym bardziej, że przyłapałam go na
gorącym uczynku. Zmierzwił sobie włosy, w ten naturalny dla niego sposób i
uśmiechnął się huncwocko.
-Lily, co ty tu robisz?- rzekł
zdziwiony.
-Zapraszałeś mnie przecież-
zaśmiałam się widząc jego minę.
Miał dość szeroko
rozchylone powieki i usta leciutko otwarte. Wyglądał komicznie, kiedy nie mógł
w coś uwierzyć, w coś co jest realne. Po chwili potrząsnął głową na znak, że
oprzytomniał i przyjął już normalną postawę i znaną mi już dobrze minę z lekkim
uśmiechem.
-Nie sądziłem, że przyjedziesz dziś.
Cieszę się, że jesteś- uśmiechnął się przelotnie i mocno mnie objął, następnie
okręcił wokół siebie. Kiedy moje stopy znów dotknęły ziemi oderwałam się od
niego.
-Przyjechałam dzisiaj, ponieważ mam
ci coś ważnego do powiedzenia- powiedziałam czekając na jego reakcję. Uśmiech z
jego twarzy zniknął tak szybko jak się pojawił. W jego oczach pojawił się
strach. Chwyciłam jego rękę i uśmiechnęłam się lekko, żeby dodać mu
otuchy.-Przejdziemy się?
-Tak, pewnie. Znam świetne miejsce,
które chciałbym ci pokazać. Musisz mi zaufać.- znów uśmiechnął się huncwocko, a
w jego spojrzeniu pojawiły się tajemnicze iskierki.
Pociągnął
mnie za rękę w kierunku jeziora. Słońce zaszło już prawie całkowicie, nie wiele
było widać. Jedyne co dostrzegłam to mała, drewniana łódka, pływająca na
jeziorze. Światło księżyca całkiem dobrze wszystko rozjaśniało. James
przyciągnął łódkę do brzegu, za pomocą przyczepionej do niej liny. Ja wsiadłam pierwsza
i od razu zajęłam miejsce siedzące, ponieważ stanie byłoby niebezpieczne. Znając
moją koordynację, na pewno spadłabym prosto do wody. Rogacz również wsiadł i
chwycił w obie ręce wiosła. Sprawnie, odpłynęliśmy od brzegu. Z początku nic
nie było widać i nie miałam pojęcia dokąd się udajemy, jednak po chwili
zobaczyłam malutką wysepkę. Cała porośnięta była drzewami, ale jedno z nich się
wyróżniało. Było duże i grube, wydawało się być też dość stare. Kiedy
znaleźliśmy się na brzegu, wysiadłam pierwsza i podałam rękę James’owi. W tej
ciemności ledwo co go widziałam. Poczułam uścisk na dłoni i przytrzymałam ją
mocno, aby mógł wysiąść z łódki. Przywiązaliśmy ją tuż przy brzegu i znów
poczułam, że chwyta mnie za rękę. Pociągnął mnie w kierunku wielkiego, starego
drzewa, które okazało się wyjątkowe. Wisiało na nic coś w rodzaju sznurowej
drabiny. Gestem ręki Potter pokazał mi, żebym szła pierwsza. Spojrzałam w górę
z obawą, nic nie widziałam, nie wiedziałam w co się pakuję. Postanowiłam jednak
zaufać mu. Mocno chwyciłam drabinę i zaczęłam się wspinać. Trwało to chwilę, a
gdy spojrzałam w dół zobaczyłam, że James czeka, aż wejdę do końca. Moja
wspinaczka zakończyła się na cudownym domku na drzewie. Calutki był z drewna, na
podłodze wyłożony był dywan. Stało tam kilka krzesełek i dwa fotele. Stolik,
wyłożony kolorowym obrusem również dodawał magicznego uroku. Najpiękniejszy
element stanowiły jednak poprzewieszane między deskami lampki choinkowe,
wszystkie białe. Dzięki nim było widać tu wszystko dokładnie. Weszłam dalej i
zajęłam miejsce na jednym z foteli, a po chwili tuż koło mnie pojawił się James
i usiadł na drugim z nich. Jednym zaklęciem zapalił świecę stojącą na stoliku
pomiędzy fotelami.
-Jamie,
przyjechałam wcześniej, żeby móc z tobą porozmawiać. Podjęłam decyzję, na którą
już długo czekałeś. Zanim ci odpowiem, chcę żebyś wysłuchał mnie do końca.- nie
odezwał się tylko przytaknął skinieniem głowy.- Kiedy przyjechałam do babci
spotkałam Camerona.- w tym momencie mina bardzo mu zrzedła. Wstałam z miejsca i
podeszłam do niego, po czym uklękłam przed nim i spojrzałam w jego intensywnie orzechowe
oczy, pełne złości. Mimo szargającym nim emocjom, nie odezwał się ani słowem.-
Z początku go unikałam, ale później, coś się zmieniło. Po naszej rozmowie nad
rzeką, uświadomiłam sobie coś bardzo ważnego. Zrozumiałam wtedy, co czuję.
Wiedziałam, że nie mogę czekać ani chwili dłużej.- zawahałam się. James od razu
wykorzystał sytuację.
-
Przyjechałaś tu, żeby mi powiedzieć, że kochasz Summersa?- w jego oczach
pojawiła się nieznana mi dotąd obojętność, a w głosie złość, a właściwie
wściekłość.
-
Nie James, to nie tak…- wstał z miejsca jak opętany. Zrobił kilka kroków przed
siebie i znów skierował swoją twarz ku mnie. Po jego policzku płynęła łza.
-A
jak?!- tym razem krzyczał. Po moim policzku również spływały teraz łzy.
-
Kocham ciebie- szepnęłam.
James
opadł z powrotem na fotel. Patrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby myślał, że
to tylko sen z którego zaraz się obudzi. Ukucnęłam przed nim i podniosłam
głowę, żeby móc znów spojrzeć mu w oczy.
-Kocham
cię, James
-Ja
ciebie też, Lily- wyszeptał, po czym połączyliśmy się w pocałunku, tak czułym i
tak innym od wszystkich wcześniejszych, że wydawał się on trwać w
nieskończoność.
***
Pewnej
nocy, wybraliśmy się na kolejny spacer, tym razem odwiedzając las. Trzymałam
rękę osoby, która była teraz najszczęśliwsza na świecie. James Potter zdobył
wreszcie, wiecznie niedostępną, panią prefekt, Lilyanne Evans. Ja również byłam
teraz bardzo szczęśliwa. Nie sądziłam, że danie szansy temu; dotąd wiecznie
napuszonemu kretynowi, który myśli tylko jaki by tu kawał zrobić, albo jak
wygrać mecz Quidditch’a; przyniesie mi tyle radości i miłości. Moje uczucia w
końcu wyszły na jaw.
-
Nie wiedziałam, że palisz- powiedziałam z lekkim wyrzutem.
Nie pochwalałam tego,
nie lubiłam zapachu papierosów, dymu. Wiedziałam, że Syriusz pali, ale do tej
pory nie miałam pojęcia, że James także. Huncwoci nadal pozostawali dla mnie
wielką, nierozwiązaną dotąd zagadką. Chyba nie da się ich tak po prostu
rozszyfrować.
-Ach, to… To tylko tak okazyjnie.
Nie jestem uzależniony. To Łapa mi to pokazał. Powiedział, że to jedyna ‘rzecz’
mugoli, która prawdziwie go urzekła.- zaśmiał się.
-Nie pochwalam tego, to okropnie
śmierdzi- udałam obrażoną i w teatralnym geście odwróciłam się do niego plecami
i skrzyżowałam ręce na piersi.
Po chwili poczułam
jego ręce na swojej talii, przeszedł mnie ciepły dreszcz. Poczułam jego
delikatne, chłodne wargi na mojej szyi. Całował mnie od obojczyków, ku górze.
Gdy dotarł do ust, mocno i stanowczo odwrócił mnie tak, że stałam teraz do
niego przodem. Spojrzał w moje oczy z tymi znanymi mi już dobrze iskierkami i złożył
na moich ustach kolejny pocałunek, tym razem bardziej namiętny. Nasze języki
zdawały się tańczyć w nieznanym rytmie. Zarzuciłam mu obie ręce na szyi, a on
swoje nadal trzymał w mojej talii, ale powoli kierował się wyżej. Dopiero brak
powietrza powstrzymał nas i oderwaliśmy się od siebie.
-Cieszę się, że jesteś- wyszeptał
wprost do mojego ucha.
-Cieszę się, że nareszcie
zrozumiałam co czuję, jestem teraz bardzo szczęśliwa- powiedziałam lekko
uśmiechając się do niego.
-Ja jestem dzięki tobie najszczęśliwszym
człowiekiem na tej planecie- rzekł z patrząc na mnie, jak na najważniejszą
osobę na świecie. Kochałam kiedy tak na mnie patrzył. Czułam się wtedy bardzo
potrzebna i kochana. Wiedziałam, że tylko ten jeden, jedyny człowiek potrafiłby
dać mi tyle szczęścia.
Postanowiliśmy kontynuować nasz
spacer, rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Nawet wtedy kiedy panowała cisza,
nie była ona niezręczna, po prostu słowa były zbędne. Teraz zdałam sobie
sprawę, że w każdej trudnej dla mnie chwili, w każdym ciężkim momencie mojego
życia, on zawsze był przy mnie. Nigdy mnie nie zostawił i mimo tego, że
zachowywał się jak dzieciak, w trudnej chwili potrafił wydorośleć. Był
wsparciem, którego zawsze potrzebowałam. Wspaniały przyjaciel, nie tylko dla
Huncwotów, ale i dla mnie. A teraz był wspaniałym chłopakiem.
-Skąd właściwie wzięły się wasze
pseudonimy, Rogaczu?- zaśmiałam się wymawiając ostatni wyraz.
-Chyba od zwierząt, w które się
zmieniamy. Czemu Remusa nazywamy Lunatykiem chyba nie muszę ci wyjaśniać.-
zaśmiałam się.- Ale być może również od naszych patronusów.
-Patronusów? Umiesz wyczarować
patronusa?- Otworzyłam szeroko oczy i przystanęłam. Wiedziałam zawsze, że
Huncwoci byli wspaniałymi czarodziejami, i nigdy nie wiedziałam jak to robili.
Nie uczyli się prawie wcale, a wszystkie egzaminy zaliczali na Wybitny. Tylko
Remus siedział non stop z nosem w książkach, ale chyba tylko dlatego, że to
lubił, a nie dlatego że musiał się uczyć.
-Umiem. Pokazać ci?- w jego oczach
znów pojawiły się iskierki. Przytaknęłam i zaczęłam skakać jak małe dziecko z
radości. Patronusy były piękne, a bardziej zaawansowani czarodzieje potrafili
wyczarować w pełni wykształconą formę, która przybierała postać jakiegoś
zwierzęcia.
James wyciągnął
różdżkę z kieszeni. Wyciągnął ją przed siebie i przez chwilę wyglądał jakby się
zamyślił. Przymknął oczy i wyszeptał:
-Expecto Patronum
Z jego różdżki
wypłynęła z początku łuna błękitnego światła, a tuż po chwili stał koło mnie
magiczny jeleń. Przymrużyłam delikatnie oczy, nie przyzwyczajona do światła
jakie daje patronus. Spojrzałam na twarz ukochanego, malował się na niej piękny
uśmiech i lekki triumf. Zazdrościłam tego Huncwotom, również chciałam umieć coś
takiego wyczarować. Po chwili jeleń zniknął i znów zapanowała ciemność.
- To było niesamowite! James, naucz
mnie tego.- użyłam spojrzenia nie znoszącego sprzeciwu. Potter tylko uśmiechnął się delikatnie i
przytaknął na znak, że się zgadza. Przytuliłam się do niego mocno, po czym
spojrzałam raz jeszcze w jego piękne oczy.
-Wyciągnij różdżkę, Lily. Formułę
zaklęcia znasz. Najważniejsze co musisz zrobić to przypomnieć sobie
wspomnienie, silne, radosne wspomnienie. Pomyśl o najpiękniejszej i
najszczęśliwszej rzeczy jaka cię w życiu spotkała, a następnie wypowiedz
zaklęcie. Gotowa?
Pokiwałam głową, a
James stanął za mną i położył ręce na mojej talii. Przysunął głowę bardzo
blisko mojej.
-Różdżka w górę i myśl- wyszeptał.
Jego ręce, ten głos, bardzo mnie dekoncentrował, ale wiedziałam, że powinnam
skupić się w tej chwili tylko na zaklęciu.
Przypomniałam sobie
piękną noc, jezioro, domek na drzewie. Noc, która była dwa dni temu. Noc, w
której poczułam się szczęśliwa w pełni, po raz pierwszy od bardzo dawna. To
właśnie wtedy wyznałam miłość osobie, która teraz uczyła mnie pięknego zaklęcia.
-Expecto
Patronum
Nic się nie zdarzyło.
Przypomniałam sobie pocałunek, i znów poczułam jak wypełnia mnie miłość do tego
rozczochrańca.
-Expecto
Patronum
Tym razem to z mojej
różdżki wypłynęła błękitna, świetlista łuna. Udało się!- pomyślałam. Otworzyłam
usta i spojrzałam na zwierze, które dumnie kroczyło wokół nas. Piękna,
świetlista łania spacerowała w różnych kierunkach. Spojrzałam na twarz Jamesa,
była pełna dumy i jakby miłości. Kiedy łania zniknęła poczułam, że szybko
opadam z sił. Nogi ugięły mi się pod ciężarem ciała. James chwycił mnie pewnie
w ostatniej chwili. Jego refleks szukającego był na prawdę zaskakujący. Wsparłam
się na jego ramieniu, ale on był szybszy i wziął mnie na ręce. Oparłam głowę na
jego ramieniu.
-Brawo, udało ci się.- ucałował mnie
delikatnie w czoło.- Kto by pomyślał, jeleń i łania?- resztką sił zaśmiałam
się.- Zaniosę cię do domu.
Po chwili byliśmy już
w domku Potterów, James położył mnie delikatnie na łóżku, a sam usiadł obok. Patrzył
na moją twarz z miłością i troską. Pogładził mnie po włosach, ucałował w czoło po
raz kolejny i zgasił lampkę stojącą obok łóżka.
-Dobranoc Lily- wyszeptał
***
Tak jak obiecałam,
tak i jest! Kolejny rozdział, już ostatni w wakacje. Chciałabym życzyć wam
udanych ostatnich dni wakacji, a także wspaniałego roku szkolnego ;) Bardzo wam
dziękuję za tę ogromną ilość wejść na bloga! Jesteście cudowni <3 Blog
istnieje już niemal dwa lata. Od roku jest na blogspocie, dla mnie to wielki
sukces ;) Jeszcze żadnej historii nie pisałam tak długo :)
cuuudowny <3 ale tu to już norma :D
OdpowiedzUsuńJejku, rozdział piękny!
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że James wszystko zepsuje, ale na szczęście nie;)
Naprawdę super!
Czekam na kolejny ;)
Lilka.
Wspaniały.=]
OdpowiedzUsuńśliczny szablon i ciekawy rozdział. fajnie, że są razem :)
OdpowiedzUsuńJejciu jestem zachwycona ! <3 Nareszcie sa razem ! Niecierpliwie czekam na kolejny, chociaz wiem że pisanie będzie dłużej trwało w roku szkolnym ;c Gratuluję takiego talenty ! // Roni
OdpowiedzUsuńJestem zła, okrutna i w ogóle nie fair, że dopiero teraz czytam te dwa ostatnie rozdziały. Z góry przepraszam za brak komentarza pod poprzednią notką, ale uznałam, że napiszę jeden pod tym rozdziałem i zamieszczę w nim opinię o obydwu rozdziałach ;))
OdpowiedzUsuńTaaak więęęęcccc....genialny, piękny, cudowny, czarujący, obezwładniający...magiczny! Oni nareszcie są raaazeeeem! *u* Jestem pewna, ze coś wymyślisz i niestety nie będzie kolorowo i sielankowo, ale nie byłabyś sobą gdybyś czego tam w przyszłości nie pogmatwała, prawda? ;pp
Ogólnie to już pisałam w którymś komentarzu że nie lubię postaci Camerona. Po prostu nie i koniec. Dlatego akurat zupełnie mnie nie interesowało, czy w jego tęczówkach pojawi się ból ;pp
W końcu coś z Dorcas i Syriuszem! Ale ja chcę więcej takich scen! :D Wyobraziłam sobie scenerię domku na drzewie i z mety zakochałam się w tym miejscu :D Białe lampki świąteczne... *u* Dobra, jestem dziwna. Jaram się choinkowymi światełkami xD Doobra, zanim więcej głupot naplotę, to chyba po prostu napiszę, że rozdziały były świetne i z niecieprliwością standardowo, czekam na nexty ;***
Ahh, rozmarzyłam się :D
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, tak na to czekałam
Jakie to romantyczne, wyznanie miłości Lily do Jamesa no i 2 patronusy tej samej rasy...
J & L byli, są i zawsze będą sb pisani, wkurza mnie pairing L & S, po prostu go nienawidzę, ale wracając do opowiadania.
Czytałam ten rozdział z 10x i jest taki piękny, brak słów po prostu...
Czekam na nexty :D
No muszę powiedzieć, że bardzo fajny rozdział :3 Szczególnie, kiedy ktoś mi go przeczytał : DDDD
OdpowiedzUsuńAle tak na serio, to wiesz, że jest tam kilka błędów, rozmawiałyśmy o tym. Ale w końcu Lily się zdecydowała, no jak miło! : ) Ale ich kilka romantycznych dni we dwoje już się kończy, prawda? Wbije cała reszta, no i pewnie zaczną przeżywać, że Lily i James są razem : D Patos się nie lał, a to najważniejsze :) Czekam na nowy, chociaż pewnie i tak złapię obsuwę w czytaniu go :C
Polecam, pozdrawiam
Freyja
Wpadłam na blog dzięki cytatowi, jakiego tu użyłaś (Śmierć będzie...) i przeczytałam post. Ślicznie piszesz! Mam przykre wspomnienia z blogami o J&L które nigdy nie były skończone, dlatego nie wiem, czy będę dalej czytać.
OdpowiedzUsuńJednak muszę przyznać, że post jest jednym z lepszych jakie czytałam i życzę dużo wytrwałości.
Pozdrawiam, Hanoszka
Ale słodki ten rozdział :) Nareszcie Lily i James są razem, od początku na to czekałam! :P Lecę czytać dalej! ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Nessa Laime