~Narracja trzecioosobowa~
Syriusz Black, jak to miał w
zwyczaju, wpadł z impetem do Wielkiej Sali, robiąc przy tym niewyobrażalny
hałas. Oczywiście natychmiast spotkał się z niezbyt przychylnym spojrzeniem Profesor
McGonagall, do której uśmiechnął się szelmowsko, wiedząc doskonale, że podniesie
jej tym ciśnienie. Opiekunka domu lwa znała Huncwotów za długo i przestała już
reagować na zamieszanie jakie powodują, o ile nikomu nie dzieje się krzywda. Łapa
odnalazł swoich przyjaciół wśród innych Gryfonów i zajął miejsce obok nich.
Remus zacięcie rozmawiał o czymś z Ann, James zamyślony czytał najnowszego
Proroka, a Peter pałaszował owsiankę.
-Panowie Huncwoci-
zwrócił się do chłopaków- pani Lupin.- skinął głową w kierunku Ann, na co dziewczyna
delikatnie się uśmiechnęła, a na jej policzki wpłynął rumieniec.
-Co ty taki
wesoły Łapo?- spytał Lunatyk z huncwockim błyskiem w oku.
-Wymyśliłem
doskonałe zakończenie roku w naszej wspaniałej szkole.- Black wyszczerzył się i
tymi słowami zwrócił uwagę wszystkich, przez co zaczęli uważnie go słuchać.
-Zamieniamy
się w słuch, Syriuszu- powiedział zaciekawiony Glizdogon.
-Co wy na
to, żeby dać popalić naszym kochanym Ślizgonom?
-Ech, wy
nigdy nie dorośniecie.- zaśmiała się Ann, wyrwała gazetę z ręki Pottera i
zajęła się nią, tak, aby nie mieć nic wspólnego z kolejnym kawałem Huncwotów.
James zdawał się być zmieszany, ale z każdym kolejnym słowem
Blacka, coraz bardziej przekonywał się do pomysłu. Ostatnie dni sprawiły, że
Potter nie był sobą, a więc ciężko było mu się przekonać do starych nawyków.
Dokładnie taki był plan Blacka. Rzeczywiście nie zależało mu szczególnie na
wykonaniu kolejnego kawału, ale postanowił w ten sposób zbliżyć Pottera do
starych czasów, licząc na to, że przypomni mu się wszystko, co zostało wyrwane
z jego pamięci.
Kiedy Huncwoci zaciekle planowali kolejny kawał, do Wielkiej
Sali weszła Lily i usadziła się na miejscu obok Syriusza. Wyraźnie zauważyła,
że gdy tylko się pojawiła, panowie nagle zaprzestali rozmowy.
-Co wy
kombinujecie?- spytała mierząc ich wzrokiem.
-Evans, my?
Jesteśmy najspokojniejszymi uczniami w tej szkole? Dlaczego mielibyśmy coś
planować?- spytał Black z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Jak was
przyłapię, dostaniecie szlaban- powiedziała gniewnie.
-Nie bądź
taka zasadnicza Evans- odparł James wpatrując się w Lily.
Dziewczynę zamurowało. Pierwszy raz odezwał się do niej
normalnie odkąd zapomniał o jej istnieniu. Co więcej, w jego oczach znów
pojawiły się znane jej dobrze iskierki. Poczuła delikatny ucisk w sercu i
uśmiechnęła się w jego kierunku delikatnie. Tak bardzo jej tego brakowało.
-Przypominam
Ci, Potter, że jestem Prefektem Naczelnym i nie pozwolę wam znów tracić punktów.
-W takim
razie, zajmij się dzisiaj sobą, a najlepiej nie wychodź z wieży, wtedy nie
będziesz musiała odejmować nam punktów- powiedział Rogacz szczerząc się
huncwocko.
Lily zaczynało podnosić się ciśnienie, a wszelkie myśli dotyczące
tego jak cieszy się, że chłopak znów z nią rozmawia, odeszły w zapomnienie. Przypomniało
jej się nagle, jak nienawidziła Pottera kilka lat wcześniej. W tej chwili zmierzyła
gniewnym spojrzeniem Blacka, którego uznała za sprawcę powrotu „Napuszonego
Pottera”.
-Czy możesz
powiedzieć przyjacielowi, że nie będzie mi mówił co mam robić?- zwróciła się do
Syriusza.
-Mnie w to
nie mieszajcie, ja jestem gotów na karę!- mówiąc to, dumnie uniósł rękę do góry,
czym doprowadził Petera do napadu śmiechu.
-Och Evans,
jak się denerwujesz, jesteś jeszcze ładniejsza.- James uśmiechnął się szelmowsko.
-Ani słowa
więcej Potter. Zachowaj swoje uwagi dla dziewczyn, które na to lecą.
-Czuję się
jakbyśmy cofnęli się w czasie- skwitował Remus, na co Huncwoci wybuchli głośnym
śmiechem, a Lily poczerwieniała ze złości.
-Brakuje jeszcze
jednego zdania!- dorzucił Peter.
-Evans,
umówisz się ze mną?- powiedzieli jednocześnie Remus, Syriusz i Peter, po czym
znów zaczęli się śmiać.
-Chłopaki,
jak tak na nią patrzę to chyba zaczynam rozumieć co tłumaczyliście mi cały ten
czas.- James lustrował Lily wzrokiem.
-Siedzę tu!
Możesz mówić do mnie, a nie do nich.- Dziewczyna zdawała się kipieć ze złości.
-Więc jak?-
spytał tym razem Evans.
-Co jak?-
Zmieszała się.
-Umówisz
się ze mną?
-Po moim
trupie, Potter.- Zakończyła i wstała od stołu, z taką siłą, że przewróciła puchar
pełen wody, która wylądowała wprost na ubraniach Jamesa. Nie czekała na jego
reakcję i wściekła opuściła salę.
-Co za temperament!-
skomentował Potter, wciąż uśmiechając się, mimo przemoczonych ubrań.
-Pamiętasz,
że zaprosiłeś ten temperament na święta?- spytał Syriusz, który bardzo
dokładnie ułożył sobie w głowie plan połączenia przyjaciela z Lily.
-Powiem ci
Łapo, że po namyśle, byłoby mi to całkiem na rękę.- Uśmiechnął się szeroko.
-Czyli
naprawdę zaczynamy wracać do normy. Pamiętaj Rogaczu, że na Evans nigdy nie
działał twój podryw huncwota- powiedział spokojnie Remus, bawiąc się łyżką
zamoczoną w owsiance.
-Jak to
nie? Zobaczycie, że jeszcze będzie moja- odparł James.
-Wyczuwam
kolejne kłopoty- powiedział Peter przygryzając paznokcie.
-Glizdku,
nie ma dziewczyny, na którą nie zadziałałby mój urok osobisty.- James objął
przyjaciela ramieniem.
-Jest,
jedna, właśnie Evans- odpowiedział Lupin.
-Luniaczku,
proszę nie zniechęcać Rogacza, niech sam się przekona. Jak Evans potraktuje go
w końcu jakąś klątwą, może odzyska wspomnienia o tylu latach nieudanych prób
podrywu.- Zakończył Syriusz.
James pogrążył się w myślach, co jakiś czas, niewyraźny
obraz wściekłej Lily pojawiał się w jego głowie. Był tak zgodny z ostatnią
sytuacją, że pierwszy raz, naprawdę uwierzył, że może mu się przypomnieć.
***
Święta zbliżały
się nieubłaganie, a najgorsza była dla mnie świadomość, że to ostatnie w murach
tego zamku. Siedząc w bibliotece, znalazłam pewien pomysł na wyjątkowy prezent.
Po siedmiu latach w Hogwarcie, otaczający mnie ludzie stali się dla mnie bliżsi
niż własna rodzina. Bardzo ciężko będzie mi się z nimi rozstać. Wśród osób,
których najprawdopodobniej nigdy więcej nie zobaczę był mój ulubiony
nauczyciel, profesor Slughorn, który dla swoich ulubionych uczniów potrafił
uchylić nieba. Należałam od kilku lat do jego „wybrańców”, czyli właśnie Klubu
Ślimaka. Czytając jedną z ksiąg, naszła mnie myśl, żeby zrobić dla niego coś,
dzięki czemu będzie pamiętał o tym jaka jestem mu wdzięczna za przekazaną
wiedzę. Eliksiry były dla mnie szczególnie istotne, ponieważ po ukończeniu
szkoły chcę zostać Uzdrowicielką.
Siedziałam zaczytana
na jednym z krzeseł w bibliotece, kiedy obok mnie pojawił się Peter Pettigrew.
-Hej, Lily!- wykrzyknął,
przez co zarówno ja, jak i Pani Pince spojrzałyśmy na niego spod byka.
-Hej- odparłam
niezbyt przyjaźnie.
Chłopak po chwili zajął miejsce obok
mnie.
-Lily,
nie przejmuj się, James na pewno nie chciał cię zdenerwować. Lepiej niech
zachowuje się tak, niż zupełnie udaje, że nie istniejesz.- Peter po raz
pierwszy powiedział mi coś tak życiowego.
Nigdy nie byliśmy ze sobą blisko,
raczej traktowałam go jak przyjaciela Jamesa, ale tym razem poczułam między
nami nić porozumienia. Uśmiechnęłam się delikatnie, a towarzysz odwzajemnił ten
gest.
-Co
robisz?- spytał promiennie.
-Przygotowuję
prezent dla profesora Slughorna- odparłam.
-Och,
może ci pomogę? Opowiedz mi o tym- odezwał się Peter.
-Chciałabym
przygotować mu magiczną kulę z pływającym na powierzchni wody kwiatkiem, który
po czasie zmieni się w coś innego. Nie mam pomysłu co to mogłoby być.
-A
może rybka?
-Och,
to świetny pomysł!- tym razem to ja odezwałam się za głośno, na co pani Pince
zgromiła mnie spojrzeniem, a ja spojrzałam na nią przepraszająco.
-Pokaż
tą książkę, chętnie ci pomogę- powiedział spokojnie Peter, a ja uśmiechnęłam
się delikatnie.
***
Wraz
z Peterem przemierzaliśmy korytarze zamku, zacięcie rozmawiając na temat
naszego przedsięwzięcia. Udało nam się zdobyć szklaną kulę, którą mocno
trzymałam w rękach. Nagle, usłyszałam głośny huk, a chwilę później, fala
uderzeniowa powaliła mnie na ziemię. Kula upadła na podłogę, przez co
roztrzaskała się na milion kawałków. Zmartwiona spojrzałam na Petera, który
również leżał na ziemi. Spojrzał na mnie wyjątkowo spokojnie, a wręcz
przepraszająco, co sprawiło, że bardzo się zmieszałam. Chwilę później przebiegła
przed nami grupka Ślizgonów, która była cała pokryta popiołem i z przerażeniem
przemierzała korytarz. Szybko wstałam i nie czekając na Petera, pobiegłam w
kierunku, z którego dobiegł huk. Nie wychodząc zza ściany wsłuchałam się w
głosy dobiegające z sąsiedniego korytarza.
-Chłopaki,
to już chyba była przesada. Zaraz zbiegną się tu nauczyciele, nie wspominając
już o tym, że pewnie już wezwali Aurorów. To wyglądało jak atak Śmierciożerców-
tłumaczył nerwowo Lupin.
-To
było niesamowite Luniaczku! Widziałeś ich miny?- odpowiedział entuzjastycznie
James.
-Rogacz,
bierz pelerynę i uciekajmy stąd zanim…- Nie czekałam już ani chwili dłużej,
słysząc głos Syriusza.
-Zanim
co, Black?- odezwałam się nerwowo- Czy wy kompletnie powariowaliście? Prawie
wysadziliście Hogwart!
Remus spojrzał na mnie przepraszająco,
Syriusz wbił wzrok w podłogę, ale kąciki jego ust delikatnie wędrowały ku
górze. James natomiast patrzył na mnie z bezczelnym uśmiechem na twarzy.
-Nie
przesadzaj Evans, w końcu Ślizgoni wiedzą gdzie ich miejsce- powiedział Potter,
a ja zagotowałam się ze złości.
-Wiesz
co, Potter? Uświadomiłeś mi, że dostałam od losu piękny prezent.- Po tych
słowach spojrzał na mnie pytająco.
-Co
masz na myśli?
-Lily,
zastanów się zanim coś powiesz- dorzucił szybko Remus, ale nie mógł mnie już
powstrzymać przez tym co zamierzałam zakomunikować.
-To,
że cieszę się, że o mnie zapomniałeś. Udowodniłeś, że w ogóle się nie
zmieniłeś. Jesteś kompletnym kretynem- powiedziałam nienawistnie.- A co do was…
W tym momencie pojawił się za mną
Peter, na którego Potter spojrzał gniewnie. Wszystko nagle poskładało się w
całość. Zainteresowanie Petera moim problemem miało po prostu zająć mój czas,
tak abym ich nie nakryła.
-To
cała czwórka, macie szlaban i odejmuję Gryffindorowi za was sto punktów.
-Jak
to czwórka?- spytał Peter.
-Ani
słowa więcej, Pettigrew. Doskonale wiem jaki był twój udział.
-Lily,
sto punktów? Jesteś tego pewna?- spytał Lupin.
-Może
to was czegoś nauczy, chociaż nie sądzę- powiedziałam.
-Evans…-
zaczął Potter, ale na szczęście nie dane mu było skończyć, bo na korytarzu
pojawiła się wściekła McGonagall wraz z zaniepokojonym dyrektorem.
-Znowu
wy? Myślałam, że w końcu dorośliście! Panno Evans, co pani tutaj robi?
-Wyciągam
konsekwencje, pani Profesor. To nie mój bałagan.- Spojrzałam nienawistnie na
Huncwotów.
-Niech
do was w końcu dotrze, że już nie jesteście dziećmi, które mogą sobie robić
kawały na każdym kroku. Jako członkowie…-
urwała w pół zdania za sprawą Dumbledore’a.
-Minerwo,
myślę, że chłopcy powinni udać się do mojego gabinetu i tam dokończymy tę
rozmowę- powiedział spokojnie.
-Tak
jest- powiedzieli na raz Huncwoci.
-Panno
Evans, proszę się udać do Profesora Slughorna. Niech sprawdzi, czy żadnemu
Ślizgonowi nie stała się krzywda- powiedziała McGonagall.
-Oczywiście
pani profesor- powiedziałam i obrzuciłam Jamesa jeszcze jednym nienawistnym spojrzeniem.
Jego nastawienie zmieniło się
diametralnie po usłyszeniu moich słów. Wyglądał teraz na zdecydowanie bardziej
przybitego, jednak nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia. Plan Syriusza nie
działał dobrze, ale zmienił jedno. Tym razem to ja nie chciałam, żeby odzyskał
pamięć. Łatwiej było go nienawidzić.
***
~Narracja trzecioosobowa~
James
Potter wyszedł z gabinetu szybciej niż pozostali Huncwoci. Jego samopoczucie
zdecydowanie zaczęło go przytłaczać, a oliwy do ognia dolały słowa Lily. To co
powiedział tego ranka w Wielkiej Sali, było szczerą prawdą. Mimo, że nie
pamiętał co łączyło go z Evans, wyraźnie coś go do niej przyciągało. Tym
bardziej słowa dziewczyny zabolały go, można powiedzieć, że bardziej niż
powinny. Emocje wzięły górę nad chłopakiem i szybko wszedł do jednej z pustych sal,
zamknął drzwi nerwowo zaczął chodzić w kółko, przyspieszając co chwilę kroku. W
głowie kłębiło mu się mnóstwo myśli i jedno zdanie, które nie potrafiło zniknąć
z jego głowy „Kocham ciebie… Kocham cię, James”. Głos był wyjątkowo znany,
należał właśnie do Panny Evans, ale nie przywoływał żadnego obrazu. Równie
dobrze mógł mu się przyśnić. Potter nie wytrzymał i kilka razy uderzył ręką z całej siły w
drzwi.
-Co
się stało?- usłyszał znajomy, kojący głos.
Przez drzwi weszła przestraszona Valerie,
a jej pojawienie sprawiło, że emocje Jamesa delikatnie opadły. Stanęła przed
nim i po chwili ujęła jego twarz w dłonie.
-Co
się z tobą dzieje Potter?- spytała spokojnie, intensywnie wpatrując się w jego
oczy.
-Czuję
jakby ktoś wyciągnął mi coś z głowy- powiedział smutno.
-Znów
chodzi o Evans?- jej ton nieco się zmienił.
-Kiedy
jestem obok niej, dziwnie się czuję. Ostatnio w mojej głowie pojawia się jej
głos i słowa, których nigdy nie wypowiedziała, ale wydają się takie realne, że
ja…
-Wierzysz
chłopakom- dokończyła zdanie za niego.
Potter pokiwał twierdząco głową. Valerie
zmieszana odwróciła wzrok, wyraźnie podniosło jej się ciśnienie.
-Kompletnie
cię nie rozumiem, James- powiedziała z wyrzutem, odsuwając się na kilka kroków
wstecz.
-Nie
proszę, żebyś mnie zrozumiała. Sam siebie nie potrafię zrozumieć.
-Dlaczego
nie możesz tego po prostu zostawić?- spytała nerwowo.
-Powiedziała,
że nie chce, żebym pamiętał- odparł smutno Potter.
-Tym
lepiej! Odpuść ją sobie, bo zamęczysz się. Ta dziewczyna nie jest ciebie warta,
z resztą wyraźnie wymieniła ciebie na Syriusza- powiedziała Valerie.
-Nie
wierzę w to. Łapa nie zrobiłby nic przeciwko mnie. Poniosło mnie z tymi nerwami
ostatnio. On jest dla mnie jak brat.
-Niech
do ciebie w końcu dotrze, że nie jesteś z Lily i oboje mogą robić co chcą.
Syriusz nie zdradza cię spotykając się z nią, bo ty nawet jej nie pamiętasz, na
Merlina!- wykrzyknęła.- Stać cię na o wiele więcej, Potter.
Spojrzała na niego intensywnie i
delikatnie się zbliżyła.
-Próbuję
ci pomóc, ale musisz mi pozwolić.- Z każdym słowem była coraz bliżej.
Znów dotknęła ręką jego twarzy i
pogładziła po policzku.
-Valerie,
jesteś wspaniałą osobą- powiedział cicho, wpatrując się w twarz dziewczyny.-
Ale Lily…
-Och
zamknij się, Potter.- Nie dała mu dokończyć.
Pokonała odległość jaka ich dzieliła i
wpiła się w jego usta. Jej serce zabiło szybciej. Potter z początku zszokowany,
po krótkiej chwili oddał pocałunek. Rękę umieścił w ciemnych włosach dziewczyny
i przyciągnął ją jeszcze bliżej do siebie. Adrenalina buzowała w ich żyłach.
Pocałunek był bardzo intensywny i stawał się coraz bardziej namiętny. James
zręcznie oparł Valerie o ścianę i obsypywał kolejnymi pocałunkami. Po dłuższej
chwili, kiedy w końcu oderwali się od siebie, dysząc głośno, dotarło do niego
co się właśnie wydarzyło. W jego głowie pojawił się bardzo dziwny obraz. On
całujący kobietę w sypialni domku nad jeziorem. Wizja przypominała raczej sen
niż rzeczywistość, ale ugodziła w jego serce. Tą dziewczyną zdecydowanie nie
była Valerie. Kilka sekund zajęło mu zanim całkowicie się otrząsnął. Sinclair
badała jego reakcje, ale z jego twarzy nie dało się nic wyczytać. Odruchowo
przyciągnął ją do siebie i przytulił tak, że nie mogła już zobaczyć bólu w jego
oczach.
Świetny rozdział jak każdy poprzedni <3
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny, życzę weny i pozdrawiam ciepło ❤