poniedziałek, 17 sierpnia 2020

46. Spotkamy się znów


            Wszystkie kończyny mnie bolały, ale powoli dochodziłam do siebie. Ułożyłam się wygodnie na kanapie w salonie, a Ann przykryła mnie kocem. Momentalnie poczułam się lepiej, przynajmniej psychicznie.

            -Jak się czujesz, Lily?- spytała troskliwie.

            -Już lepiej, zaraz mi przejdzie- odpowiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie, wiedząc, że grymas bólu lekko popsuł moje plany pokrzepienia serca przyjaciółki.

Marlena chodziła nerwowo z jednego końca pokoju do drugiego i co jakiś czas przeklinała pod nosem. Była wyraźnie podirytowana obecną sytuacją.

            -Co jej strzeliło do głowy, żeby zadawać się z tym Śmierciożercą?- spytała nerwowo.

            -Dorcas bardzo oberwała, chciała się odciąć od walki, a przypadkiem weszła w sam jej środek- odpowiedziałam.

            -To chyba jasne, że jeśli jesteś członkiem Zakonu, to każdego dnia ryzykujesz własnym życiem dla większego celu. Jeśli nie była świadoma zagrożenia, to dlaczego w ogóle chciała do niego wstąpić?- Z każdym kolejnym słowem, słychać było jak Marlenie rośnie ciśnienie.

            -Nie ma o czym rozmawiać, było, minęło. Miejmy nadzieję, że niedługo wszystko się rozwiąże. Dorcas chyba oprzytomniała- dodała Ann, siadając wygodnie w fotelu i popijając łyk herbaty.

Nagle mocno zawiał wiatr i otworzył okno, przez co podskoczyłam przestraszona na kanapie. Marlena zmierzyła nas czujnym spojrzeniem, po czym podeszła do niego i zamknęła je, rozglądając się bacznie po okolicy. Dookoła było całkowicie ciemno, nie było widać nawet śladu czyjejś obecności.

            -Niech ta zima się już skończy, wszystko w niej mnie przeraża, nawet głupi wiatr- powiedziała Ann.

Po chwili znów zawiało, ale tym razem poza otwartym oknem, przeraziła mnie kompletna ciemność. Wszystkie światła zgasły momentalnie, więc szybko chwyciłam różdżkę i oświetliłam pokój, a moje przyjaciółki zrobiły to samo.

            -Coś jest nie tak, chodźmy stąd- powiedziała zdeterminowana Marlena.

Szybko wstałam z kanapy, nie zważając na ból w mięśniach i stanęłam obok McKinnon. W tym momencie światła w domu znów zabłysnęły.

            -Ann, stań obok nas- powiedziała Marlena, ale nie zdążyła już nic zrobić, bo w domu pojawiło się nagle pięć zakapturzonych postaci.

            -Drętwota.- McKinnon nie czekała ani minuty i wycelowała zaklęciem w jednego ze Śmierciożerców, ale ten odparł atak, celując wiązką czarów prosto w nas.

Ja również odpierałam ataki, szybko i zręcznie. Marlena i ja stałyśmy do siebie plecami, pojedynkując się finalnie z czterema Śmierciożercami. Ann, w drugim końcu pokoju dzielnie walczyła z ostatnim z nich. Nagle, w domku pojawiła się jeszcze jedna osoba. Młody mężczyzna, który nie chował swojej śmiertelnie bladej, ostro zarysowanej twarzy. Jego przekrwione oczy w kolorze ciemnego brązu skierowały się prosto na mnie. Kiedy nasze spojrzenia spotkały się, przeszedł mnie zimny dreszcz. Sparaliżował mnie. Mężczyzna uśmiechnął się nieznacznie i uniósł rękę do góry, a Śmierciożercy zaprzestali ataku i stanęli tuż za nim. Po chwili przeniósł wzrok na przerażoną Ann.

            -Nie bój się, przed wami świetlana przyszłość, panno Wilkinson- powiedział głosem tak przerażającym, że przeszedł mnie kolejny zimny dreszcz.- Nie przyszedłem tu, aby was skrzywdzić. Jesteście wyjątkowo zdolnymi czarodziejami, pokazaliście to wielokrotnie przeciwstawiając się moim poplecznikom.

W tym momencie w domu pojawili się pozostali, którzy udali się na rozmowę z dyrektorem. Zdawali się wiedzieć co może na nich czekać, ponieważ mocno trzymali już różdżki, skierowane prosto w Śmierciożerców. Jednak widok mężczyzny sparaliżował ich tak samo jak mnie.

            -Dobrze więc, skoro już wszyscy jesteśmy, kontynuujmy. Panno Wilkinson, właśnie stanęła przed tobą szansa, na wieczną chwałę i potęgę. Dołącz do mnie, a wspólnie zbudujemy nowy świat- powiedział przeszywając Ann wzrokiem.

Dziewczyna drgnęła po raz kolejny, ale nie odwróciła wzroku.

            -Nigdy- powiedziała dobitnie, mierząc w niego różdżką.

Mężczyzna po raz kolejny delikatnie się uśmiechnął i spojrzał w podłogę. Jego twarz przybrała rozbawiony wyraz. Pokiwał zrezygnowany głową i uśmiechnął się szerzej. Niepostrzeżenie wyciągnął różdżkę i skierował w moją przyjaciółkę. Nie byliśmy w stanie już zrobić nic.

            -Avada Kedavra- powiedział, a zielony promień uderzył w Ann, która padła na ziemię, bez życia.

            -Nie!- krzyknęłam i podbiegłam do ciała dziewczyny.

Pochyliłam się nad zimną twarzą Ann, a po moim policzku łzy popłynęły strumieniami. Czułam jakby mi ktoś wyrwał serce. Rosła we mnie nieznana dotąd nienawiść, połączona z całkowitą bezsilnością.

 

 

 

Po chwili, tuż obok mnie znalazł się Remus i chwycił dziewczynę, mocno biorąc ją w ramiona i tuląc do swojej klatki piersiowej. On również zanosił się płaczem, a ja nigdy wcześniej nie widziałam w nim tyle bólu.

            -Wzruszające- powiedział Voldemort.- Widzicie już, że to jedyna droga. Dołączcie do mnie lub zgińcie.

Spojrzałam na niego z nienawiścią, która przeszywała moje ciało od góry do dołu.

            -Nigdy do ciebie nie dołączymy, jeśli mam za to zginąć, proszę bardzo, zrób to!- krzyknęłam.

            -Lily- powiedział James i momentalnie znalazł się tuż przede mną. Zasłonił mnie własnym ciałem.

            -Jesteś naprawdę wyjątkowo zdolną szlamą, dużo o tobie słyszałem- powiedział kierując swoje słowa do mnie.- Myślę, że mógłbym nawet zlekceważyć twoje brudne pochodzenie, jeśli tylko przysięgniesz mi posłuszeństwo i wykorzystasz swoje talenty w moich szeregach.

            -Powiedziała wyraźnie, że do ciebie nie dołączy. Żadne z nas tego nie zrobi- odparł wściekły James, celując różdżką w Voldemorta.

            -Potter, twoja rodzina już dawno powinna była mnie poprzeć- powiedział Voldemort.

            -Moja już ci nie wystarczy?- spytał Syriusz, pojawiając się już obok nas.

            -Och tak, pan Black, jakże mógłbym zapomnieć. Tylko ciebie brakuje w moich szeregach. Nie nauczono cię, że nie ma nic ważniejszego niż rodzina?

            -Moja rodzina jest tutaj i będę jej bronił- dodał Łapa, również celując różdżką w przeciwnika.

            -Więc może pozostali?- tym razem skierował się do Alicji, Franka, Marleny oraz Dorcas.

            -James wyraził się jasno, nigdy do ciebie nie przystaniemy- dodała Alicja.

Uśmiech Voldemorta zniknął, a na jego twarzy pojawiło się zniesmaczenie. Wyraźnie nie spodobał mu się nasz opór.

            -Niech będzie jak chcecie- odparł.- A zatem…

Nie zdążył dokończyć, bo w pomieszczeniu pojawił się Dumbledore wraz z Moody’m i innymi aurorami. Voldemort zmierzył dyrektora lodowatym spojrzeniem i po prostu zniknął. Uciekł jak tchórz, zamiast dokończyć dzieła. Ja po raz kolejny pochyliłam się nad ciałem przyjaciółki, a rozpacz przeszyła moje ciało całkowicie. 

***

            Czułam jakby coś we mnie umarło, jakby kawałek mojego serca już nigdy miał nie zabić. Dormitorium było puste jak nigdy, mimo, że przebywało w nim tyle osób. Wpatrywałam się w płomień świecy, ściskając mocno rękę Remusa. Gdyby nie ciepło jego ciała, myślałabym, że jest martwy. Bezradnie wpatrywał się w ten sam punkt co ja, a oczy miał czerwone od łez. Dorcas i Alicja usnęły na siedząco, opierając się głowami o łóżko Ann. Peter nerwowo rozglądał się z prawej do lewej strony, starając się nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Absolutna cisza otaczała nas wszystkich. Po chwili przerwało ją przybycie Jamesa, Syriusza i Katie, która mimo, że ostatnio odsunęła się od nas, nie wyobrażała sobie być gdziekolwiek indziej. James podszedł do mnie i Remusa i podał nam kubki z gorącą herbatą, na którą Lunatyk nawet nie spojrzał. Obdarzyłam Pottera uśmiechem tak nikłym, że ledwo mógł go zauważyć. Syriusz otulił kocem Dorcas i Alicję, a następnie również usiadł obok nas.

            -Rozmawiałem z Dumbledore’m- zaczął James.

            -O czym?- spytał z nutką pogardy Remus, wciąż wpatrując się w płomień świecy.

            -Za godzinę wszyscy uczniowie mają zebrać się w wielkiej Sali- dodał Black.

            -Jeśli powie o niej chociaż słowo…- odparł Remus, ale udało mi się powstrzymać go od powiedzenia czegoś, czego mógłby żałować. Ścisnęłam jego dłoń mocnej, więc chłopak przerwał, ale tym razem utkwił swoje pełne bólu spojrzenie w Potterze, który wyraźnie chciał powiedzieć coś jeszcze.

            -Powiedział coś jeszcze.- Tym razem to w jego spojrzeniu odnalazłam ból.

 

 

 

            -Co takiego?- spytałam.

            -Chodzi o Valerie. Ona nie wróci już do Hogwartu- powiedział James.

            -I bardzo dobrze, jeszcze tego by brakowało- odpowiedziałam na tyle głośno, że Dorcas zaczęła się przebudzać.

Syriusz natychmiast znalazł się obok niej z kubkiem herbaty, na co dziewczyna odpowiedziała mu delikatnym uśmiechem.

            -Evans, tu chodzi o coś więcej- dodał Łapa.- To zdjęcie, które znaleźliśmy u Borgina & Burkes’a przedstawiało ją i jej brata, Laurent, który…

            -Był Śmierciożercą- dokończył Potter.

            -Jak to? O kim mowa?- spytała nieświadoma Dorcas.

            -To dłuższa historia, wszystko ci opowiem- odpowiedział Łapa, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.

            -Był Śmierciożercą?- spytałam.

            -Zmarł kilka miesięcy temu- odpowiedział Syriusz.

            -Nie wróci już do szkoły, bo przystała do nich- powiedział James, a ja poczułam jak podnosi mi się ciśnienie.

Remus zacisnął wszystkie mięśnie i wyrwał dłoń z mojej.

            -Wiedziałem od początku, że z nią jest coś nie tak! To pewnie wszystko jej wina!- wykrzyczał Remus, a w jego oczach pojawiła się kolejna fala łez.

            -Remusie, nie mów tak, to wszystko moja wina, wiesz dobrze o tym- powiedziała smutno Dorcas, zbliżając się do chłopaka.- Zrozumiem jeśli nigdy mi tego nie wybaczysz, bo ja sama sobie nigdy nie wybaczę.

            -Dorcas, oni cię zaczarowali, nie miałaś na to wpływu!- krzyknęłam.

            -Gdybym nie odgrywała wielce skrzywdzonej przez życie i nie odsunęła się od was, nic by się nie stało- odparła, a po jej policzku popłynęła łza.

            -Nie wiedziałaś, że pojawią się w domku, nie taki mieli plan- powiedziałam przytulając przyjaciółkę do siebie.

            -Valerie im powiedziała gdzie jesteśmy- powiedział James wpatrując się w dal.

            -Zabiję ją, przez nią Ann nie żyje!- wykrzyczał wściekły Remus i ruszył nerwowo w kierunku drzwi.

            -Remusie!- Syriusz zagrodził mu drogę i położył ręce na jego ramionach.

Lunatyk nie wytrzymał przypływu emocji i usiadł bezsilny na podłodze.

            -Musimy być lepsi niż oni- dodał Łapa obejmując przyjaciela.

Spojrzenie Jamesa było pełne bólu, czułam że ciężko jest mu przyjąć do wiadomości, że ktoś kogo uważał do niedawna za przyjaciółkę, zdradził jego i doprowadził do tragedii. Dorcas zauważyła, że wpatruję się smutno w chłopaka i kiwnęła mi głową na znak, że powinnam iść do niego, a sama odeszła w kierunku Alicji. Podeszłam spokojnie do chłopaka i uklęknęłam naprzeciwko niego. Objęłam go mocno rękoma i pogładziłam dłonią po burzy włosów.

            -Przepraszam was wszystkich, ja po prostu jej ufałem. Byłem taki głupi- powiedział cicho Potter.

            -Rogaczu, gdyby nie ty, zapewne połowa z nas by już nie żyła- powiedział Łapa nadal trzymając Remusa.

            -Przetrwamy to- szepnęłam i poczułam jak jego ramiona zaciskają się na mnie.

Naprawdę chciałam w to wierzyć.

***

            Wielka sala nigdy nie wydawała mi się tak pełna jak tego wieczora. Przy stołach zebrali się uczniowie wszystkich domów, a większość z nich siedziała w milczeniu, oczekując aż Albus Dumbledore zacznie swoje przemówienie.

Po krótkiej chwili, dyrektor wstał i stanął twarzą do nas, mając w oczach wiele smutku.

            -Zapewne doskonale wiecie dlaczego się tutaj zebraliśmy- zaczął.

            -Nie wytrzymam- szepnął Remus i już chciał wstać, ale Dorcas chwyciła go za ramię i zatrzymała.

            -Dasz radę, Ann nie chciałaby, żebyś uciekał- powiedziała cicho, a na twarz Remusa wpłynęła kolejna dawka bólu.

Mimo szargających nim emocji, postanowił wziąć się w garść i zajął z powrotem swoje miejsce.

            -Musicie wiedzieć, że ciemność otacza nas z każdej strony i pochłania coraz więcej niewinnych serc. Nastały bardzo niespokojne czasy, kiedy każdy z nas musi wybierać po której stanie stronie. Nie pozwólcie na rozprzestrzenianie się tej ciemności, w której nikt nie jest bezpieczny. Musimy być światłem, które póki świeci, podtrzymuje nadzieję na lepsze czasy.- Słowa Dumbledore’a ugodziły w niejedno serce.

Spojrzałam na twarz Remusa, któremu coraz ciężej było utrzymać emocje. Jego twarz była bledsza niż zwykle, a oczy przekrwione. Wpatrywał się uważnie w stół, na którym nic nie stało. Przeniosłam swój wzrok na siedzącego obok, Jamesa, który od razu gdy zwrócił uwagę na moje spojrzenie, chwycił mnie za rękę. Jego twarz również wyrażała ból, ale była spokojna. Ten spokój dodawał mi siły.

            -Poprzedniej nocy, z ręki Lorda Voldemorta, zginęła jedna z naszych uczennic. Znaliście Anette Wilkinson jako młodą, utalentowaną czarownicę, która uśmiechała się każdego dnia, a swoją radością zarażała wszystkich wokół. Musicie wiedzieć, dlaczego waszą koleżankę spotkał tak straszny los. Ann osobiście przeciwstawiła się wrogowi, ponieważ jej serce było czyste do samego końca. Panna Wilkinson wykazała się wielką odwagą, która powinna być dla nas wszystkich przykładem. I choć więcej nie zasiądzie z nami w murach tego zamku, wiedzcie dokładnie, że spotkamy się znów- zakończył Dumbledore i znów zajął swoje miejsce.

Tego wieczora nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Jedyne o czym myślałam, to uśmiech mojej przyjaciółki, który zgasł na zawsze.

3 komentarze:

  1. Jeny ryczę po prostu... Przepięknie to opisałaś i wspaniale oddałaś uczucia bohaterów... Cudowny i wzruszający rozdział. Czekam na kolejny, miłego dnia i pozdrawiam ❤🤍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie komentarze sprawiają, że moja wena rośnie o 200% w górę. DZIĘKUJĘ <3

      Usuń

Theme by MIA