piątek, 24 lipca 2020

41. Dawne nawyki


~Narracja trzecioosobowa~
Syriusz Black, jak to miał w zwyczaju, wpadł z impetem do Wielkiej Sali, robiąc przy tym niewyobrażalny hałas. Oczywiście natychmiast spotkał się z niezbyt przychylnym spojrzeniem Profesor McGonagall, do której uśmiechnął się szelmowsko, wiedząc doskonale, że podniesie jej tym ciśnienie. Opiekunka domu lwa znała Huncwotów za długo i przestała już reagować na zamieszanie jakie powodują, o ile nikomu nie dzieje się krzywda. Łapa odnalazł swoich przyjaciół wśród innych Gryfonów i zajął miejsce obok nich. Remus zacięcie rozmawiał o czymś z Ann, James zamyślony czytał najnowszego Proroka, a Peter pałaszował owsiankę.
            -Panowie Huncwoci- zwrócił się do chłopaków- pani Lupin.- skinął głową w kierunku Ann, na co dziewczyna delikatnie się uśmiechnęła, a na jej policzki wpłynął rumieniec.
            -Co ty taki wesoły Łapo?- spytał Lunatyk z huncwockim błyskiem w oku.
            -Wymyśliłem doskonałe zakończenie roku w naszej wspaniałej szkole.- Black wyszczerzył się i tymi słowami zwrócił uwagę wszystkich, przez co zaczęli uważnie go słuchać.
            -Zamieniamy się w słuch, Syriuszu- powiedział zaciekawiony Glizdogon.
            -Co wy na to, żeby dać popalić naszym kochanym Ślizgonom?
            -Ech, wy nigdy nie dorośniecie.- zaśmiała się Ann, wyrwała gazetę z ręki Pottera i zajęła się nią, tak, aby nie mieć nic wspólnego z kolejnym kawałem Huncwotów.
James zdawał się być zmieszany, ale z każdym kolejnym słowem Blacka, coraz bardziej przekonywał się do pomysłu. Ostatnie dni sprawiły, że Potter nie był sobą, a więc ciężko było mu się przekonać do starych nawyków. Dokładnie taki był plan Blacka. Rzeczywiście nie zależało mu szczególnie na wykonaniu kolejnego kawału, ale postanowił w ten sposób zbliżyć Pottera do starych czasów, licząc na to, że przypomni mu się wszystko, co zostało wyrwane z jego pamięci.
Kiedy Huncwoci zaciekle planowali kolejny kawał, do Wielkiej Sali weszła Lily i usadziła się na miejscu obok Syriusza. Wyraźnie zauważyła, że gdy tylko się pojawiła, panowie nagle zaprzestali rozmowy.
            -Co wy kombinujecie?- spytała mierząc ich wzrokiem.
            -Evans, my? Jesteśmy najspokojniejszymi uczniami w tej szkole? Dlaczego mielibyśmy coś planować?- spytał Black z szerokim uśmiechem na twarzy.
            -Jak was przyłapię, dostaniecie szlaban- powiedziała gniewnie.
            -Nie bądź taka zasadnicza Evans- odparł James wpatrując się w Lily.
Dziewczynę zamurowało. Pierwszy raz odezwał się do niej normalnie odkąd zapomniał o jej istnieniu. Co więcej, w jego oczach znów pojawiły się znane jej dobrze iskierki. Poczuła delikatny ucisk w sercu i uśmiechnęła się w jego kierunku delikatnie. Tak bardzo jej tego brakowało.
            -Przypominam Ci, Potter, że jestem Prefektem Naczelnym i nie pozwolę wam znów tracić punktów.
            -W takim razie, zajmij się dzisiaj sobą, a najlepiej nie wychodź z wieży, wtedy nie będziesz musiała odejmować nam punktów- powiedział Rogacz szczerząc się huncwocko.
Lily zaczynało podnosić się ciśnienie, a wszelkie myśli dotyczące tego jak cieszy się, że chłopak znów z nią rozmawia, odeszły w zapomnienie. Przypomniało jej się nagle, jak nienawidziła Pottera kilka lat wcześniej. W tej chwili zmierzyła gniewnym spojrzeniem Blacka, którego uznała za sprawcę powrotu „Napuszonego Pottera”.
            -Czy możesz powiedzieć przyjacielowi, że nie będzie mi mówił co mam robić?- zwróciła się do Syriusza.
            -Mnie w to nie mieszajcie, ja jestem gotów na karę!- mówiąc to, dumnie uniósł rękę do góry, czym doprowadził Petera do napadu śmiechu.
            -Och Evans, jak się denerwujesz, jesteś jeszcze ładniejsza.- James uśmiechnął się szelmowsko.
            -Ani słowa więcej Potter. Zachowaj swoje uwagi dla dziewczyn, które na to lecą.
            -Czuję się jakbyśmy cofnęli się w czasie- skwitował Remus, na co Huncwoci wybuchli głośnym śmiechem, a Lily poczerwieniała ze złości.
            -Brakuje jeszcze jednego zdania!- dorzucił Peter.
            -Evans, umówisz się ze mną?- powiedzieli jednocześnie Remus, Syriusz i Peter, po czym znów zaczęli się śmiać.
            -Chłopaki, jak tak na nią patrzę to chyba zaczynam rozumieć co tłumaczyliście mi cały ten czas.- James lustrował Lily wzrokiem.
            -Siedzę tu! Możesz mówić do mnie, a nie do nich.- Dziewczyna zdawała się kipieć ze złości.
            -Więc jak?- spytał tym razem Evans.
            -Co jak?- Zmieszała się.
            -Umówisz się ze mną?


            -Po moim trupie, Potter.- Zakończyła i wstała od stołu, z taką siłą, że przewróciła puchar pełen wody, która wylądowała wprost na ubraniach Jamesa. Nie czekała na jego reakcję i wściekła opuściła salę.
            -Co za temperament!- skomentował Potter, wciąż uśmiechając się, mimo przemoczonych ubrań.
            -Pamiętasz, że zaprosiłeś ten temperament na święta?- spytał Syriusz, który bardzo dokładnie ułożył sobie w głowie plan połączenia przyjaciela z Lily.
            -Powiem ci Łapo, że po namyśle, byłoby mi to całkiem na rękę.- Uśmiechnął się szeroko.
            -Czyli naprawdę zaczynamy wracać do normy. Pamiętaj Rogaczu, że na Evans nigdy nie działał twój podryw huncwota- powiedział spokojnie Remus, bawiąc się łyżką zamoczoną w owsiance.
            -Jak to nie? Zobaczycie, że jeszcze będzie moja- odparł James.
            -Wyczuwam kolejne kłopoty- powiedział Peter przygryzając paznokcie.
            -Glizdku, nie ma dziewczyny, na którą nie zadziałałby mój urok osobisty.- James objął przyjaciela ramieniem.
            -Jest, jedna, właśnie Evans- odpowiedział Lupin.
            -Luniaczku, proszę nie zniechęcać Rogacza, niech sam się przekona. Jak Evans potraktuje go w końcu jakąś klątwą, może odzyska wspomnienia o tylu latach nieudanych prób podrywu.- Zakończył Syriusz.
James pogrążył się w myślach, co jakiś czas, niewyraźny obraz wściekłej Lily pojawiał się w jego głowie. Był tak zgodny z ostatnią sytuacją, że pierwszy raz, naprawdę uwierzył, że może mu się przypomnieć.



 ***

Święta zbliżały się nieubłaganie, a najgorsza była dla mnie świadomość, że to ostatnie w murach tego zamku. Siedząc w bibliotece, znalazłam pewien pomysł na wyjątkowy prezent. Po siedmiu latach w Hogwarcie, otaczający mnie ludzie stali się dla mnie bliżsi niż własna rodzina. Bardzo ciężko będzie mi się z nimi rozstać. Wśród osób, których najprawdopodobniej nigdy więcej nie zobaczę był mój ulubiony nauczyciel, profesor Slughorn, który dla swoich ulubionych uczniów potrafił uchylić nieba. Należałam od kilku lat do jego „wybrańców”, czyli właśnie Klubu Ślimaka. Czytając jedną z ksiąg, naszła mnie myśl, żeby zrobić dla niego coś, dzięki czemu będzie pamiętał o tym jaka jestem mu wdzięczna za przekazaną wiedzę. Eliksiry były dla mnie szczególnie istotne, ponieważ po ukończeniu szkoły chcę zostać Uzdrowicielką.
Siedziałam zaczytana na jednym z krzeseł w bibliotece, kiedy obok mnie pojawił się Peter Pettigrew.
-Hej, Lily!- wykrzyknął, przez co zarówno ja, jak i Pani Pince spojrzałyśmy na niego spod byka.
-Hej- odparłam niezbyt przyjaźnie.
Chłopak po chwili zajął miejsce obok mnie.
            -Lily, nie przejmuj się, James na pewno nie chciał cię zdenerwować. Lepiej niech zachowuje się tak, niż zupełnie udaje, że nie istniejesz.- Peter po raz pierwszy powiedział mi coś tak życiowego.
Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko, raczej traktowałam go jak przyjaciela Jamesa, ale tym razem poczułam między nami nić porozumienia. Uśmiechnęłam się delikatnie, a towarzysz odwzajemnił ten gest.
            -Co robisz?- spytał promiennie.
            -Przygotowuję prezent dla profesora Slughorna- odparłam.
            -Och, może ci pomogę? Opowiedz mi o tym- odezwał się Peter.
            -Chciałabym przygotować mu magiczną kulę z pływającym na powierzchni wody kwiatkiem, który po czasie zmieni się w coś innego. Nie mam pomysłu co to mogłoby być.
            -A może rybka?
            -Och, to świetny pomysł!- tym razem to ja odezwałam się za głośno, na co pani Pince zgromiła mnie spojrzeniem, a ja spojrzałam na nią przepraszająco.
            -Pokaż tą książkę, chętnie ci pomogę- powiedział spokojnie Peter, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.

***

            Wraz z Peterem przemierzaliśmy korytarze zamku, zacięcie rozmawiając na temat naszego przedsięwzięcia. Udało nam się zdobyć szklaną kulę, którą mocno trzymałam w rękach. Nagle, usłyszałam głośny huk, a chwilę później, fala uderzeniowa powaliła mnie na ziemię. Kula upadła na podłogę, przez co roztrzaskała się na milion kawałków. Zmartwiona spojrzałam na Petera, który również leżał na ziemi. Spojrzał na mnie wyjątkowo spokojnie, a wręcz przepraszająco, co sprawiło, że bardzo się zmieszałam. Chwilę później przebiegła przed nami grupka Ślizgonów, która była cała pokryta popiołem i z przerażeniem przemierzała korytarz. Szybko wstałam i nie czekając na Petera, pobiegłam w kierunku, z którego dobiegł huk. Nie wychodząc zza ściany wsłuchałam się w głosy dobiegające z sąsiedniego korytarza.
            -Chłopaki, to już chyba była przesada. Zaraz zbiegną się tu nauczyciele, nie wspominając już o tym, że pewnie już wezwali Aurorów. To wyglądało jak atak Śmierciożerców- tłumaczył nerwowo Lupin.
            -To było niesamowite Luniaczku! Widziałeś ich miny?- odpowiedział entuzjastycznie James.
            -Rogacz, bierz pelerynę i uciekajmy stąd zanim…- Nie czekałam już ani chwili dłużej, słysząc głos Syriusza.
            -Zanim co, Black?- odezwałam się nerwowo- Czy wy kompletnie powariowaliście? Prawie wysadziliście Hogwart!


Remus spojrzał na mnie przepraszająco, Syriusz wbił wzrok w podłogę, ale kąciki jego ust delikatnie wędrowały ku górze. James natomiast patrzył na mnie z bezczelnym uśmiechem na twarzy.
            -Nie przesadzaj Evans, w końcu Ślizgoni wiedzą gdzie ich miejsce- powiedział Potter, a ja zagotowałam się ze złości.
            -Wiesz co, Potter? Uświadomiłeś mi, że dostałam od losu piękny prezent.- Po tych słowach spojrzał na mnie pytająco.
            -Co masz na myśli?
            -Lily, zastanów się zanim coś powiesz- dorzucił szybko Remus, ale nie mógł mnie już powstrzymać przez tym co zamierzałam zakomunikować.
            -To, że cieszę się, że o mnie zapomniałeś. Udowodniłeś, że w ogóle się nie zmieniłeś. Jesteś kompletnym kretynem- powiedziałam nienawistnie.- A co do was…
W tym momencie pojawił się za mną Peter, na którego Potter spojrzał gniewnie. Wszystko nagle poskładało się w całość. Zainteresowanie Petera moim problemem miało po prostu zająć mój czas, tak abym ich nie nakryła.
            -To cała czwórka, macie szlaban i odejmuję Gryffindorowi za was sto punktów.
            -Jak to czwórka?- spytał Peter.
            -Ani słowa więcej, Pettigrew. Doskonale wiem jaki był twój udział.
            -Lily, sto punktów? Jesteś tego pewna?- spytał Lupin.
            -Może to was czegoś nauczy, chociaż nie sądzę- powiedziałam.
            -Evans…- zaczął Potter, ale na szczęście nie dane mu było skończyć, bo na korytarzu pojawiła się wściekła McGonagall wraz z zaniepokojonym dyrektorem.
            -Znowu wy? Myślałam, że w końcu dorośliście! Panno Evans, co pani tutaj robi?
            -Wyciągam konsekwencje, pani Profesor. To nie mój bałagan.- Spojrzałam nienawistnie na Huncwotów.
            -Niech do was w końcu dotrze, że już nie jesteście dziećmi, które mogą sobie robić kawały na każdym kroku. Jako członkowie…-  urwała w pół zdania za sprawą Dumbledore’a.
            -Minerwo, myślę, że chłopcy powinni udać się do mojego gabinetu i tam dokończymy tę rozmowę- powiedział spokojnie.
            -Tak jest- powiedzieli na raz Huncwoci.
            -Panno Evans, proszę się udać do Profesora Slughorna. Niech sprawdzi, czy żadnemu Ślizgonowi nie stała się krzywda- powiedziała McGonagall.
            -Oczywiście pani profesor- powiedziałam i obrzuciłam Jamesa jeszcze jednym nienawistnym spojrzeniem.
Jego nastawienie zmieniło się diametralnie po usłyszeniu moich słów. Wyglądał teraz na zdecydowanie bardziej przybitego, jednak nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Plan Syriusza nie działał dobrze, ale zmienił jedno. Tym razem to ja nie chciałam, żeby odzyskał pamięć. Łatwiej było go nienawidzić.



***

~Narracja trzecioosobowa~

            James Potter wyszedł z gabinetu szybciej niż pozostali Huncwoci. Jego samopoczucie zdecydowanie zaczęło go przytłaczać, a oliwy do ognia dolały słowa Lily. To co powiedział tego ranka w Wielkiej Sali, było szczerą prawdą. Mimo, że nie pamiętał co łączyło go z Evans, wyraźnie coś go do niej przyciągało. Tym bardziej słowa dziewczyny zabolały go, można powiedzieć, że bardziej niż powinny. Emocje wzięły górę nad chłopakiem i szybko wszedł do jednej z pustych sal, zamknął drzwi nerwowo zaczął chodzić w kółko, przyspieszając co chwilę kroku. W głowie kłębiło mu się mnóstwo myśli i jedno zdanie, które nie potrafiło zniknąć z jego głowy „Kocham ciebie… Kocham cię, James”. Głos był wyjątkowo znany, należał właśnie do Panny Evans, ale nie przywoływał żadnego obrazu. Równie dobrze mógł mu się przyśnić. Potter nie wytrzymał i kilka razy uderzył ręką z całej siły w drzwi.



            -Co się stało?- usłyszał znajomy, kojący głos.
Przez drzwi weszła przestraszona Valerie, a jej pojawienie sprawiło, że emocje Jamesa delikatnie opadły. Stanęła przed nim i po chwili ujęła jego twarz w dłonie.
            -Co się z tobą dzieje Potter?- spytała spokojnie, intensywnie wpatrując się w jego oczy.
            -Czuję jakby ktoś wyciągnął mi coś z głowy- powiedział smutno.
            -Znów chodzi o Evans?- jej ton nieco się zmienił.
            -Kiedy jestem obok niej, dziwnie się czuję. Ostatnio w mojej głowie pojawia się jej głos i słowa, których nigdy nie wypowiedziała, ale wydają się takie realne, że ja…
            -Wierzysz chłopakom- dokończyła zdanie za niego.
Potter pokiwał twierdząco głową. Valerie zmieszana odwróciła wzrok, wyraźnie podniosło jej się ciśnienie.
            -Kompletnie cię nie rozumiem, James- powiedziała z wyrzutem, odsuwając się na kilka kroków wstecz.
            -Nie proszę, żebyś mnie zrozumiała. Sam siebie nie potrafię zrozumieć.
            -Dlaczego nie możesz tego po prostu zostawić?- spytała nerwowo.
            -Powiedziała, że nie chce, żebym pamiętał- odparł smutno Potter.
            -Tym lepiej! Odpuść ją sobie, bo zamęczysz się. Ta dziewczyna nie jest ciebie warta, z resztą wyraźnie wymieniła ciebie na Syriusza- powiedziała Valerie.
            -Nie wierzę w to. Łapa nie zrobiłby nic przeciwko mnie. Poniosło mnie z tymi nerwami ostatnio. On jest dla mnie jak brat.
            -Niech do ciebie w końcu dotrze, że nie jesteś z Lily i oboje mogą robić co chcą. Syriusz nie zdradza cię spotykając się z nią, bo ty nawet jej nie pamiętasz, na Merlina!- wykrzyknęła.- Stać cię na o wiele więcej, Potter.
Spojrzała na niego intensywnie i delikatnie się zbliżyła.
            -Próbuję ci pomóc, ale musisz mi pozwolić.- Z każdym słowem była coraz bliżej.
Znów dotknęła ręką jego twarzy i pogładziła po policzku.
            -Valerie, jesteś wspaniałą osobą- powiedział cicho, wpatrując się w twarz dziewczyny.- Ale Lily…
            -Och zamknij się, Potter.- Nie dała mu dokończyć.
Pokonała odległość jaka ich dzieliła i wpiła się w jego usta. Jej serce zabiło szybciej. Potter z początku zszokowany, po krótkiej chwili oddał pocałunek. Rękę umieścił w ciemnych włosach dziewczyny i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie. Adrenalina buzowała w ich żyłach. Pocałunek był bardzo intensywny i stawał się coraz bardziej namiętny. James zręcznie oparł Valerie o ścianę i obsypywał kolejnymi pocałunkami. Po dłuższej chwili, kiedy w końcu oderwali się od siebie, dysząc głośno, dotarło do niego co się właśnie wydarzyło. W jego głowie pojawił się bardzo dziwny obraz. On całujący kobietę w sypialni domku nad jeziorem. Wizja przypominała raczej sen niż rzeczywistość, ale ugodziła w jego serce. Tą dziewczyną zdecydowanie nie była Valerie. Kilka sekund zajęło mu zanim całkowicie się otrząsnął. Sinclair badała jego reakcje, ale z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Odruchowo przyciągnął ją do siebie i przytulił tak, że nie mogła już zobaczyć bólu w jego oczach.

1 komentarz:

  1. Świetny rozdział jak każdy poprzedni <3
    Czekam na kolejny, życzę weny i pozdrawiam ciepło ❤

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA