Ze spokojnego snu wyrwał mnie głośny dzwonek do drzwi. Zadźwięczał w mojej głowie szczególnie mocno, ze względu na wcześniej wypity alkohol. Promienie słoneczne padały wprost na moją twarz. Z początku oślepiły mnie i nie mogłam rozszyfrować gdzie się znajduję, ale po chwili poczułam silne ramiona obejmujące mnie w talii. Spojrzałam na błogą twarz wciąż śpiącego Blacka i zręcznie wyrwałam się z uścisku, tak, że chłopak nadal spał. Szybko zbiegłam do drzwi, w tym momencie zadzwonił kolejny dzwonek. Natychmiast otworzyłam drzwi i po chwili przyjaciółka rzuciła mi się na szyję.
-Och Alicjo, jak dobrze, że już jesteście.- Wtuliłam się w Brown, jednocześnie patrząc na szczęśliwego Franka.
-Jak się trzymasz?- spytała łapiąc moją twarz w dłonie.
-Bywało lepiej.- Uśmiechnęłam się delikatnie.- Wchodźcie, zaraz zawołam Syriusza.
Nie musiałam go jednak wołać, bo kiedy Alicja i Frank przekraczali próg domku, Black już schodził po schodach.
-Longbottom! Jak ja tęskniłem za twoją buźką!- wykrzyczał radośnie i uściskał przyjaciela, a następnie Alicję.
W progu pojawiła się nagle Valerie i zmierzyła nas dokładnie wzrokiem. Frank spojrzał na nią pytająco.
-Zajmij się sobą Sinclair. Dorośli muszą porozmawiać- powiedział Syriusz z ironicznym uśmiechem od ucha do ucha.
Valerie zgromiła go spojrzeniem i odeszła, chociaż wszyscy wiedzieli, że nie zostawi nas całkowicie w spokoju.
-No dobrze kochani, skoro jesteśmy już wszyscy, to zapraszam serdecznie jak najdalej od ciekawskich uszu. Mamy misję do wykonania- zakomunikował Black.
Tym razem to ja obdarzyłam go zdziwionym spojrzeniem, ale poszłam krok w krok za nim, na zewnątrz domku. Alicja i Frank byli równie zszokowani jak ja.
-Co znów wymyśliłeś, Syriuszu?- spytała Brown.
-A tego moja droga dowiesz się na miejscu- odpowiedział tajemniczo.
Skierowaliśmy się do domku na drzewie, który niósł za sobą piękne wspomnienia. Nic się w nim nie zmieniło odkąd ostatnio tam byłam, więc tym bardziej trudno było tam przebywać w obecnej sytuacji.
-No mów w końcu o co chodzi, bo umrę z ciekawości- powiedział entuzjastycznie Frank.
Syriusz jednak nie powiedział ani jednego słowa, ale wyjął spod swojej koszuli zmieniacz czasu, zamieszczony na szyi, a zza pleców wyciągnął pelerynę niewidkę Jamesa. Czułam jak wściekłość uderza mi do głowy. Nagle zrobiło mi się gorąco. Zgromiłam chłopaka chłodnym spojrzeniem.
-Czyś ty oszalał? Jak Sam-Wiesz-Kto dowie się, że trzymasz to tutaj, to po nas!- krzyknęłam.
-Myślisz, że hangar na łodzie jest bezpieczniejszym miejscem?- Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Powinnam była od razu oddać go Dumbledore’owi- powiedziałam zrezygnowana.
-I pożegnać się z Jamesem- rzekł Black, na co znów zgromiłam go wzrokiem.- Chyba najwyższy czas go odzyskać.
-Ja jestem za- powiedział od razu Frank.
-Ja też, Lily, wiesz dobrze, że to jedyne wyjście- powiedziała smutno Alicja, chwytając moją rękę.
-Próbujemy jeden raz, jak niczego się nie dowiemy, odpuszczamy i oddajemy zmieniacz dyrektorowi- odparłam zrezygnowana.
Syriusz nie czekał ani chwili dłużej i założył na nas zmieniacz oraz pelerynę. Obrócił go kilka razy, a wszystko wokół zaczęło wirować. Usłyszałam też kilka trzasków i już po chwili byliśmy w tym samym miejscu, ale wiele dni wcześniej.
-Gotowi?- spytał Frank, a my przytaknęliśmy mu głowami.
Nie czekając dłużej, przeniósł nas w miejsce bitwy. Panował spokój ze względu na to, że byliśmy w tym miejscu, zanim faktycznie pojawiliśmy się tam dawniej.
-Musimy znaleźć Jamesa- powiedziałam cicho.
Nagle dobiegł nas przeraźliwy krzyk kobiety. Syriusz natychmiast go rozpoznał i zerwał się do biegu. Od razu pobiegliśmy za nim , a kiedy znaleźliśmy się przed salą, przez uchylone drzwi, wyraźnie było widać Dorcas, zwijającą się z bólu na podłodze. Chwyciłam ramię Blacka w ostatniej chwili. Mało brakło i popsułby wszystko, był gotowy wbiec i ratować ukochaną. Krzyki dziewczyny przeplatały się z szyderczym śmiechem Bellatrix- kuzynki Syriusza, która zadawała Meadowes ból. Mocno chwyciłam Syriusza za rękę. W jego oczach pojawiły się łzy.
-Syriuszu, nie możesz jej pomóc. Nikt nie może nas zobaczyć- szepnęłam.
-Nie mogę tak stać i na to patrzeć!- odparł.
-Musisz, przyjacielu. To jedyne wyjście- powiedział spokojnie Frank, chwytając go za ramię.
-Chodźmy stąd, poszukajmy Jamesa- odezwała się cicho Alicja.
Odejście bez zrobienia czegokolwiek było najtrudniejszą rzeczą w moim życiu. Moja przyjaciółka wiła się z bólu, a zarówno ja, jak i miłość jej życia mieliśmy idealną szansę, żeby odjąć jej cierpień, ale nie mogliśmy zrobić nic. Odciągnęłam go, chwytając jego dłoń jeszcze mocniej, a on do ostatniej chwili, wpatrywał się w tę tragiczną scenę.
Odeszliśmy w przeciwnym kierunku, a krzyki powoli cichły. Po dłuższej chwili udało nam się znaleźć Jamesa, przywiązanego do krzesła w innej sali. Obok niego krążyło dwóch Śmierciożerców, wyraźnie się ze sobą sprzeczając.
-Mówiłem ci już, Mulciber, że to beznadziejny pomysł- powiedział dość znajomy głos.
-Przyznaj się, że nie masz odwagi skrzywdzić tej szlamy!- krzyknął Mulciber.
-Doskonale wiesz, że tak nie jest. Po prostu wymyśliłem coś lepszego.- W tym momencie rozpoznałam głos, a serce zabiło mi mocnej. Tajemniczą postacią był Severus Snape.
-Zamieniam się w słuch- odparł jego towarzysz.
-Niech Potter ją zabije- powiedział Snape, na co poczułam jak serce pęka mi na pół.- Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu.
-Jak chcesz przekonać tego idiotę, żeby zabił Evans?- spytał Mulciber.
-Rusz głową Mulciber!- krzyknął Severus.
-W zasadzie, to nie jest głupi pomysł- odparł Mulciber i wyciągnął różdżkę, ale Snape powstrzymał go natychmiast.
-Ja to zrobię, sprowadź pozostałych- powiedział Snape, a jego towarzysz wyszedł z Sali, przechodząc zaledwie kilka centymetrów obok nas.
-Czyli to Snape pozbawił Jamesa pamięci- szepnęła Alicja.
-Obserwuj, to jeszcze nie jest pewne- odparł cicho Syriusz.
Znów przysłuchaliśmy się temu co mówił Severus. James był w wyraźnie słabej kondycji. Próbował się wyrwać, jednak nie miał siły. W jego oczach wyraźnie było widać ból. Snape wycelował różdżką wprost w Pottera.
-Mógłbym cię teraz zabić za te wszystkie lata- powiedział patrząc mu prosto w oczy.- Imperio- szepnął.
Oczy Jamesa zaczęły się zmieniać, zdawały się być dużo spokojniejsze. Severus już miał go rozwiązać, ale wstrzymał się jeszcze krótką chwilę.
-Pod żadnym pozorem nie wolno ci jej zabić. Wszystko ma wyglądać jakbyś chciał to zrobić, ale nie wolno ci jej skrzywdzić- powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
Przyglądałam się tej scenie z niedowierzaniem. Severus wbrew pozorom uratował mi życie, sprawił, że Mulciber nie próbował mnie zabić oraz że James nie miał mnie skrzywdzić.
-Nie zrobił tego- szepnęłam.- Nie wymazał mu pamięci.
-Więc kto?- spytał Frank.
-Musimy patrzeć dalej- odpowiedział Black.
Po chwili na korytarzach zaczęły rozbrzmiewać hałasy. Wyraźnie było słychać, że bitwa już się rozpoczęła. Zobaczyłam nagle samą siebie, przebiegającą tuż obok sali, w której przebywał Potter i Snape. Severus rozwiązał już Jamesa, a ten pobiegł za mną. Nie czekaliśmy ani chwili i podążyliśmy tuż za nim. Już po chwili zobaczyliśmy jak Rogacz mierzy różdżką w moje alter-ego.
-James, to ja Lily- powiedziała druga wersja mnie.
-Evans- odparł Rogacz.
Zobaczyliśmy wtedy, jak zza pleców James wyłania się Cameron Summers, który uratował mnie tego dnia. Podszedł już dość blisko Pottera i zawahał się na chwilę. Spojrzał w podłogę, a po chwili uniósł różdżkę i wymierzył nią w Rogacza.
-Obliviate- szepnął prawie tak cicho, że nie dało się go dosłyszeć.
Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Mój przyjaciel, mój wybawiciel, zabrał mi Jamesa. Wykorzystał sytuację. Było to dla mnie tak bezwzględne posunięcie, że nie byłabym w stanie znów spojrzeć na Summersa. Poczułam jak mój gniew rośnie.
Chwilę później powalił Pottera jednym z zaklęć niewerbalnych, a moje alter-ego rzuciło mu się na szyję. Poczułam jak zbiera mi się na wymioty.
-Co za gnida- szepnął Black.
-Nie
daruję mu tego- powiedziałam.
Black obdarzył mnie huncwockim spojrzeniem, tym które znaczy, że knuje coś niedobrego.
***
~Narracja trzecioosobowa~
Dorcas Meadowes przemierzała spokojnie ulicę Pokątną, wpatrując się uważnie w spadające z nieba płatki śniegu. Powoli zaczynało robić się ciemno, a więc porozwieszane na budynkach światełka wprowadzały magiczną atmosferę. Dorcas szczególnie bała się teraz ciemności, a więc kurczowo ściskała różdżkę, która znajdowała się w kieszeni jej płaszcza. Ostatnimi czasy starała się opanować to co dzieje się w jej głowie i może właśnie dlatego postanowiła wybrać się na spacer. Wokół niej nie było zbyt wielu osób, więc szczególnie udawało jej się zwrócić uwagę na każdego z osobna.
Dwójka dzieci biegała wokół kobiety podśpiewując wesoło kolędy. Ich mama śmiała się cicho, a jednocześnie próbowała opanować ich nadmiar energii.
W ich kierunku szedł mężczyzna, który z każdym krokiem uśmiechał się coraz bardziej. Po chwili, dwie biegające dziewczynki rzuciły się na mężczyznę i mocno go uściskały.
Na ten widok Dorcas uśmiechnęła się delikatnie. Wpatrywała się w szczęśliwą rodzinę dość długo, wciąż idąc powoli przed siebie. Nie zauważyła nawet kiedy na kogoś wpadła.
-Och, przepraszam- szepnęła.
Mężczyzna na którego wpadła był dość postawny, bardzo elegancki i aż biło od niego arystokratyczne pochodzenie. Jego włosy były dość długie i śnieżnobiałe. Dorcas spłonęła rumieńcem, kiedy spotkała jego przenikliwe spojrzenie.
-Nic się pani nie stało?- spytał uprzejmie mężczyzna.
-Wszystko w porządku- powiedziała radośnie i wyciągnęła rękę przed siebie- Dorcas Meadowes.
Mężczyzna ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch, na co policzki Meadowes znów zapłonęły.
-Corban Yaxley, bardzo mi miło- odparł znów lustrując dziewczynę wzrokiem.- Co się stało, że taka piękna kobieta chodzi tu sama w Boże Narodzenie?
-Wyszłam się przewietrzyć i zapatrzyłam się- odparła obdarzając mężczyznę kolejnym uśmiechem.
-Powinienem chyba podziękować Merlinowi, że akurat na mnie wpadłaś, panno Meadowes- powiedział.- Nie mogę teraz pozwolić, żebyś została sama. Jest tu dość niebezpiecznie o tej porze.
-Och, nie trzeba, dam sobie radę- odpowiedziała radośnie.
-W to nie wątpię, na pewno jesteś bardzo uzdolnioną czarownicą. Niemniej jednak, chętnie cię odprowadzę skoro już los połączył nasze wieczory- powiedział i wyciągnął ramię w jej kierunku.
Dorcas oczarowana mężczyzną nie czekała ani chwili i chwyciła go pod ramię, aby resztę wieczoru spędzić z nowo poznanym towarzyszem.
Mega rozdział jak zawsze ❤
OdpowiedzUsuń