wtorek, 28 lipca 2020

42. Tajemnice przeszłości


Wigilia to czas upragniony przez wielu uczniów Hogwartu. Zasłużony odpoczynek i chęć spędzenia czasu z bliskimi siedziały w głowach czarodziejów i czarownic już od dłuższego czasu. Dla mnie, ten czas wcale nie był wyjątkowy, szczególnie odkąd nie miałam dokąd pójść. Nie tylko ja miałam takie odczucia, ale także osoba, z którą przyszło mi spędzić dzisiejszy dzień- Syriusz Black. Dzięki uprzejmości Potterów, mogliśmy przebywać w domku nad jeziorem. Oczywiście państwo Potter chcieli, żebyśmy zarówno ja, jak i Syriusz pojawili się na corocznej hucznej wigilii w ich domu, jednak oni także byli świadomi tego, że James zapomniał o moim istnieniu. Wszyscy uznali, że najlepszą alternatywą będą święta tutaj, a spędzę je z Blackiem.
Siedziałam z książką przy kominku, wpatrując się w strzelające drewno. Atmosfera była bardzo przyjemna, panował delikatny półmrok, a ja wygrzewałam w cieple ogniska. Nie dane mi było jednak siedzieć w spokoju długo.
-Evans, chodź tu mi pomóż!- wykrzyknął Black spod drzwi wyjściowych.
Przewróciłam oczami, odłożyłam książkę i wstałam z kanapy, aby przekonać się co znów wymyślił Łapa. Kiedy stanęłam przed nim, zamurowało mnie. Syriusz właśnie siłował się z ogromną choinką, którą próbował przecisnąć przez niewielką framugę drzwi.
 -Syriuszu, co ty znów wymyśliłeś? Mówiłam ci, że nie chcę żadnych świąt- powiedziałam zrezygnowana.
 -Czy ty zawsze musisz tyle marudzić? Skończ te dyskusje i pomóż mi.- Syriusz zaśmiał się promiennie, przez co i na moją twarz wpłynął delikatny uśmiech.
 -Czyżbyś zapomniał o istnieniu różdżek?- spytałam ironicznie.
Wyciągnęłam kawałek drewna, spoczywający dotychczas w mojej kieszeni i wycelowałam go w ciągnięte przez Blacka drzewo.
-Reducio- szepnęłam.
Choinka momentalnie zrobiła się znacznie mniejsza, a więc Syriusz spokojnie mógł chwycić ją w jedną rękę i przenieść do głównego pokoju.
-Myślałam, że utożsamiasz się z psem, a nie z osłem. Jesteś niesamowicie uparty- powiedziałam bacznie obserwując poczynania Blacka z drzewkiem.
-Dziękuję za komplement- powiedział z uśmiechem.- Engorgio.
Drzewko momentalnie wróciło do swoich naturalnych rozmiarów.
 -No, zbieraj się po ozdoby, raz, raz. Nie zamierzam jej ubierać sam- dodał Syriusz.
-To był twój pomysł, teraz sobie radź.- Uśmiechnęłam się ironicznie.
-Jakim cudem Rogacz latał za tobą tyle lat? Jesteś nieznośna.- Wyszczerzył się, a ja momentalnie roześmiałam.
Opuściłam pokój w poszukiwaniu ozdób choinkowych, które według instrukcji zostawionych przez Blacka, powinny znajdować się gdzieś w piwnicy. Pospiesznie przegrzebywałam karton po kartonie, aż w końcu udało mi się znaleźć to czego szukałam. Nagle, zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Syriuszu, otwórz proszę!- krzyknęłam, jednak po chwili dźwięk dało się usłyszeć kolejny raz.
Oczywiście, że Black nie mógł ruszyć swojego arystokratycznego tyłka do drzwi. Wbiegłam po schodach na górę i otworzyłam.
Przede mną stanęła piękna dziewczyna o ciemnych włosach, którą kojarzyłam z widzenia z Hogwartu. Niemniej jednak, nie wiedziałam co takiego robi w domku Potterów, który znajdował się przecież na całkowitym odludziu.
-Mogę ci jakoś pomóc?- spytałam.


 
Dziewczyna z nieznanych powodów zmierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu, czym wywołała u mnie dość sporą irytację. Delikatny uśmiech nie znikał z jej nieskazitelnej twarzy.
            -Cześć, chyba nie miałyśmy okazji się poznać, jestem Valerie.- Sinclair wyciągnęła rękę w moją stronę, poszerzając uśmiech.
W tej chwili dotarło do mnie kim jest. Czułam jak adrenalina uderza mi do krwi tak mocno, że w głowie mi zawirowało. Nie wiadomo skąd, tuż za mną pojawił się Syriusz.
            -Co ty tutaj robisz?- spytał niezbyt uprzejmie.
            -James mnie zaprosił- odparła i w końcu przestała się uśmiechać.
            -Jamesa tu nie ma, więc możesz już sobie iść- odparł Black z ironicznym uśmiechem.
            -Wiem, że go nie ma. Ma się pojawić jutro, a ja miałam przyjechać już dzisiaj- odpowiedziała Valerie i zatrzepotała rzęsami, czym doprowadziła mnie do chęci użycia zaklęć niewybaczalnych.
            -A w jakim celu jeśli można wiedzieć?- dopytywał wściekły Syriusz.
            -Nie twój interes Black, przyjechałam tu do Pottera, a nie do ciebie- odwarknęła dziewczyna.
            -Syriuszu.- Złapałam go za ramię i poczułam jak bardzo jest spięty.- Skoro takie było życzenie Jamesa to niech wejdzie, to w końcu jego dom- powiedziałam spokojnie, patrząc na Syriusza, który jakby gotował się do walki.
            -Nie przeszkadzajcie sobie- powiedziała Sinclair przechodząc przez próg.
Zamknęłam za nią drzwi i pobiegłam za Syriuszem, który pognał w kierunku jednej z sypialni. Kiedy dotarłam na miejsce, słyszałam, że już rozpoczął rozmowę z Potterem. Dzięki dwukierunkowemu lusterku, miał się dowiedzieć co się przed chwilą wydarzyło. Postanowiłam przysłuchać się temu uważnie.
            -Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć?- spytał Łapa.
            -Przecież to nic wielkiego, posiedzi z wami jeden wieczór, jutro rano przyjedzie Alicja i Frank, a ja będę po południu- odpowiedział Potter.
            -Nie podoba mi się to Rogaczu. Szczególnie biorąc pod uwagę to co zaszło między wami ostatnio i to, że jestem tu z Evans. Jak ty to sobie wyobrażasz? Zgubiłeś gdzieś mózg?
Moje serce praktycznie stanęło.
            -Lily nic nie wie i niech tak pozostanie. Ja sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć, a Valerie po prostu nie miała co ze sobą zrobić. Wierzę, że jakoś załagodzisz sytuację- powiedział James.
            -Wiem, że jestem dobry, ale nie jestem cudotwórcą! Jak się pozabijają, będzie na ciebie, Matko Tereso.- Syriusz nie kontynuował tej rozmowy, rzucił lusterko na łóżko.
Szybko zbiegłam na dół, aby Łapa nie zorientował się, że wszystko słyszałam. A więc coś zaszło między nimi. Jedyne o czym teraz marzyłam, to żeby ta dziewczyna nie oddychała tym samym powietrzem co ja.
            -Niech lepiej nie pokazuje mi się na oczy- szepnęłam sama do siebie. 

***

            Kieliszek do wina zdawał się napełniać sam. Niestety tak nie było, nieustannie napełniał go Syriusz Black. Siedziałam na jego łóżku z nogami zadartymi pod brodę i sączyłam podany trunek. Dzięki niemu było mi jakoś lepiej, procenty zdawały się koić moje negatywne emocje.
            -I wtedy wleciał na tej miotle prosto w moje okno. Matka była wściekła!- zakończył opowiadanie Łapa, na co ja roześmiałam się promiennie.
            -Syriuszu, czy twój brat zawsze był taki? No wiesz… zły- powiedziałam spokojnie.
            -Nie, kiedyś się lubiliśmy. Potem matka zaczęła mu kłaść do głowy te jej brednie, a on był bardzo podatny na wpływ. W tej chwili nie zamieniamy ze sobą nawet pół słowa- powiedział po czym przyłożył kieliszek do ust.- Teraz mam Jamesa i to jego traktuję jak brata.
Na imię Pottera przeszły mnie ciarki. Tak bardzo chciałam się spytać co zaszło z Valerie, ale nie mogłam. Z jednej strony dlatego, że to nie moja sprawa i to pytanie byłoby wyjątkowo nie na miejscu, a z drugiej dlatego, że mogłabym bardzo źle znieść prawdę.
            -Dobrze, że cię ma- powiedziałam cicho, jednak on usłyszał i przysunął się do mnie.
            -Dobrze, że nas ma. Nie zapominaj o tym- powiedział podnosząc mój podbródek do góry.
            -To nie ja jestem tą, która czegokolwiek zapomniała.- Położyłam się na łóżku, czując że od wypitego alkoholu zaczyna poważnie szumieć mi w głowie.
Syriusz poszedł w moje ślady i już po chwili leżałam przytulona do niego. Nie obchodziło mnie to jak ta scena mogłaby wyglądać. Jedyne co miałam w tej chwili w głowie, to że nie chcę być sama i dobrze mi w jego silnych ramionach.
            -Chyba jesteśmy przeklęci, Evans. Nie możemy być z tymi, których kochamy i nawet nie rozumiemy dlaczego. To brzmi jak bardzo nieśmieszna komedia- powiedział patrząc w sufit.
            -Dorcas ci wybaczy. Daj jej jeszcze trochę czasu. Wiem, że kocha cię jak nigdy nikogo wcześniej.
            -Potter też cię kocha, nawet jeśli tego nie pamięta. Całując inną i tak myśli o tobie.- Zdecydowanie nie chciał tego powiedzieć, przemówił przez niego alkohol.
            -O czym ty mówisz?- spytałam zniecierpliwiona.
            -Miałem ci nie mówić. Rogacz mnie zabije.
            -Zacząłeś to mów, Black- powiedziałam zirytowana.
            -Ostatnio miał mały… incydent z koleżanką z pokoju obok. Nic wielkiego, nie wściekaj się- dodał zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – I jakby, jak ją całował, to przypomniała mu się wasza schadzka właśnie w tym domku. On nie pamięta, że scena ze wspomnień dotyczy ciebie, ale ja to wiem.
Także do mojej głowy wróciły wspomnienia z końcówki wakacji i pięknych dni spędzonych wspólnie w tym miejscu.
            -Skoro nie pamięta, że chodzi o mnie, to jakie to ma znaczenie?- spytałam.
            -On i Valerie, to nie wyjdzie. Cały czas myśli o tobie, przypominają mu się fragmenty, różne słowa, sceny.- Spojrzał mi głęboko w oczy.- Lily, o tobie nie da się zapomnieć.
            -Myślisz, że jest jeszcze nadzieja?
            -Tak i tego właśnie ci życzę, żebyś zawsze trzymała się tej nadziei.- Ucałował mnie w czubek głowy.- Wesołych świąt, Lily.
            -Wesołych świąt, Syriuszu.- położyłam głowę na jego klatce piersiowej i słuchałam naszych oddechów, które ukoiły moje nerwy i zaprowadziły mnie wprost w objęcia Morfeusza.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że byliśmy obserwowani.



***

Ze spokojnego snu wyrwał mnie głośny dzwonek do drzwi. Zadźwięczał w mojej głowie szczególnie mocno, ze względu na wcześniej wypity alkohol. Promienie słoneczne padały wprost na moją twarz. Z początku oślepiły mnie i nie mogłam rozszyfrować gdzie się znajduję, ale po chwili poczułam silne ramiona obejmujące mnie w talii. Spojrzałam na błogą twarz wciąż śpiącego Blacka i zręcznie wyrwałam się z uścisku, tak, że chłopak nadal spał. Szybko zbiegłam do drzwi, w tym momencie zadzwonił kolejny dzwonek. Natychmiast otworzyłam drzwi i po chwili przyjaciółka rzuciła mi się na szyję.

-Och Alicjo, jak dobrze, że już jesteście.- Wtuliłam się w Brown, jednocześnie patrząc na szczęśliwego Franka.

-Jak się trzymasz?- spytała łapiąc moją twarz w dłonie.

-Bywało lepiej.- Uśmiechnęłam się delikatnie.- Wchodźcie, zaraz zawołam Syriusza.

Nie musiałam go jednak wołać, bo kiedy Alicja i Frank przekraczali próg domku, Black już schodził po schodach.

            -Longbottom! Jak ja tęskniłem za twoją buźką!- wykrzyczał radośnie i uściskał przyjaciela, a następnie Alicję.

W progu pojawiła się nagle Valerie i zmierzyła nas dokładnie wzrokiem. Frank spojrzał na nią pytająco.

            -Zajmij się sobą Sinclair. Dorośli muszą porozmawiać- powiedział Syriusz z ironicznym uśmiechem od ucha do ucha.

Valerie zgromiła go spojrzeniem i odeszła, chociaż wszyscy wiedzieli, że nie zostawi nas całkowicie w spokoju.

            -No dobrze kochani, skoro jesteśmy już wszyscy, to zapraszam serdecznie jak najdalej od ciekawskich uszu. Mamy misję do wykonania- zakomunikował Black.

Tym razem to ja obdarzyłam go zdziwionym spojrzeniem, ale poszłam krok w krok za nim, na zewnątrz domku. Alicja i Frank byli równie zszokowani jak ja.

            -Co znów wymyśliłeś, Syriuszu?- spytała Brown.

            -A tego moja droga dowiesz się na miejscu- odpowiedział tajemniczo.

Skierowaliśmy się do domku na drzewie, który niósł za sobą piękne wspomnienia. Nic się w nim nie zmieniło odkąd ostatnio tam byłam, więc tym bardziej trudno było tam przebywać w obecnej sytuacji.

            -No mów w końcu o co chodzi, bo umrę z ciekawości- powiedział entuzjastycznie Frank.

Syriusz jednak nie powiedział ani jednego słowa, ale wyjął spod swojej koszuli zmieniacz czasu, zamieszczony na szyi, a zza pleców wyciągnął pelerynę niewidkę Jamesa. Czułam jak wściekłość uderza mi do głowy. Nagle zrobiło mi się gorąco. Zgromiłam chłopaka chłodnym spojrzeniem.

            -Czyś ty oszalał? Jak Sam-Wiesz-Kto dowie się, że trzymasz to tutaj, to po nas!- krzyknęłam.

            -Myślisz, że hangar na łodzie jest bezpieczniejszym miejscem?- Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem.

            -Powinnam była od razu oddać go Dumbledore’owi- powiedziałam zrezygnowana.

            -I pożegnać się z Jamesem- rzekł Black, na co znów zgromiłam go wzrokiem.- Chyba najwyższy czas go odzyskać.

            -Ja jestem za- powiedział od razu Frank.

            -Ja też, Lily, wiesz dobrze, że to jedyne wyjście- powiedziała smutno Alicja, chwytając moją rękę.

            -Próbujemy jeden raz, jak niczego się nie dowiemy, odpuszczamy i oddajemy zmieniacz dyrektorowi- odparłam zrezygnowana.

Syriusz nie czekał ani chwili dłużej i założył na nas zmieniacz oraz pelerynę. Obrócił go kilka razy, a wszystko wokół zaczęło wirować. Usłyszałam też kilka trzasków i już po chwili byliśmy w tym samym miejscu, ale wiele dni wcześniej.

            -Gotowi?- spytał Frank, a my przytaknęliśmy mu głowami.

Nie czekając dłużej, przeniósł nas w miejsce bitwy. Panował spokój ze względu na to, że byliśmy w tym miejscu, zanim faktycznie pojawiliśmy się tam dawniej.

            -Musimy znaleźć Jamesa- powiedziałam cicho.

Nagle dobiegł nas przeraźliwy krzyk kobiety. Syriusz natychmiast go rozpoznał i zerwał się do biegu. Od razu pobiegliśmy za nim , a kiedy znaleźliśmy się przed salą, przez uchylone drzwi, wyraźnie było widać Dorcas, zwijającą się z bólu na podłodze. Chwyciłam ramię Blacka w ostatniej chwili. Mało brakło i popsułby wszystko, był gotowy wbiec i ratować ukochaną. Krzyki dziewczyny przeplatały się z szyderczym śmiechem Bellatrix- kuzynki Syriusza, która zadawała Meadowes ból. Mocno chwyciłam Syriusza za rękę. W jego oczach pojawiły się łzy.

            -Syriuszu, nie możesz jej pomóc. Nikt nie może nas zobaczyć- szepnęłam.

            -Nie mogę tak stać i na to patrzeć!- odparł.

            -Musisz, przyjacielu. To jedyne wyjście- powiedział spokojnie Frank, chwytając go za ramię.

            -Chodźmy stąd, poszukajmy Jamesa- odezwała się cicho Alicja.

Odejście bez zrobienia czegokolwiek było najtrudniejszą rzeczą w moim życiu. Moja przyjaciółka wiła się z bólu, a zarówno ja, jak i miłość jej życia mieliśmy idealną szansę, żeby odjąć jej cierpień, ale nie mogliśmy zrobić nic. Odciągnęłam go, chwytając jego dłoń jeszcze mocniej, a on do ostatniej chwili, wpatrywał się w tę tragiczną scenę.

Odeszliśmy w przeciwnym kierunku, a krzyki powoli cichły. Po dłuższej chwili udało nam się znaleźć Jamesa, przywiązanego do krzesła w innej sali. Obok niego krążyło dwóch Śmierciożerców, wyraźnie się ze sobą sprzeczając.

            -Mówiłem ci już, Mulciber, że to beznadziejny pomysł- powiedział dość znajomy głos.

            -Przyznaj się, że nie masz odwagi skrzywdzić tej szlamy!- krzyknął Mulciber.

            -Doskonale wiesz, że tak nie jest. Po prostu wymyśliłem coś lepszego.- W tym momencie rozpoznałam głos, a serce zabiło mi mocnej. Tajemniczą postacią był Severus Snape.

            -Zamieniam się w słuch- odparł jego towarzysz.

            -Niech Potter ją zabije- powiedział Snape, na co poczułam jak serce pęka mi na pół.- Upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu.

            -Jak chcesz przekonać tego idiotę, żeby zabił Evans?- spytał Mulciber.

            -Rusz głową Mulciber!- krzyknął Severus.

            -W zasadzie, to nie jest głupi pomysł- odparł Mulciber i wyciągnął różdżkę, ale Snape powstrzymał go natychmiast.

            -Ja to zrobię, sprowadź pozostałych- powiedział Snape, a jego towarzysz wyszedł z Sali, przechodząc zaledwie kilka centymetrów obok nas.

            -Czyli to Snape pozbawił Jamesa pamięci- szepnęła Alicja.

            -Obserwuj, to jeszcze nie jest pewne- odparł cicho Syriusz.

Znów przysłuchaliśmy się temu co mówił Severus. James był w wyraźnie słabej kondycji. Próbował się wyrwać, jednak nie miał siły. W jego oczach wyraźnie było widać ból. Snape wycelował różdżką wprost w Pottera.

            -Mógłbym cię teraz zabić za te wszystkie lata- powiedział patrząc mu prosto w oczy.- Imperio- szepnął.

Oczy Jamesa zaczęły się zmieniać, zdawały się być dużo spokojniejsze. Severus już miał go rozwiązać, ale wstrzymał się jeszcze krótką chwilę.

            -Pod żadnym pozorem nie wolno ci jej zabić. Wszystko ma wyglądać jakbyś chciał to zrobić, ale nie wolno ci jej skrzywdzić- powiedział tak cicho, że ledwo go usłyszałam.

Przyglądałam się tej scenie z niedowierzaniem. Severus wbrew pozorom uratował mi życie, sprawił, że Mulciber nie próbował mnie zabić oraz że James nie miał mnie skrzywdzić.

            -Nie zrobił tego- szepnęłam.- Nie wymazał mu pamięci.

            -Więc kto?- spytał Frank.

            -Musimy patrzeć dalej- odpowiedział Black.

Po chwili na korytarzach zaczęły rozbrzmiewać hałasy. Wyraźnie było słychać, że bitwa już się rozpoczęła. Zobaczyłam nagle samą siebie, przebiegającą tuż obok sali, w której przebywał Potter i Snape. Severus rozwiązał już Jamesa, a ten pobiegł za mną. Nie czekaliśmy ani chwili i podążyliśmy tuż za nim. Już po chwili zobaczyliśmy jak Rogacz mierzy różdżką w moje alter-ego.

            -James, to ja Lily- powiedziała druga wersja mnie.

            -Evans- odparł Rogacz.

Zobaczyliśmy wtedy, jak zza pleców James wyłania się Cameron Summers, który uratował mnie tego dnia. Podszedł już dość blisko Pottera i zawahał się na chwilę. Spojrzał w podłogę, a po chwili uniósł różdżkę i wymierzył nią w Rogacza.

            -Obliviate- szepnął prawie tak cicho, że nie dało się go dosłyszeć.

Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi. Mój przyjaciel, mój wybawiciel, zabrał mi Jamesa. Wykorzystał sytuację. Było to dla mnie tak bezwzględne posunięcie, że nie byłabym w stanie znów spojrzeć na Summersa. Poczułam jak mój gniew rośnie.

Chwilę później powalił Pottera jednym z zaklęć niewerbalnych, a moje alter-ego rzuciło mu się na szyję. Poczułam jak zbiera mi się na wymioty.

            -Co za gnida- szepnął Black.

            -Nie daruję mu tego- powiedziałam.


Black obdarzył mnie huncwockim spojrzeniem, tym które znaczy, że knuje coś niedobrego.

***

~Narracja trzecioosobowa~

Dorcas Meadowes przemierzała spokojnie ulicę Pokątną, wpatrując się uważnie w spadające z nieba płatki śniegu. Powoli zaczynało robić się ciemno, a więc porozwieszane na budynkach światełka wprowadzały magiczną atmosferę. Dorcas szczególnie bała się teraz ciemności, a więc kurczowo ściskała różdżkę, która znajdowała się w kieszeni jej płaszcza. Ostatnimi czasy starała się opanować to co dzieje się w jej głowie i może właśnie dlatego postanowiła wybrać się na spacer. Wokół niej nie było zbyt wielu osób, więc szczególnie udawało jej się zwrócić uwagę na każdego z osobna.

Dwójka dzieci biegała wokół kobiety podśpiewując wesoło kolędy. Ich mama śmiała się cicho, a jednocześnie próbowała opanować ich nadmiar energii.

W ich kierunku szedł mężczyzna, który z każdym krokiem uśmiechał się coraz bardziej. Po chwili, dwie biegające dziewczynki rzuciły się na mężczyznę i mocno go uściskały.

Na ten widok Dorcas uśmiechnęła się delikatnie. Wpatrywała się w szczęśliwą rodzinę dość długo, wciąż idąc powoli przed siebie. Nie zauważyła nawet kiedy na kogoś wpadła.

            -Och, przepraszam- szepnęła.

Mężczyzna na którego wpadła był dość postawny, bardzo elegancki i aż biło od niego arystokratyczne pochodzenie. Jego włosy były dość długie i śnieżnobiałe. Dorcas spłonęła rumieńcem, kiedy spotkała jego przenikliwe spojrzenie.

            -Nic się pani nie stało?- spytał uprzejmie mężczyzna.

            -Wszystko w porządku- powiedziała radośnie i wyciągnęła rękę przed siebie- Dorcas Meadowes.

Mężczyzna ujął jej dłoń i ucałował jej wierzch, na co policzki Meadowes znów zapłonęły.

            -Corban Yaxley, bardzo mi miło- odparł znów lustrując dziewczynę wzrokiem.- Co się stało, że taka piękna kobieta chodzi tu sama w Boże Narodzenie?

            -Wyszłam się przewietrzyć i zapatrzyłam się- odparła obdarzając mężczyznę kolejnym uśmiechem.

            -Powinienem chyba podziękować Merlinowi, że akurat na mnie wpadłaś, panno Meadowes- powiedział.- Nie mogę teraz pozwolić, żebyś została sama. Jest tu dość niebezpiecznie o tej porze.

            -Och, nie trzeba, dam sobie radę- odpowiedziała radośnie.

            -W to nie wątpię, na pewno jesteś bardzo uzdolnioną czarownicą. Niemniej jednak, chętnie cię odprowadzę skoro już los połączył nasze wieczory- powiedział i wyciągnął ramię w jej kierunku.

Dorcas oczarowana mężczyzną nie czekała ani chwili i chwyciła go pod ramię, aby resztę wieczoru spędzić z nowo poznanym towarzyszem.


1 komentarz:

Theme by MIA