poniedziałek, 8 czerwca 2020

39. "Odzyskamy go, Lily"


            Siedziałam sama w Pokoju Wspólnym. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że absolutnie wszyscy poszli na mecz. Ja, z wiadomych przyczyn nie miałam ochoty się tam pokazywać. Podręcznik do eliksirów wydawał się jeszcze nudniejszy niż zazwyczaj. Tak naprawdę, wcale ich nie lubiłam, ale profesor Slughorn był moim ulubionym nauczycielem. Zawsze mnie słuchał i nie próbował na siłę przekazać swoich racji. Dodatkowo, bardzo dbał o swoich ulubieńców, a ja do nich należałam. „Klub Ślimaka” stał się ostatnimi czasy nieco elitarny, a wszyscy, którzy w nim nie byli, chcieli przychodzić na spotkania. Ja wciąż miałam mieszane uczucia, bo wiedziałam, że podczas przyjęć będę musiała patrzeć na znienawidzoną twarz Severusa Snape’a, mistrza eliksirów.
Gwałtownie zamknęłam książkę i spojrzałam przed siebie. Okazało się, że wcale nie jestem sama. Przede mną siedział Cameron Summers i wpatrywał się w książkę, którą właśnie huknęłam o stół.
            -Co ta biedna książka ci zrobiła?- zaśmiał się, na co i mnie humor się nieco poprawił.
            -Miło cię widzieć.- Zarumieniłam się.
Od razu usiadł bliżej mnie, przez co poczułam przyjemne ciepło jego ciała. Spuściłam wzrok, czując jakbym robiła coś złego. Pogładził mnie ręką po policzku i uniósł mój podbródek tak, że teraz patrzyłam wprost w jego niebieskie oczy.
            -Jak się trzymasz?- spytał głosem pełnym troski.
            -Bywało lepiej.- Od razu spochmurniałam.- Dlaczego nie jesteś na meczu?
Wciąż trzymał mój podbródek, a moje ręce zaczęły delikatnie dygotać. Patrzył na mnie z niesamowitą intensywnością, jakby próbował wyczytać moje myśli. Zdecydowanie nie chciał ich poznać. Coś mnie do niego zawsze przyciągało, ale jedyne o czym mogłam myśleć to, że jego oczy w ogóle nie przypominają tych upragnionych, za którymi tak tęskniłam.
            -Tak myślałem, że tutaj siedzisz. To nie najlepszy pomysł, żebyś teraz była sama ze swoimi myślami.
Zabrał rękę, ale wciąż się we mnie wpatrywał.
            -Radzę sobie, mam też wsparcie.
            -Tak, wiem… Black. Nie uważasz, że Jamesowi się to nie spodoba?- spytał nieco oschle.
            -Jamesowi jest teraz wszystko jedno i raczej się to nie zmieni.- Spuściłam głowę.
       -Lily… może powinnaś powoli zacząć układać sobie życie bez niego?- Już chciałam zareagować, ale mi nie dał.- Wiem, że jest ci ciężko, ale nie ma szans na to, że zdołamy dowiedzieć się kto rzucił urok.
Miał rację. Niestety to musiałam mu przyznać, chociaż serce pękało mi na tę myśl. Nie zdążyłam zastanowić się głębiej, bo po chwili do pokoju wspólnego wpadli szczęśliwi Huncwoci, a tuż za nimi cała drużyna Gryfonów. Dzięki Merlinowi, że za chwilę miała wybić godzina dwudziesta, a więc miało rozpocząć się moje szkolenie do Zakonu Feniksa. Nie czekałam już na nic, nie obejrzałam się za siebie, nawet na chwilę nie pomyślałam o tym, że zostawiam Camerona samego. Po prostu wyszłam i udałam się na umówione spotkanie. 

Na błoniach dostrzegłam już promienną blondynkę, której nie darzyłam sympatią. To właśnie Marlena McKinnon miała być odpowiedzialna za moje szkolenie. Na mój widok uśmiechnęła się delikatnie. Nie odwzajemniłam gestu, przez co i ona spochmurniała. Podeszłam już na tyle blisko, że wyraźnie dostrzegłam jej przenikliwe spojrzenie.
            -Słuchaj, wiem, że nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale nie zniesiesz mnie jeśli nie zaczniemy się dogadywać. Będziemy teraz spędzać ze sobą bardzo dużo czasu- powiedziała.

 
            -Masz rację, przepraszam.- Przyznałam pokornie.
Dziewczyna od razu się rozpromieniła.
            -Jak się trzymasz? To co cię spotkało jest straszne.- powiedziała przyjaźnie, a ja zdziwiłam się, że jest zdolna do tak miłych słów.
Nasze pierwsze spotkanie zdecydowanie nie należało do najlepszych, a ja miałam talent do wystawiania na jego podstawie swojej opinii. Zdawałam sobie sprawę, że jest to jedna z moich największych wad. Przecież właśnie z tego samego powodu nie dawałam Jamesowi szansy przez tyle lat
            -Nie mogę na niego patrzeć- wydukałam, a po moim policzku spłynęła pojedyncza łza.
Poczułam wielki wstyd, że rozklejam się przy osobie, którą do tej chwili darzyłam czymś co mogło przerodzić się nawet w nienawiść. Marlena przyciągnęła mnie do siebie i delikatnie uściskała. W tym momencie zrodziła się między nami dziwna więź, która miała trwać jeszcze bardzo długo.
            -Dziewczyno, spójrz na siebie. Jesteś piękna, możesz mieć każdego faceta. Wiem, że nie naprawi to sytuacji, ale przynajmniej powinno koić ból- powiedziała zdecydowanie Marlena.- Jesteś zdolną czarownicą, która zaraz będzie walczyć w naszych szeregach. Pomyśl, nie ma czegoś, czego ci trzeba, żeby poczuć, że się spełniasz?
Miała pełną rację. Uzależniłam swoje życie od Pottera i zapomniałam o moich wartościach. Kto by się spodziewał, że to właśnie McKinnon uświadomi mi, że się zagubiłam.
            -Zabijmy Voldemorta. Tego potrzebuję. To przez niego dzieje się wszystko co złe. Odebrał mi Jamesa, więc ja odbiorę mu to, co dla niego najważniejsze. Władzę.
Marlena spojrzała na mnie z niedowierzaniem. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko.
            -No i to rozumiem!- wykrzyknęła ochoczo.- Gotowa?
Nie czekała na odpowiedź, tylko chwyciła mnie za ramię i za chwilę byłyśmy już w całkowicie innym miejscu.


 ***

~Narracja trzecioosobowa~ 


             Księżyc znów zaświecił swoim pełnym blaskiem, a trójka przyjaciół pod postaciami zwierząt goniła za rozwścieczonym wilkołakiem. Kolejny miesiąc, w którym na własne życzenie nabawili się ran. Wiedzieli jednak, że to warunek konieczny, żeby ich przyjaciel nie skrzywdził siebie, ani nikogo innego.
            Zamek był tak cichy jak to możliwe, bo prawdopodobnie każdy smacznie spał w swoim łóżku. Jedna dziewczyna, wyjątkowo siedziała w swoim dormitorium i patrzyła przez szybę, po które powoli spływały pojedyncze krople deszczu. Blask księżyca oświecał wszystko dokładnie. Raz na jakiś czas było słuchać wycie wilkołaka. Valerie nie była głupia, wiedziała, że las jest teraz bardzo niebezpieczny. Była za to nieposkromiona i żądna przygody. Obserwowała jak drzewa się poruszają, aż w końcu zobaczyła coś, czego zupełnie się nie spodziewała. Ze ściany lasu wyłonił się jeleń, zdecydowanie najpiękniejszy jakiego widziała w życiu. Czuła, jak nieznana siła ją do niego przyciąga.
Dzieciństwo Valerie nie było proste. Bez przerwy ulegała wpływom swojego starszego brata, który sprawował nad nią całkowitą kontrolę. Teraz, w Hogwarcie, była sama sobie. W końcu odnalazła bliskie jej osoby, w końcu poczuła, że życie może być piękne. Brat nauczył jej, żeby nie odczuwała strachu i żeby zawsze drążyła. Ta właśnie myśl skłoniła ją do założenia ciepłych ubrań i wyjścia z zamku.
Kiedy stanęła tuż pod lasem, jeleń wciąż stał w tym samym miejscu. Z początku wpatrywał się w ciemność, lecz jak usłyszał gałęzie łamiące się pod jej ciężarem, od razu spojrzał na dziewczynę. Podszedł do niej natychmiast i delikatnie szturchnął, tak jakby chciał odprawić ją z powrotem do zamku. Dziewczyna jednak zupełnie nie zrozumiała jego intencji. Jej uwadze nie umknął też kolor oczu zwierzęcia, tak zupełnie inny od normalnego. Delikatnie dotknęła jego sierści, a jeleń jakby delikatnie drgnął przy jej dotyku.
Nagle wyłonił się wilkołak, który nie czekał już nawet chwili i rzucił się na dziewczynę. Jeleń w ostatniej chwili osłonił ją własnym ciałem. Lupin odepchnął mocno przyjaciela, tak, że ten uderzył z impetem w drzewo. W tej samej chwili z lasu wyłonił się duży, czarny pies i on także rzucił się na Wilkołaka. Valerie nie czekała już ani sekundy. Szybko pobiegła w kierunku zamku, a w jej sercu nie było strachu. Adrenalina uderzyła jej do krwi, a w głowie pozostało już tylko magnetyzujące spojrzenie zwierzęcia, które uratowało jej życie. 

 ***

~Narracja trzecioosobowa~ 


Powoli zaczynało świtać, a wilkołak znów znajdował się we Wrzeszczącej Chacie. Peter załamywał się pod ciężarem przyjaciela, powalonego kilka chwil wcześniej. James ewidentnie miał połamanych kilka żeber, ale nic poważnego mu nie dolegało, jednak jego swoboda ruchów była ograniczona. Pettigrew robił co w jego mocy, aby doprowadzić Pottera do dormitorium. Tymczasem Syriusz Black miał poważniejszy cel na tę noc. Znał przyjaciółkę za dobrze, a więc był całkowicie pewien, że ukryła gdzieś zmieniacz czasu. Szukanie w ogromnym zamku było jak szukanie igły w stogu siana. Black jednak dokładnie wiedział do kogo może się zwrócić o pomoc. W Hogwarcie były osoby, które wiedziały wszystko zawsze i wszędzie, niestety jednak nie zawsze chciały współpracować. Huncwoci mieli swoje sposoby na duchy, które w większości przypadków jadły im z ręki.
Kiedy troje przyjaciół dotarło do pokoju wspólnego, ten świecił pustkami. Na szczęście Valerie nie zdecydowała się na spędzenie reszty trudnej nocy przy kominku. James przechodząc przez dziurę w portrecie syknął z bólu.
-Glizdku, dasz sobie radę z nim sam?- spytał Łapa.
-Gdzie ty idziesz o tej porze?- odezwał się tym razem Potter, patrząc na przyjaciela z lekkim wyrzutem.
-Eee… Powiedzmy, że muszę w czymś pomóc przyjaciółce- odpowiedział Black.
-Dam radę, idź- powiedział z uśmiechem Peter i pociągnął przyjaciela w stronę męskiego dormitorium.
Syriusz kiedy zobaczył, że przyjaciele dają radę bez niego, chwycił mapę i pelerynę niewidkę Jamesa i szybkim krokiem podążył w kierunku lochów. Znalazł tam dokładnie to, a właściwie tego, którego szukał- Irytka. Ten oczywiście smarował ściany jakąś lepką mazią, ale Syriuszowi nawet nie przeszło przez myśl, żeby się tym zainteresować. Wyłonił się spod peleryny, a gdy Irytek go zobaczył, szybko zaniechał swoich czynów.
            -Och, szanowny pan Łapa. Ja nie chciałem robić żartu w tym miejscu co Huncwoci. Ja nie wiedziałem, że lochy są wasze na tę noc. Ja przepraszam i już się zmywam, proszę nie wołać Barona.- przeraził się poltergeist.
            -Irytku, nie. Możesz sobie tu zostać i działać dalej. Przychodzę z inną sprawą.



            -Och, w czym Irytek może pomóc panu Huncwotowi?- spytał z wyraźnym podziwem.
Huncwoci byli jedynymi uczniami, których Irytek szanował i nie sprawiał im problemów. Prawdopodobnie ze względu na ich kawały, bo wbrew pozorom, byli oni całkiem do siebie podobni.
Czasami nawet zdarzało się, że działali wspólnie podczas różnych żartów na ślizgonach.
            -Moja przyjaciółka, Lily, prawdopodobnie schowała coś ostatnio w zamku. Szukam tego. Słyszałeś cokolwiek na ten temat?- spytał zdeterminowany Black.
            -Tak, tak! Dzisiaj Prawie-Bezgłowy-Nick rozmawiał z Szarą Damą o tej dziewczynie i o panu Potterze. Już myśleli, że spotykają się potajemnie, bo widzieli jak wychodziła z hangary na łodzie. Sam pan przyzna, że to nie typowe miejsce na spotkania.
            -Widziałem, że na ciebie zawsze można liczyć!- uśmiechnął się mimowolnie Łapa.- W następnym kawale odegrasz ważną rolę, słowo Huncwota!
Uradowany Irytek przewrócił kubeł z klejem, który narobił tyle hałasu, że Black nabrał podejrzeń, że już za chwilę nie będą sami. Spojrzał na mapę i zauważył, że zbliża się do nich kropka z napisem „Argus Filch”.
            -Filch tu idzie- szepnął.
            -Zajmę się tym, a niech pan Łapa ucieka.- Tylko tyle zdążył powiedzieć Irytek, zanim Syriusz w ostatniej chwili schował się pod peleryną, a woźny wyłonił się zza rogu. Kiedy się oddalał usłyszał jeszcze tylko jęczenie poltergeista i krzyki Filcha, który wyraźnie się zdenerwował. Szybkim krokiem kierował się w kierunku wskazanym przez Irytka. Sam musiał przyznać, że Evans wybrała miejsce, którego by się nie spodziewał. Nie przewidziała jednak, że Huncwoci w całym zamku mają swoich szpiegów i zawsze wszystko wiedzą.
Dotarłszy na miejsce, od razu zauważył łódź, przy której spodziewał się znaleźć zgubę. Doskonale wiedział, że Lily nie schowa zmieniacza czasu w miejscu oczywistym, a więc jego wzrok natychmiast powędrował pod wodę. Przyświecił różdżką i już widział schowany woreczek. Jednym, szybkim ruchem wyciągnął go spod wody i po chwili trzymał w ręku zmieniacz czasu.
            -Odzyskamy go, Lily- szepnął mocniej ściskając magiczny przedmiot.
 

2 komentarze:

  1. Całkiem niedawno natrafiłam na Twojego bloga i przyznam, że jestem zachwycona całą fabułą... Świetne opowiadanie, tak samo rozdział. Nie mogę się doczekać kolejnego ;)

    Miłego wieczoru i pozdrawiam ciepło <3
    Tori

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie spodziewałam się, że po tylu latach jeszcze tu kogoś zastanę :) Kolejny rozdział pojawi się na dniach <3

      Usuń

Theme by MIA