wtorek, 29 września 2020

48. Dorosłość

            OWTM-y zbliżały się wielkimi krokami, a więc starałam się każdą wolną chwilę spędzać w bibliotece. Zazwyczaj przebywałam tam całkiem sama albo raczej doskonale wybierałam ten kąt, w którym nie było innych ludzi. Nadszedł piątkowy wieczór, a więc tradycji musiało stać się zadość. Przysiadłam przy jednym ze stolików i otworzyłam wielki podręcznik do transmutacji. Zagłębiłam się w lekturze, napawając się błogą ciszą. Nie było mi jednak dane długo czytać, bo do biblioteki wpadł jak burza James wraz z biegnącym tuż za nim Syriuszem. Chłopak wyglądał na wyraźnie wściekłego, przemierzając z impetem bibliotekę. Miał na sobie szatę do gry w Quidditcha, a jego włosy były przemoczone. Kątem oka dostrzegłam, że zaczęła się burza i uznałam to za najbardziej prawdopodobny powód wściekłości chłopaka. Nagle, Black zatrzymał się kilka regałów dalej i odwrócił do mnie plecami, jakby chciał po prostu przeczekać nadchodzącą rozmowę moją i Jamesa.

            -Black, Potter, to jest biblioteka! Ciszej tam!- wrzasnęła Pince.

Syriusz uniósł ręce w przepraszającym geście i nie odezwał się ani słowem, a James jakby kompletnie się nie przejął. Podszedł do mnie i ignorując moje zdziwione spojrzenie, usiadł naprzeciwko i z determinacją spojrzał prosto w moje oczy.

            -Chcesz mi o czymś powiedzieć, Lily?- spytał zdenerwowany.

            -Dzień dobry, James?- spytałam ironicznie, nie rozumiejąc o co mu chodzi.

            -Byłby całkiem dobry, gdyby nie rozmowa z Lunatykiem- powiedział i uśmiechnął się pod nosem.

Zdecydowanie nie był to przyjemny uśmiech mówiący „Och, jak miło cię widzieć”. Prychnęłam.

            -Ach tak? Co takiego powiedział, że przyszedłeś się wyżywać na mnie?- Tym razem to ja się zdenerwowałam i zgromiłam go wściekłym spojrzeniem.

            -Widzisz, wychodzi na to, że wszyscy moi przyjaciele wiedzieli, że zamierzasz zamieszkać z Lunatykiem, poza mną!- wykrzyknął, czym przykuł całkowicie uwagę pani Pince.

            -Potter, Evans, proszę natychmiast opuścić bibliotekę- powiedziała zdenerwowana, podchodząc do naszego stolika.

            -Ale pani Pince, to nie moja wina!- odparłam zaskoczona.

            -Bez dyskusji. Załatwiajcie swoje problemy poza tą salą- dodała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Wściekła zaczęłam zbierać swoje książki i pakować je do torby. Spojrzałam jeszcze raz, nienawistnym wzrokiem, na Jamesa, który wydawał się aż kipieć złością. Rozbawiony Syriusz nadal stał kilka regałów dalej, ale i jego dostrzegła Pince.

            -Zabierzcie Blacka ze sobą- dodała patrząc na Pottera i po chwili odeszła.

Łapa zrobił sztucznie obrażoną, ale za to nad wyraz zabawną minę. Szybkim krokiem wyszłam z biblioteki i nawet na sekundę nie obejrzałam się za siebie. Nie miałam zamiaru słuchać głupich pretensji chłopaka. Już miałam skierować się w stronę wieży Gryffindoru, kiedy ktoś chwycił mnie za ramię.

            -Dokąd to? Nie skończyliśmy rozmowy- powiedział James, patrząc badawczo na moją reakcję.

            -Nie zamierzam z tobą rozmawiać. To moja decyzja i musisz ją uszanować- odparłam i znów spróbowałam się odwrócić, ale Potter ani śnił mi pozwolić.

            -Zostaniesz tu i ze mną porozmawiasz- szepnął, przyciągając mnie do siebie tak blisko, że dokładnie widziałam każdą iskierkę złości w jego oczach. James był osobą, która w takich sytuacjach, nie potrafiła ukrywać swoich emocji. Natychmiast zrozumiałam, że jego determinacja nie zniknie, póki nie doprowadzi tej rozmowy do końca.

            -Narozrabiałaś, Evans- skomentował Syriusz, uśmiechając się głupkowato.

            -Nie wtrącaj się, Black- odpowiedziałam nerwowo, wciąż patrząc w oczy Jamesa.

            -Zostawię was może, zanim oberwę jakąś klątwą- dodał Łapa i po chwili zniknął za rogiem, zostawiając mnie sam na sam z Potterem.

Wciąż mocno trzymał mnie za ramię i dopiero po chwili zdałam sobie z tego sprawę. Wyrwałam się szybko, stając kilka metrów dalej.

            -Czy ty zawsze musisz być takim dzieckiem?- spytałam.

 


 

            -Dzieckiem? To nie ja podejmuję sobie „dojrzałe” decyzje nie informując o tym swojej dziewczyny!- wykrzyknął i zrobił krok naprzód.

            -Może jeszcze zamierzasz mi powiedzieć, że nie rozumiesz dlaczego to zrobiłam?- Poczułam jak podnosi mi się ciśnienie.

            -Nie rozumiem. Może wszechwiedząca Lily Evans mi to wyjaśni?- Kolejny krok w przód.

            -To twój przyjaciel, dziwię się, że to nie ty zaproponowałeś mu wspólne mieszkanie- powiedziałam już nieco spokojniej. Zrobiłam krok w tył.

            -Lily, kończymy szkołę i musimy zacząć układać sobie życie. Jak masz zamiar to robić mieszkając z Remusem?- spytał i znów posunął się do przodu. Natychmiast się cofnęłam, ale za moimi plecami pojawiła się przeszkoda w postaci ściany.

            -Normalnie, James. Przecież to nie na całe życie! I tak nie mam gdzie mieszkać, a w ten sposób mogę pomóc przyjacielowi i sprawić, że nie będzie sam- odpowiedziałam.

            -A co ze mną?- spytał przysuwając się bliżej.

            -Nie bądź dzieckiem, ty i tak nie będziesz sam. Masz Syriusza- odparłam zrezygnowana.

Dostrzegłam jak na jego twarzy znów pojawia się niezadowolenie.

            -A co z nami? Myślałem, że chcesz ze mną być- powiedział prawie szeptem, ponieważ z kolejnym krokiem, znajdował się już tak blisko mnie, że dokładnie mogłam go usłyszeć.

            -Wiesz, że chcę, ale Remus nie może być teraz sam- dodałam, tym razem spokojnie.

James westchnął i spuścił wzrok. Dotknęłam ręką jego ciepłego policzka, zmuszając go, żeby na mnie spojrzał.

            -Nic się między nami nie zmieni, James- dodałam z lekkim uśmiechem, badając jego reakcje.

            -Myślałem, że zamieszkamy razem. Bez Syriusza, bez moich rodziców.- W jego oczach pojawił się delikatny błysk.

            -Zamierzałeś go wyrzucić? Przecież on także nie ma dokąd iść. Poza tym, wiesz, że mam rację- powiedziałam przyciągając jego twarz tak blisko, że stykaliśmy się czołami.

Wiedział to doskonale, ale James Potter, nie mógł przyznać mi racji. To było ponad jego możliwości, których byłam w pełni świadoma, a więc wystarczyło mi jego milczenie, żebym wiedziała, że wygrałam.

            -Chcesz mi powiedzieć, że będziesz mieszkać z Remusem- szepnął- beze mnie.- Musnął ustami mój policzek.- I bez tego…- Pocałował płatek mojego ucha.

Drgnęłam.

            -I tego…- dodał po raz kolejny, tym razem całując mnie w szyję.- I bez tego…- Pogładził mnie ręką po plecach, nie przestając muskać mojej szyi.

Czułam jak rosną we mnie emocje. Nie potrafiłam na tamtą chwilę określić czy pozytywne, czy negatywne, bo wciąż chciałam go rozszarpać za te nerwy, które wyładował na mnie zamiast spokojnej rozmowy, ale wiedziałam też jak bardzo i on ma rację.

            -Potter?- usłyszeliśmy dobrze znany głos i natychmiast od siebie odskoczyliśmy.

Tuż obok nas stał profesor Slughorn, wpatrując się w nas zaskoczony. Poczułam jak na moje policzki wpływa wielki, czerwony rumieniec wstydu. To była ta chwila, w której chciałam zapaść się pod ziemię, ale zdecydowanie świat nie działał na moją korzyść.

            -Lily?- spytał szczerze zaskoczony.

            -Profesorze, właśnie pana szukałam!- skłamałam.

James roześmiał się cicho, widząc moją minę (która z pewnością była bardzo zabawna) i powoli zaczął się oddalać.

            -To ja już nie przeszkadzam, Lily. Do zobaczenia po treningu!- krzyknął i już go nie było.

Treningu? Chyba oszalał! Na dworze wciąż grzmiało i błyskało się, a drzewa wyglądały, jakby miały za chwilę złamać się jak zapałki. Na dodatek zostawił mnie samą, w bardzo nieupragnionej sytuacji ze Slughornem.

            -Panno Evans, właściwie cieszę się, że panią spotkałem- powiedział już nieco bardziej rozluźniony, ale wciąż patrząc na mnie z lekkim niedowierzaniem.

Sama czasami nie dowierzałam jak mogłam zachowywać się tak w szkole. Przy Jamesie czasami kompletnie traciłam mózg.

            -Coś się stało?- spytałam zaskoczona.

            -Chciałem podziękować za wyjątkowy prezent- powiedział z promiennym uśmiechem- To naprawdę piękna magia.

Och. Kompletnie zapomniałam o kuli, którą mu przygotowałam. Odwzajemniłam uśmiech, a na moje policzki znów wpłynął delikatny rumieniec.

            -To drobiazg. Chciałam, żeby miał pan po mnie pamiątkę, kiedy już odejdę ze szkoły- odpowiedziałam.

            -Och, tej szkole będzie ciebie bardzo brakować, Lily. Podejrzewam, że kolejnym tak świetnym uczniem będzie dopiero twoje dziecko.- Zabrakło mi tchu.

Dziecko? Ja miałabym kiedyś mieć dziecko? Zdecydowanie nie. Nie nadawałam się na matkę i na pewno nie chciałam nią być. Nie potrafiłam sobie wyobrazić nawet własnej przyszłości, a co dopiero małego dziecka. Tym bardziej w czasach wojny czarodziejów. Ten świat nie jest miejscem dla dzieci, póki Voldemort chodzi po nim. Slughorn chyba wyczuł moje zmieszanie.

            -Muszę już iść, bardzo miło było cię spotkać, Lily!- dodał w pośpiechu i podążył w kierunku sąsiedniego korytarza.

Ja wciąż stałam jak wryta i analizowałam słowa profesora. W takiej sytuacji zastała mnie Dorcas, która, jak się okazało, stała obok mnie już dobre pięć minut, a ja nie zdałam sobie sprawy z jej obecności.

            -Lily? Dobrze się czujesz?- spytała zmartwiona.

            -Co?- otrząsnęłam się nagle.

            -Zobaczyłaś bazyliszka?- Meadowes roześmiała się.

            -Raczej Ślimaka- powiedziałam i również się zaśmiałam.

 

***

~Narracja trzecioosobowa~

            Grupa przyjaciół zajęła w Wielkiej Sali ten sam stolik co zawsze i pogrążyła się w rozmowie. Głównym tematem był oczywiście nadchodzący mecz Quidditcha. James był wyjątkowo przejęty, ponieważ coraz bardziej zbliżały się finały, a co za tym idzie, jego ostatni mecz jako kapitan drużyny Gryffindoru. Razem z Syriuszem od dawna planowali taktykę, którą wykorzystają przeciwko drużynie Slytherinu.

            -I wtedy wykorzystamy kleszcze Parkina, Slytherin nie ma szans- powiedział entuzjastycznie Syriusz, jednocześnie uderzając ręką w stół.

Alicja oderwała się od książki i przestraszona spojrzała na Blacka.

            -Jak będziesz się tak dalej zachowywał, przysięgam, że dostanę zawału, a bardzo chciałabym dożyć własnego ślubu- powiedziała zdenerwowana, gromiąc Syriusza spojrzeniem.

            -Tak, też chciałbym, żebyś dożyła własnego ślubu. Planuję nie wyjść z niego na dwóch nogach, ale żeby się tak stało, panna młoda musi żyć- odparł uśmiechnięty od ucha do ucha Black.

            -Och cieszę się, że jestem ci do czegoś potrzebna, Syriuszu- powiedziała ironicznie Alicja i wróciła do lustrowania książki spoczywającej przed nią.

            -Wracając do meczu, musimy wykorzystać słabości Ślizgonów- dodał entuzjastycznie James, ale nie zdążył dokończyć myśli, ponieważ w Sali zaczęła się pojawiać poczta.

Sowy latały z jednej strony pomieszczenia do drugiej i zostawiały pocztę przed poszczególnymi uczniami. Standardowo, przed Alicją pojawił się list od Franka, na co Black przewrócił oczami. Zdziwienie na jego twarzy wywołała jednak koperta, która po chwili pojawiła się przed nim. Poczuł nagle ścisk w gardle, kiedy zobaczył pieczęć rodu Blacków. Spojrzeli na siebie z Jamesem porozumiewawczo i po dłuższej chwili zastanowienia, chwycił kopertę w dłonie i zaczął wyjmować z niej list. Kolejna chwila zastanowienia.

            -No dalej- ponaglił go Potter.

Syriusz podniósł pergamin i zagłębił się w lekturze listu. Wyraz jego twarzy był szalenie trudny do odczytania. James patrzył na niego skonsternowany, próbując przeanalizować każdą zmianę w jego zachowaniu. Nagle, Syriusz spojrzał na przyjaciela ze łzami w oczach.

            -Wuj Alfard nie żyje- powiedział cicho.

            -Tak mi przykro, Syriuszu- Alicja objęła go jedną ręką i położyła głowę na jego ramieniu.

            -To była jedyna osoba, która okazywała mi jakąkolwiek miłość w tej popieprzonej rodzinie- dodał smutno.- Matka go wydziedziczy.

            -Jak to? Dlaczego miałaby to zrobić?- spytał Potter.

            -Wuj zapisał mi w spadku cały swój majątek.- Po policzku Blacka popłynęła pojedyncza łza.

James wiedział jak ciężki to moment dla Łapy. Wiele lat znosił poniżanie, nienawiść, a nawet tortury ze strony własnej matki. Nigdy nie był kochany, czy nawet chciany. Jedynie niewielka część jego rodziny okazywała mu pozytywne uczucia. Jedną z tych osób był właśnie wuj Alfard.

            -Pojedziesz ze mną na pogrzeb?- spytał Jamesa.

            -Oczywiście, możesz na mnie liczyć- odpowiedział natychmiast Potter.

            -Dostałem w spadku wielki dom, nie będę już musiał u ciebie mieszkać- powiedział Syriusz, uśmiechając się delikatnie.

            -Wiesz przecież, że możesz zostać z nami tak długo jak tylko chcesz- dodał James.

W sercu Pottera nagle pojawiła się wielka pustka. Syriusz zamierzał się wyprowadzić, zacząć układać sobie życie, Lily miała zamieszkać z Remusem. Pierwszy raz od dawna miał zostać sam. W głębi serca doskonale wiedział, że tak będzie dla wszystkich najlepiej, jednak nie potrafił tego przyswoić. Nie był przyzwyczajony do samotności, szczególnie przez to, że od 15 roku życia miał swojego najlepszego przyjaciela w pokoju obok.

            -Wiem, James, ale to już mój czas- powiedział patrząc przyjacielowi głęboko w oczy.

Potter uśmiechnął się nieznacznie. Ten dzień przyniósł mu trudność z jaką nigdy nie musiał się mierzyć. To dzień, w którym musiał dorosnąć i zmierzyć się z brutalną rzeczywistością i samotnością, której tak nienawidził. W tamtym momencie coś do niego dotarło.

            -Muszę coś załatwić, niedługo wrócę- powiedział Potter wstając od stołu i poczekał, aż Black kiwnie głową, na znak, że rozumie, po czym ruszył biegiem w stronę wyjścia. Schował się za rogiem, tak, żeby nie zauważyły go żadne nieproszone oczy.

            -Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego- szepnął wskazując różdżką kawałek pustego pergaminu, na którym po chwili zaczęły pojawiać się znaki.

Pospiesznie odnalazł kropkę z napisem „Lily Evans” i rzucił się biegiem w stronę sowiarni, gdzie przebywała dziewczyna. Pospiesznie przemierzał zabłocone drogi do wieży, nie zważając na szalejący wiatr. Po chwili znalazł się w miejscu do którego dążył i zobaczył rudowłosą dziewczynę siedzącą na parapecie, zapisującą coś na pergaminie. Wyglądała tak spokojnie, że James zatrzymał się na chwilę i patrzył na Lily, przyglądając jej się uważnie.

            -James?- spytała zaskoczona i zeszła z parapetu, patrząc zmieszana na chłopaka.

Potter nie czekał już ani chwili dłużej. Szybko podszedł do niej i chwycił jej twarz w dłonie. Przyciągnął dziewczynę mocno do siebie i zanim zdążyła się odezwać, wpił się jej usta. Lily chwilę nie mogła zrozumieć co się dzieje, ale za moment oddała pocałunek równie mocno.

            -Co się stało?- spytała, kiedy oderwali się od siebie.

Widziała wyraźnie, ze Potter ma za sobą ciężki dzień.

            -Przepraszam za wcześniej, byłem strasznie głupi- powiedział spokojnie, patrząc dziewczynie głęboko w oczy.

            -Nic się nie stało, James. Wiedziałam, że w końcu zrozumiesz- szepnęła wtulając się mocno w chłopaka.

            -No właśnie- powiedział stanowczo, odsuwając rudowłosą delikatnie od siebie, znów patrząc jej w oczy.- Zamieszkajcie w domku nad jeziorem.

            -James, nie możemy, to wasz dom- powiedziała dziewczyna.

            -Lily, chcesz pomóc Remusowi. Szanuję to, ale nie możesz zabronić mi pomóc przyjacielowi i mojej dziewczynie- odparł gładząc ją po policzku.- Zrób to dla Remusa.

            -Zrobię to dla ciebie- szepnęła i delikatnie przyciągnęła jego twarz do swojej.

            -Chociaż tyle mogę dla niego zrobić- dodał.- Ale musisz mi coś obiecać.

            -Co tylko chcesz- powiedziała odsuwając się delikatnie.

            -W czasie pełni będziesz mieszkać z moimi rodzicami albo u Syriusza- powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Do dziewczyny dopiero po chwili dotarły słowa okularnika.

            -U Syriusza? O czym ty mówisz, James?- spytała zszokowana.

            -Syriusz dostał w spadku dom. Zamieszka tam, kiedy skończymy szkołę.

Lily w końcu zrozumiała co chłopak miał na myśli. Zrozumiała też, że jej decyzja o zamieszkaniu z Remusem musiała być dla niego jeszcze trudniejsza, kiedy dowiedział się, że Black nie będzie mieszkał z nim pod jednym dachem.

            -Obiecaj mi to- szepnął znów przytulając dziewczynę mocno do swojej piersi.

            -Obiecuję- odpowiedziała po chwili, wtulając się jeszcze mocniej w tors Pottera.- James?

Chłopak nie puścił jej, mimo że czuł, że Evans chce na niego spojrzeć.

            -Nigdy nie będziesz sam, pamiętaj o tym- powiedziała cicho.

W tym momencie, nieco doroślejszy James, poczuł, że życie poza Hogwartem zbliża się wielkimi krokami. 

***

            Postanowiłam natychmiast pobiec do dormitorium Huncwotów, w którym aktualnie przebywał tylko Remus i poinformować go o dobrych wiadomościach, które przekazał mi James. Wpadłam do pokoju jak burza, niemal przyprawiając Lupina o zawał. Wzdrygnął się, a książka wypadła mu z rąk.

            -Remus!- krzyknęłam i doskoczyłam do przyjaciela w ekspresowym tempie.

Objęłam go delikatnie, a zszokowany Lunatyk delikatnie pogładził mnie ręką po plecach.

            -Eee Lily? Coś się stało?- spytał zmieszany.

Spojrzałam na jego zaskoczoną twarz i roześmiałam się, powodujący tym samym jeszcze większą konsternację w jego głowie.

            -James pozwoli nam zamieszkać w domku nad jeziorem- powiedziałam z szerokim uśmiechem.

Remus spuścił głowę, jakby czuł się winny całego zła świata.

            -Nie wiem czy to dobry pomysł, Lily. Nie chcę wykorzystywać jeszcze jego- odparł smutno.

            -Nikogo nie wykorzystujesz, Remusie. To jego dobrowolna decyzja, on też chce ci jakoś pomóc. Jesteśmy w tym razem- dodałam, chwytając go za ramię.

Pierwszy raz dostrzegłam w jego spojrzeniu nadzieję.

            -Dziękuję, wam obojgu- powiedział, uśmiechając się delikatnie.

            -Cała przyjemność po naszej stronie.- Tym razem to ja się uśmiechnęłam i obdarzyłam go najcieplejszym spojrzeniem jakim tylko się dało.- Nie wiem jak zniesiesz mieszkanie ze mną.

            -Myślę, że nie będzie tak źle.- Zaśmiał się Remus.

            -No nie wiem, jak tak patrzę na wasze dormitorium, to chyba przyda wam się lekcja utrzymywania porządku dookoła siebie- powiedziałam, podnosząc ze zdegustowaniem brudny t-shirt leżący w rogu pokoju.

Zniesmaczona rzuciłam go w stronę Lupina, a ten zręcznie zrobił unik. Kątem oka zauważyłam małe, czerwone pudełeczko leżące na podłodze, w miejscu, z którego przed chwilą usunęłam koszulkę. Remus natychmiast zamilkł i spojrzał na mnie przestraszony. Podniosłam pudełeczko i obdarzyłam przyjaciela wzrokiem wymagającym odpowiedzi.

 


            -Co to jest?- spytałam.

            -To nie moje, Lily. Lepiej to odłóż, nie powinnaś była tego widzieć- odpowiedział natychmiast, wstając z łóżka i próbując wyrwać mi pudełeczko.

Nie dałam się. Powoli otworzyłam je i moim oczom ukazał się pierścionek z białego złota, na środku którego widniał sporych rozmiarów szafir, otoczony diamentami. Wyglądał na dość stary.

            -Lily, proszę- szepnął Lupin, tym razem wyciągając spokojnie rękę przed siebie.

Czy pudełeczko należało do Jamesa? Czy Potter planował mi się oświadczyć? Zakręciło mi się w głowie. Spokojnie położyłam pudełeczko na dłoni Lupina i bez słowa usiadłam na podłodze, aby nie upaść od zawrotów głowy. Krążyło w niej miliard myśli na sekundę. Jeszcze rok temu nienawidziłam Pottera z całego serca i na samą myśl o spotkaniu z nim miałam ochotę zaszyć się w dormitorium i nigdy z niego nie wychodzić. Nienawidziłam w nim każdego zachowania, zaczynając od ośmieszania mnie czy znęcania się nad Severusem, kończąc na mierzwieniu sobie włosów bez powodu. Uważałam go za dupka, którego jedynym marzeniem jest zdobycie mnie, ale tylko po to, aby osiągnąć swój cel i dopaść „Niedostępną Evans”. Nie myliłam się do końca. James był rozpuszczonym pajacem, który jednak przeszedł niesamowitą przemianę, która nadal trwa. W ciągu ostatnich dni udowodnił mi, że myśli o naszej przyszłości, ale czyżby myślał o niej aż tak poważnie? Czy byłabym gotowa spędzić z nim resztę życia? Wzdrygnęłam się, co zauważył Remus.

            -Nie powinnaś była tego widzieć. Musisz o tym zapomnieć i nie dopowiadać sobie własnych teorii- powiedział spokojnie Lunatyk.

            -Nic sobie nie dopowiadam- zaprotestowałam.

            -Właśnie widzę.- Zaśmiał się Remus.- Posłuchaj, nie wiem do kogo należy ten pierścionek.

Widać było dokładnie, że nie kłamie. Był równie zmieszany jak ja.

            -Masz rację, nie powinnam wymyślać sobie historyjek- odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem.- Muszę już iść.

Wstałam i szybko znalazłam się tuż obok drzwi, które już miałam otworzyć, ale Lupin przytrzymał je ręką.

            -Nie nakręcaj się, Lily- powiedział jeszcze raz, patrząc mi głęboko w oczy.

            -Spróbuję w ogóle o tym nie myśleć- odpowiedziałam, tym razem szczerze.

            -Tak będzie najlepiej. Pozwól przyszłości rozwijać się samej- dodał stanowczo.

Mimo, że bardzo chciałam wyprzeć z głowy wspomnienie o znalezionym pierścionku, nie mogłam. W mojej głowie działo się już mnóstwo możliwych scenariuszy, ale czy którykolwiek mógłby naprawdę się rozegrać? Czy James chciał, abym po tylu latach jego starań, została jego żoną? Jego poprzednia wersja nie raz obdarzała mnie słowami „Jeszcze będziesz moja, Evans”. Czy naprawdę miałam? I przede wszystkim, czy tego właśnie chciałam?

 

1 komentarz:

  1. Super rozdział jak zawsze <3
    Miłego dnia i pozdrawiam ciepło! <3

    Ps. Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale mam sporo nauki i obowiązków przez co o wiele mniej czasu...

    OdpowiedzUsuń

Theme by MIA