piątek, 11 września 2020

47. W dobrą stronę


Od śmierci Ann minął już ponad miesiąc, a nikt z nas nie mógł się w pełni otrząsnąć. Oczywiście, było lepiej, o ile w ogóle można tak powiedzieć, ale z pewnością nie można było stwierdzić, że jest dobrze. Szczególnie Remus źle znosił całą tą sytuację, a jeszcze więcej problemów przysporzyła mu miniona pełnia. Wilkołak po przemianie nie jest świadom kim był i nie powinien mieć ludzkich wspomnień, jednak tym razem, nawet bestia w Lunatyku czuła, że chłopak bardzo cierpi. Omal nie zabił Syriusza, który chodzi teraz z połamaną w trzech miejscach ręką. Oczywiście kiedy Remus oprzytomniał, dopadły go jeszcze większe wyrzuty sumienia i kompletnie zamknął się w sobie. Nigdy nie widziałam też pozostałych Huncwotów tak przejętych.

Siedziałam w pokoju wspólnym lustrując wzrokiem podręcznik do eliksirów, co jakiś czas przenosząc spojrzenie na krążącego nerwowo wokół stołu Jamesa. Jego zachowanie przestało mnie dziwić dawno temu. Był po prostu NAWIEDZONY, szczególnie jeśli chodzi o przyjaciół. Emocje nie pozwalały mu usiedzieć na tyłku. Syriusz siedział naprzeciwko mnie i nerwowo patrzył w podłogę, gładząc się po gipsie. Co jakiś czas z ust jego oraz z ust Jamesa wydobywały się przekleństwa, jakby uznali to za jakiś niesamowity sposób wymiany myśli. Nagle Potter przeklął głośniej niż poprzednio, a więc i moje ciśnienie podskoczyło.

-Możesz przestać?- zgromiłam go wzrokiem.

Ten tylko spojrzał na mnie przepraszająco i wrócił do bezsensownego przemierzania pokoju.

            -Rogaczu, nawet mnie zacząłeś doprowadzać do szału, może polataj sobie na miotle czy coś, bo masz nadmiar energii- powiedział Syriusz przenosząc w końcu wzrok na przyjaciela.

James już miał mu odpowiedzieć, ale w tym momencie do pokoju wspólnego wparowała Dorcas. Stanęła jak wryta i dłuższą chwilę zajęło jej zanim się odezwała. Kolejne dziwne zachowanie tego dnia. Czy w tej szkole kiedyś będzie normalnie?

            -Hej Dor- odezwałam się, ale przyjaciółka nawet na mnie nie spojrzała.

            -Syriuszu, możemy pogadać?- spytała Blacka.

Łapa wzdrygnął się na dźwięk swojego imienia i przerażony spojrzał na dziewczynę, co najmniej jakby ktoś właśnie mu powiedział, że spędzi dożywocie w Azkabanie. Nie udało im się jeszcze porozmawiać w cztery oczy od czasów Sylwestra.

            -Eee, chyba tak- odpowiedział po dłuższej chwili, mierzwiąc sobie włosy.- Możemy pójść…

            -Nie, zostańcie!- odparł nagle James.

Spojrzałam na niego badawczo, czekając aż wyjaśni swoje kolejne dziwne zachowanie.

            -James? To chyba ma być prywatna rozmowa.- Wyjątkowo zaakcentowałam dwa ostatnie słowa, żeby dotarło do niego, że to kolejny zły pomysł.

            -Nie jestem idiotą, Evans. Chodź- powiedział patrząc na mnie znacząco i ciągnąc mnie za rękę w kierunku drzwi.

Nie zdążyłam nawet odłożyć podręcznika i już stałam przy wyjściu z pokoju wspólnego, trzymana mocno za ramię przez Jamesa. Dorcas i Syriusz zostali sami, a my przemierzaliśmy korytarze Hogwartu, idąc w nieznanym kierunku. Rogacz nadal ciągnął mnie za ramię, nie mówiąc ani słowa, co przeogromnie mnie zirytowało.

            -Potter, co się do cholery z tobą dzieje?- spytałam zatrzymując się gwałtownie.

James spojrzał na mnie zaskoczony i momentalnie posmutniał.

            -Sam nie wiem, Lily. Remus chyba popadł w jeszcze większą depresję niż kiedykolwiek, Peter co chwilę gdzieś znika, żeby nie musieć rozmawiać o niewygodnym temacie, a Syriusz wciąż jest załamany sytuacją z Dorcas, ale tym razem nawet nie może o tym mówić, żeby nie dobijać Remusa. Przy nich to chyba i ja zwariowałem.- powiedział przyciągając mnie do siebie i zamykając w uścisku.

            -Oj tak Potter, zwariowałeś już do końca- odparłam przytulając go mocniej.

Od ponad miesiąca nie udało nam się nawet normalnie porozmawiać, chyba że liczymy jego monologi o Quidditchu lub moje o OWTM-ach. Miło, że nareszcie poruszył ze mną drażniący go temat.

            -Lily?- odezwał się nagle.

            -Tak?- spojrzałam mu głęboko w oczy.

            -Tęskniłem za tobą- szepnął.

            -James, przecież widujemy się codziennie- odparłam.

            -Co z tego, skoro wiecznie ktoś z nami jest, a nasze rozmowy dotyczą tylko i wyłącznie szkoły?- W jego głosie dało się usłyszeć nutkę irytacji.

            -Teraz jestem cała twoja.- Uśmiechnęłam się szeroko, mając nadzieję, że tym gestem trochę go uspokoję, jednak jego wyraz twarzy nie zmienił się na tak błogi, jaki chciałam osiągnąć. W jego oczach pojawiły się znane mi dobrze iskierki.

Potter spojrzał na mnie znacząco i nie czekał dłużej. Mocno wpił się w moje usta, łapiąc mnie za tył głowy, aby odchylić ją i umożliwić sobie łatwiejsze kierowanie mną. Jego pocałunki były szalenie intensywne. James popchnął mnie delikatnie w kierunku ściany, tak, że po chwili stałam o nią oparta, a ciało Pottera przytwierdzało mnie do niej coraz mocniej. Między nami nie było nawet centymetra odstępu. Poczułam znajomy ścisk w dole brzucha, a do mojej głowy napłynęła adrenalina. Nie pozostałam mu dłużna i przejęłam inicjatywę. Chwyciłam jego twarz w dłonie i mocno przyciągnęłam do siebie, obdarzając go falą intensywnych pocałunków, w których to ja byłam górą. Po chwili Potter oderwał się ode mnie i spojrzał na mnie wygłodniałym wzrokiem, którego nie widziałam nigdy wcześniej.

            -Jeśli zaraz cię nie dotknę to chyba wysadzę tą szkołę w powietrze- powiedział dysząc.

Moje serce zabiło tak mocno, że aż zakręciło mi się w głowie. Nie zdążyłam się otrząsnąć, a już stałam w pobliskim pomieszczeniu, który okazał się być schowkiem na miotły. Pomieszczenie oświetlała tylko różdżka Pottera, a więc dokładnie widziałam jego wzrok. Czułam całym ciałem jak mnie pragnął, a ja pragnęłam jego. Jednak w głowie pozostawały mi resztki rozsądku. James nie miał go za grosz, a więc znów mocno przyciągnął mnie do siebie i wpił się w moje usta.

            -James- powiedziałam między pocałunkami.- Chyba. Oszalałeś. Jesteśmy. W. Szkole.

Potter zdawał się kompletnie nie przejąć moimi słowami. Jedyne co zrobił to zamknął drzwi zaklęciem i wrócił do poprzedniej czynności, jaką było obdarowywanie mnie intensywnymi pocałunkami. Jego ręka zręcznie powędrowała pod moją bluzkę i jednym silnym ruchem zlikwidował dystans między nami.

            -Co ty ze mną robisz, Evans?- powiedział odrywając się ode mnie na chwilę.

Chwycił mnie mocno w talii i posadził na stoliku pełnym przedmiotów służących do sprzątania. Oplotłam go mocno nogami, a on przeniósł rękę pod moją spódniczkę. Kiedy jego ręka dotarła do mojej bielizny, wzdrygnęłam się, ale nie dałam tego po sobie poznać. Chwyciłam mocno jego koszulę i w dość niekontrolowany sposób oderwałam z niej kilka guzików, próbując ją normalnie zdjąć. Cała się trzęsłam, a więc po chwili koszula leżała już na podłodze, bez guzików, a jej właściciel, nie dość, że kompletnie się tym nie przejął, to uznał to za pozwolenie na zerwanie ze mnie koronkowych majtek, w niezbyt delikatny sposób. Poczułam w tym momencie delikatny ból, który został zredukowany przez wszystkie buzujące we mnie emocje. Wbiłam paznokcie w ramię Jamesa, a ten delikatnie się wzdrygnął, ale kontynuował pozbywanie się swojego paska od spodni, cały czas całując moje usta. Poczułam się jak największa ździra w Hogwarcie. Kto by pomyślał, że jestem zdolna do takich czynów w szkole? Z całą pewnością nie Lily Evans sprzed roku. Po chwili już nie miałam na sobie koszuli, a Potter spojrzał na mnie badawczo. Poczułam jak na moją twarz wpływa wielki rumieniec.

            -Jesteś taka piękna- szepnął prosto do mojego ucha, a mnie po raz kolejny przeszły dreszcze.

Przyciągnęłam twarz Jamesa do mojej i złożyłam na jego ustach mocny pocałunek, przygryzając jego dolną wargę. Ten czyn sprawił, że Potter już nie mógł się opanować. Dużo mocniej niż ostatnio, wszedł we mnie, a moje ciało zdawało się rozpaść na kawałki. Tym razem nie był delikatny jak w domku na drzewie. Poruszał się coraz odważniej, a każdy mój mocniejszy dotyk uznawał za zachętę do kolejnych pieszczot. Nie przestając, całował kolejno moją szyję, dekolt oraz piersi. Westchnęłam głośno, na co James zamknął mi szybko usta pocałunkiem. Moje ciało należało do niego, byłam całkowicie zależna od jego gestów i bardzo chętnie się im poddawałam. Chwila uniesienia trwała i trwała, aż poczułam jak przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz i mocno przygryzłam wargę. Potter doskonale wyczuł moment i również poddał się temu uczuciu i po chwili opadł głową na moje ramię i zaprzestał wszystkich czynności. Oddychaliśmy nierównomiernie i bardzo głęboko, w pomieszczeniu było słychać tylko wydychane przez nas powietrze.

            -Kto by pomyślał, pruderyjna Evans w schowku na miotły- szepnął znów prosto do mojego ucha.

Kolejny dreszcz przeszył moje ciało.

            -Och zamknij się, idioto- powiedziałam cichutko i po raz kolejny pocałowałam go prosto w usta, tym razem delikatnie i czule.

Sama nie mogłam uwierzyć w moją przemianę. Dawna Lily nigdy w życiu nie zrobiłaby czegoś takiego, a już w szczególności nie z Potterem. Teraz cała należałam do niego, oddałam mu swoje serce i wydawało mi się to najlepszą decyzją jaką kiedykolwiek podjęłam. Zapomniałam już o wszystkich spięciach między nami, nawet o sytuacji z utratą pamięci. W obecnych, niespokojnych czasach, nie warto tracić szczęścia, bo nikt nie wie jak wiele nam go zostało.

            -James?- szepnęłam.

            -Tak?

            -Nie uważasz, że zmieniłam się na grosze?- spytałam patrząc głęboko w jego oczy, z których natychmiast wyczytałam rozbawienie.

Chłopak zaśmiał się cicho.

            -W ogóle się nie zmieniłaś, Lily- powiedział z uśmiechem.- Zawsze taka byłaś, tylko sama siebie oszukiwałaś.

            -To nie prawda!- odparłam nerwowo.

            -Ależ prawda. Nie rozumiem tylko dlaczego tak długo się hamowałaś. Zawsze miałaś temperament- odpowiedział znów chwytając mnie w talii.- I cieszę się, że pokazujesz go mnie, a nie komuś innemu.

            -Zawsze byłeś tylko ty- powiedziałam kładąc rękę na jego policzku.

            -Kolejne kłamstwo, nieładnie panno Evans- odpowiedział z przygaszonym uśmiechem.

 


 

            -O czym ty mówisz? Żaden z moich byłych chłopaków nie był dla mnie tak ważny jak ty jesteś.

            -Nie mówię o twoich byłych, Lily- powiedział i posmutniał całkowicie, wtedy już wiedziałam o co mu chodzi.

Snape.

            -Nigdy go nie kochałam!- zaprotestowałam natychmiast.

            -Kochałaś- odpowiedział bez emocji.

            -Nie w ten sposób- odparłam stanowczo.

            -Wiem. Ale był dla ciebie ważniejszy niż ktokolwiek wcześniej- powiedział i spojrzał mi głęboko w oczy.

            -Dopóki nie zrozumiałam co do ciebie czuję. Nigdy się do niego nie porównuj, proszę.- Oparłam czoło o jego czoło.- Snape to przeszłość, wybrał inną drogę.

            -Wiem o tym. Przestańmy się proszę oszukiwać, nie udawaj, że nigdy nic dla ciebie nie znaczył- powiedział nerwowo.

            -W takim razie, co z Valerie?- spytałam, odpychając go na długość ręki.

            -Co z nią?- Zdawał się nie wiedzieć o czym mówię.

            -Ty mi powiedz- odparłam podirytowana.

            -To tylko koleżanka, a teraz już nawet nie.- Wbił wzrok w podłogę, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że kłamie.

            -Myślałam, że mieliśmy się nie oszukiwać- wyjąkałam.

            -Co chcesz wiedzieć? Że zależało mi na niej? Zależało. Chcesz usłyszeć, że byliśmy blisko? Byliśmy.- wykrzyknął.- Mam powiedzieć, że była równie ważna jak ty? Nigdy tego nie powiem, bo nikt nigdy nie był tak ważny jak ty i mam nadzieję, że niedługo to w końcu zrozumiesz!

Zabrakło mi słów. Z jednej strony byłam wściekła za jego wyznanie, z drugiej byłam zła na siebie, bo sama go do niego sprowokowałam, a z trzeciej poczułam w końcu, że pewna bariera między nami zniknęła. Nie powiedziałam nic, tylko przytuliłam się mocno do chłopaka.

            -Kto by pomyślał? Napuszony Potter mówi szczerze o uczuciach.- Zaśmialiśmy się w tej samej chwili.

            -Napuszony Potter, wiecznie zakochany w Już-Nie-Tak-Niedostępnej-Evans. A mogłaś mnie po prostu posłuchać, kiedy mówiłem ci już na pierwszym roku, że będziesz moja, uniknęlibyśmy kilku siniaków- powiedział prześmiewczo.

            -Nadal jesteś napuszony- powiedziałam kręcąc głową w niedowierzaniu.

            -Takiego mnie kochasz, Evans- odpowiedział z szerokim uśmiechem i jeszcze raz przyciągnął mnie do siebie, obdarowując kolejnym pocałunkiem. 

 

***


~Narracja trzecioosobowa~

James i Lily opuścili w pośpiechu pokój wspólny Gryffindoru, zostawiając Dorcas i Syriusza samych. W powietrzu wisiało napięcie takie, że para zdawała się piorunować wszystkich dookoła. Od Sylwestra nie mieli jeszcze okazji szczerze porozmawiać o minionych wydarzeniach. Dorcas zmartwiona usiadła na kanapie tuż obok Blacka, który wciąż gładził ręką gips, ale tym razem nie wpatrywał się już w podłogę. Jego spojrzenie spoczęło na dziewczynie.

-O czym chciałaś porozmawiać?- spytał uśmiechając się delikatnie, aby dodać Meadowes odwagi.

-Chciałam cię w końcu przeprosić za wszystko- odpowiedziała po chwili, głosem tak smutnym jakiego wcześniej nie słyszał.

Serce Blacka zabiło mocniej, tak długo czekał na porozumienie między nimi, że teraz nie był w stanie uwierzyć, że tak chwila w końcu przyszła.

            -Obwiniłam was za moją krzywdę, zachowałam się jak obrażone dziecko i przez to naraziłam was na niebezpieczeństwo.- Kontynuowała.- Szczególnie zraniłam ciebie, Syriuszu. Przepraszam.

W jej oczach pojawiły się łzy, na co Black od razu zareagował i wolną ręką objął dziewczynę.

            -Nie obwiniaj się, Meadowes. Nie jesteś niczemu winna- odpowiedział.

            -A właśnie, że jestem, gdybym nie była tak głupia, Ann by żyła- powiedziała już zanosząc się płaczem.

            -Doskonale wiesz, że gdyby nie ty i twoje wyznanie, nie tylko Ann byłaby martwa, ale prawdopodobnie my wszyscy, a już na pewno Lily i Marlena- dodał Syriusz.

Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie, powoli odprężając mięśnie, które do tej pory miała ściśnięte jak nigdy.

            -Nie nienawidzisz mnie?- spytała.

            -Ciebie się nie da nienawidzić, Dorcas- odpowiedział i dotknął ręką jej policzka.

Dziewczyna zareagowała natychmiast i odsunęła się od chłopaka na kilka metrów. Black obdarzył ją zaskoczonym spojrzeniem. Wszystko wskazywało na to, że założył, że od tej chwili między nimi już wszystko będzie po staremu. Dorcas miała jednak inne plany.

            -Jest mi strasznie przykro, ale Syriuszu, my nie możemy być razem- powiedziała i praktycznie usłyszała jak chłopakowi pęka serce.

            -Meadowes, nie wygłupiaj się- dodał swoim typowo „szarmanckim” tonem, kompletnie nie zdając sobie sprawy, że to delikatnie nie na miejscu.

            -Posłuchaj mnie uważnie, Black.- Zaczęła, piorunując go wzrokiem.- Jestem w tobie zakochana jak idiotka i wręcz mogę się tak nazywać, bo jesteś zakochanym w sobie dupkiem, a ja nadal za tobą szaleję, ale przeżyłam ostatnio tyle bólu, że nie zamierzam go sobie dodawać.

            -Zwariowałaś?- spytał nerwowo.

            -Najwyraźniej. Potrzebuję czasu na otrząśnięcie się, a jeśli zechcesz to uszanować, to zrobisz to bez gadania. Jeśli nie, droga wolna, Black, na świecie jest wiele kobiet- powiedziała stanowczo jak nigdy.

Syriusz prychnął i przewrócił oczami. Dorcas już miała wstać, ale Łapa zręcznie chwycił ją za rękę i przyciągnął do siebie tak, że dziewczyna wylądowała prosto na jego kolanach.

            -Zawsze przyciągały mnie idiotki zakochane w dupku takim jak ja- powiedział z uśmiechem.

Tym razem do Dorcas prychnęła i znów spróbowała wstać, jednak Black jej nie pozwolił.

            -Na ciebie mogę czekać ile trzeba, nawet całe życie- dodał szeptem prosto w jej usta.

Ich serca momentalnie przyspieszyły, a twarze dzieliło tylko kilka centymetrów.

            -Brzmisz trochę jak Potter- zaśmiała się Meadowes.

            -Może zwariowałem tak jak on?- dodał Syriusz z szelmowskim uśmiechem.

            -Oby nie, bo jak będziesz biegał i krzyczał „Meadowes, umówisz się ze mną?” to potraktuję cię jakąś klątwą, przysięgam.- Dotknęła palcem jego policzka.- Poza tym…

Nie zdążyła dokończyć, bo Łapa wykorzystując swój gips, przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował prosto w usta. Dziewczyna chwilę nie mogła zorientować się co się wydarzyło, ale za moment oddała pocałunek równie intensywnie. Nie obchodziło ich to, że praktycznie każdy obecny w pokoju wspólnym natychmiast skierował wzrok na parę. Nagle, dziewczyna oderwała się od Syriusza i odsunęła na kilka metrów.

            -Właśnie tak nie możesz się zachowywać, Black!- Zagroziła mu palcem, ale nadal delikatnie się uśmiechała.

            -Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem- odpowiedział i uśmiechnął się szeroko.

            -Cieszę się, że wszystko sobie wyjaśniliśmy, a teraz idę poszukać Lily- powiedziała kierując się w stronę wyjścia.

            -Raczej nie chcesz jej teraz znaleźć!- krzyknął za dziewczyną, uśmiechając się znacząco.

            -Co masz na myśli?- dodała.

            -Och, nie bądź dzieckiem, Meadowes- powiedział poruszając brwiami.

Dziewczyna przewróciła oczami, po czym uśmiechnęła się pod nosem i opuściła pokój wspólny.

***

            Szliśmy z Jamesem korytarzem na trzecim piętrze, zastanawiając się gdzie podziali się wszyscy nasi przyjaciele, poza Dorcas i Syriuszem, którzy zapewne teraz tulili się do siebie w pokoju wspólnym. Korytarz był całkowicie pusty, nie było na nim żadnego ucznia, ale w porze kolacji to raczej normalny stan rzeczy. Nagle, zza rogu wyłoniła się Dorcas, a tuż za nią biegł zmachany Peter.

            -Co się stało?- spytał James patrząc na przyjaciela.

Od razu dało się wyczuć napięcie.

            -No bo… jakby to powiedzieć…- jąkał się Pettigrew.

            -Wyduś to z siebie, Peter- ponagliłam go.

            -Remus zniknął kilka godzin temu. Nikt nie wie gdzie jest- powiedziała w końcu Dorcas, patrząc na mnie badawczo.

            -Na mapie też go nie ma- dodał Peter.

James wyraźnie się wzdrygnął.

            -Chodź Peter, idziemy po Syriusza- powiedział zdecydowanie i pociągnął przyjaciela w stronę wieży Gryffindoru.

            -Idę z wami- powiedziałam szybko, na co James zatrzymał się tuż przede mną i przytrzymał moje ramiona rękami.

            -Nie ma mowy, zostajesz w szkole- odparł zdecydowanie, głosem nieznoszącym sprzeciwu.

            -Zapomnij, Potter- warknęłam.

            -Idźcie już i znajdźcie go, ja posiedzę i popilnuję naszej narwanej Lily- powiedziała Dorcas, na co aż otworzyłam usta ze zdziwienia.

Meadowes kompletnie nie przejęła się moją reakcją i przytrzymała mnie ręką, a James i Peter wykorzystali sytuację i rozpłynęli się w powietrzu.

            -Dlaczego to zrobiłaś?- spytałam zirytowana.

            -Bo i tak musimy porozmawiać, a chłopcy dadzą sobie radę bez ciebie- powiedziała z uśmiechem czarnowłosa.

            -Och świetnie. Opowiadaj, może też będę mogła wbić ci nóż w plecy- odparłam ironicznie.

Dorcas zaśmiała się promiennie i po raz kolejny spojrzała na mnie znacząco.

            -Zanim to zrobisz, doprowadź się do porządku panno bezwstydna- dodała z ironicznym uśmiechem i wskazała palcem moją koszulę.

Dopiero teraz zorientowałam się, że guziki w koszuli są źle pozapinane. Na moją twarz natychmiast wpłynął wielki rumieniec. Od razu poprawiłam ubiór i po chwili roześmiałam się, widząc rozbawioną minę przyjaciółki.

            -Zdaje się, że miałaś mi coś opowiedzieć- powiedziałam, wciąż paląc się ze wstydu.

            -Och tak, nie tylko ty jesteś taka bezwstydna- odparła i w ten sposób rozpoczęła opowieść o wydarzeniach z pokoju wspólnego.

Brakowało mi rozmów z Meadowes, wymieniania się spostrzeżeniami, a nawet plotkami, których normalnie nienawidziłam. Miesiące, w których Dorcas była zamknięta w sobie, były dla mnie bardzo trudne. Ostatnio, mimo trudnych wydarzeń, wyraźnie było widać, że wszystko powoli wraca do normy, szczególnie jeśli chodzi o zachowanie Meadowes.

Udałyśmy się do Wielkiej Sali, w ostatniej chwili pojawiając się na kolacji. Rozmawiałyśmy tak, jakbyśmy nie widziały się całe lata. Ledwo się zorientowałam, że zrobiło się już dość późno, jak do Sali wbiegli Huncwoci, bez Remusa.

            -I co z nim?- spytałam zniecierpliwiona.

James zajął miejsce obok mnie, a Syriusz obok mojej przyjaciółki. Z szerokim uśmiechem objął ją jedną ręką, na co dziewczyna zareagowała jakby chciała go zamordować. Obdarzyła go nienawistnym spojrzeniem i zrzuciła z siebie jego ramię. Syriusz zrobił minę zbitego psa, ale po chwili wróciła do niego powaga i znacząco spojrzał na Petera, który nadal stał.

            -Chyba jednak będziesz nam potrzebna, Lily- powiedział Pettigrew, patrząc w podłogę.

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam pytająco na Pottera.

            -Remus nie chce z nami gadać. Masz do niego dobre podejście, może ciebie posłucha- dodał James.

            -Dobrze, więc chodźmy- powiedziałam spokojnie i wstałam od stołu.- Gdzie on jest?

            -Widzisz, Evans, tutaj nie będziesz zbyt zadowolona- odparł uśmiechnięty od ucha do ucha Syriusz.

            -Gdzie?- ponagliłam ich.

            -Pod Świńskim Łbem- powiedział nieco rozbawiony James.

            -Co on na Merlina robi w tej melinie?- spytałam zniesmaczona.

            -A co się robi w melinach? Poddaje się błogiemu działaniu pewnego złocistego trunku- dodał Black.

Westchnęłam zrezygnowana.

            -Niech wam będzie, chodźmy już, im szybciej będę miała to z głowy, tym lepiej- powiedziałam.

            -Rogacz z tobą pójdzie, a my… musimy coś załatwić- wyjąkał Peter.

            -Dobra, chodź już- dodałam i pociągnęłam Jamesa za sobą.

            -Powodzenia, Bezwstydna!- krzyknęła Dorcas, a ja znów spłonęłam rumieńcem.

            -Czy ja o czymś nie wiem?- spytał rozbawiony James. 


Wszyscy moi przyjaciele wybuchli gromkim śmiechem, a ja zaczerwieniłam się jeszcze bardziej i pociągnęłam Pottera za rękaw w kierunku wyjścia z Sali.

Po jakiś dwudziestu minutach dotarliśmy w końcu do gospody, gdzie zauważyłam samotnie siedzącego przy stoliku Remusa. Chłopak miał podkrążone oczy i był wyjątkowo blady. Dookoła niego poustawiane były puste szklanki, a ich ilość wskazywała na to, że rozmowa może być nieco utrudniona.

            -Poczekaj tu chwilę- szepnęłam do Jamesa.

Chłopak pocałował mnie delikatnie w czoło, a ja odeszłam w kierunku przyjaciela.

            -Remus?- Lupin wzdrygnął się na dźwięk mojego głosu.

            -Co ty tu robisz, Lily? Oni cię przysłali?- spytał zdenerwowany.

„Oni”? Musiało być bardzo źle.

            -Chciałam z tobą porozmawiać. Dawno nie gadaliśmy- odparłam spokojnie, czekając na reakcję.

Remus spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.

            -O czym chcesz rozmawiać?

            -Jak się czujesz?- spytałam.

            -Doskonale. Jak się mam czuć?- odparł ironicznie.

Już wiedziałam, że ta rozmowa będzie wyjątkowo trudna. Kompletnie nie wiedziałam jak ugryźć temat, żeby chłopak zechciał mi cokolwiek powiedzieć.

            -Remusie, wiem, że jest ci teraz bardzo ciężko, nam wszystkim jest. Chcę tylko, żebyś wiedział, że nie jesteś z tym sam. Zawsze będziemy przy tobie.- Spojrzałam mu głęboko w oczy.

            -Nie masz pojęcia jak się czuję- odpowiedział zdenerwowany i odwrócił wzrok.

Chwyciłam jego dłoń.

            -Myślę, że jednak mam- odparłam.-Pamiętasz co wydarzyło się rok temu?

            -Twoi rodzice- powiedział smutno i ścisnął moją dłoń.

            -Kiedy to się stało… Myślałam, że świat mi się zawalił, ale wyszłam z tego. Dzięki wam. Gdyby nie wy, ja również zamknęłabym się w sobie- odpowiedziałam.- Pozwól sobie pomóc. Nie jesteś sam.

            -A właśnie, że jestem- rzekł zdenerwowany.- Szkoła zaraz się skończy. Nie dość, że jestem bestią, z którą nikt nie będzie chciał mieć do czynienia, to zostanę całkowicie sam.

W jego oczach pojawił się ból. Moje serce przyspieszyło. Zawsze miałam w sobie wielką umiejętność (a może przekleństwo?) do współodczuwania cierpienia moich najbliższych. Poczułam wielką potrzebę, żeby wesprzeć przyjaciela najlepiej jak tylko potrafię.

            -Nie pozwolę na to, Remusie- powiedziałam cicho, znów patrząc głęboko w jego bursztynowe oczy.

            -Jak niby chcesz mi pomóc? Chcesz, żebym mieszkał z tobą i Jamesem?- spytał ironicznie.

            -Nie. Chcę, żebyś zamieszkał ze mną- powiedziałam spokojnie, z delikatnym uśmiechem na ustach.

            -Lily, zwariowałaś- odpowiedział po chwili niedowierzania.

            -Mówię całkowicie poważnie. James mieszka z rodzicami i Syriuszem, poza tym, nie chcę siedzieć Potterom na głowie.- Przygryzłam wargę.


 

Lupin patrzył na mnie wyjątkowo zaskoczony, chłonąc każde moje słowo.

            -Jesteś pewna, że Rogacz dobrze to przyjmie?- spytał zrezygnowany.

            -Jestem pewna, że nie- powiedziałam z uśmiechem.- Ale zrozumie.

Tym razem to Lupin uśmiechnął się nieznacznie i znów ścisnął moją dłoń.

            -Dziękuję. Jesteś taka dobra, Lily- odparł Remus.

            -To ja dziękuję, że zechcesz mnie znosić.- Zaśmialiśmy się razem.- Wszystko będzie dobrze, razem damy radę.

Po raz pierwszy zarówno ja, jak i Lupin poczuliśmy, że naprawdę może tak być.

            -A teraz zbieraj się, zanim będę musiała cię nieść do zamku i McGonagall nas zamorduje- dodałam z uśmiechem.

Remus zrezygnowany wstał od stołu. Już miałam odejść, kiedy poczułam jak jego ramiona mocno przyciągają mnie do siebie. Odwzajemniłam uścisk i pogładziłam go ręką po plecach.

            -Dziękuję, Lily- szepnął jeszcze raz.

            -Luniek! Ty żyjesz!- wykrzyknął szczęśliwy James, podchodząc do nas.

Oderwałam się od przyjaciela, ustępując miejsca Potterowi. Chłopcy objęli się na chwilę i potoczyli się w kierunku wyjścia. Poczułam jak spada mi kamień z serca, kiedy zobaczyłam delikatny uśmiech Lunatyka, pojawiający się raz na jakiś czas na jego twarzy.

Teraz zdecydowanie, wszystko miało iść w dobrą stronę.

1 komentarz:

  1. Kurcze cudowny rozdział... Rozmowa Lily i Remusa - wspaniale opisana. Kurcze, nie wiem co jeszcze powiedzieć...
    Czekam na kolejny z niecierpliwością ❤
    ozdrawiam ciepło 😘

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA